Koło ratunkowe polskiej ochronie zdrowia rzucają Koszyce i Stanisławów

Udostępnij:
Skąd kolejki do polskich lekarzy? –Jest ich za mało – twardo utrzymują fachowcy. –Po prostu, polskie uniwersytety kształcą zbyt mało lekarzy – przekonuje Maciej Hamankiewicz, jeden z nich. System kształcenia jest niewydolny. Ale w sukurs idą uczelnie zza naszej „bliskiej zagranicy”: Koszyc, Tarnopola, Stanisławowa.
Dlaczego polski system kształcenia lekarzy jest niewydolny? Liczbę miejsc na nich limituje ministerstwo zdrowia. Szczególnie miejsc takich, które są dla studenta bezpłatne, to znaczy nie obarczone rachunkiem za czesne –A jako, że wykształtacenie lekarza jest drogie, droższe niż np. socjologa, po części rozumiem, że limity te są ograniczane – mówi Wojciech Maksymowicz, dziekan Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

To tyle, gdy chodzi o miejsca bezpłatne. A co dzieje się z miejscami płatnymi? To jest dotyczącymi tych kandydatów, którzy gorzej zdali egzamin maturalny (będący podstawą kwalifikacji na studia lekarskie), ale mają kwalifikacje, ambicje i predyspozycje, by kształcić w wymarzonym zawodzie lekarza, a po postu: nie mieszczą się w ścinanych przez ministerstwo limitach? Co z tymi co egzamin zdali nie na „pięć”, a „cztery plus” – i na dodatek mają wsparcie rodziców czy instytucji stypendialnych, które pokryją wydatki na czesne?

Polski system takich ludzi nie odrzuca, stawia przed nimi wygórowane wymagania. Ten potencjał zostałby zmarnowany, gdyby nie oferta – przede wszystkim z krajów ościennych. Norwegowie, Szwedzi – wybierają studia medyczne w Polsce. Polacy – na Ukrainie i Słowacji.

-Narodowy Medyczny Uniwersytet w Ivano-Frankivsku jest członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Uniwersytetów, Europejskiego Stowarzyszenia Uniwersytetów, jak również Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Studia na Narodowym Medycznym Uniwersytecie w Ivano-Frankivsku są najlepszą alternatywą dla osób, które nie mają możliwości kształcenia się na kierunkach medycznych w Polsce z powodu wymagających progów punktowych lub bardzo wysokich cen czesnego – reklamuje się po polsku Uniwersytet Medyczny w Iwano-Frankiwsku (w II Rzeczpospolitej miasto to nazywaliśmy Stanisławów).

Skontaktowaliśmy się z agencją pośredniczącą w naborze polskich studentów, przyszłych lekarzy na ten uniwersytet. –Dziesiątki polskich studentów medycyny już tu studiują. Szkoda, że rozmawiamy w momencie, gdy sytuacja na Ukrainie jest niepewna, gdy trwają protesty na Majdanie. Te protesty prędzej czy później skończą się, wtedy wróćmy do rozmowy – mówi nasz rozmówca, prosząc o zachowanie anonimowości.

Mocny atut – bliską współpracę ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym – ma Uniwersytet Medyczny w Tarnopolu (także na Ukrainie, także na terenach II Rzeczpospolitej). -Od kilku lat studia w Tarnopolu cieszą się coraz większym zainteresowaniem wśród maturzystów – czytamy w anonsie zachęcającym do studiów medycznych w tym mieście. -Dlaczego?
- partnerskie podejście do studentów z Polski
- ogromna baza dydaktyczna
- program wymiany studentów prowadzony ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym w Katowicach – dodają autorzy.

Nie udało nam się ustalić ogólne liczby Polaków studiujących na uniwersytetach w Tarnopolu czy Iwano-Frankivsku. W kraju trwa kryzys polityczny. Ustaliliśmy, że chodzi o rząd kilkuset studentów w wypadku
każdej uczelni.

Ale kryzys na Ukrainie nie stoi na przeszkodzie wyboru studiów na Słowacji. –Poza programem wymiany Erasmus, wyłącznie na studiach stacjonarnych kształcimy blisko setkę studentów medycyny z Polski – mówi Jaroslava Oravcova, PR Menedżer Wydziału medycznego Uniwersytetu Pawła Józefa Szafarzika w Koszycach.

-Na studia w Koszycach zdecydowałam się, bo w Polsce byłoby to droższe – mówi nasza rozmówczyni, studentka II roku koszyckiej medycyny. –Oczywiście mam zamiar wrócić po nich do praktyki medycznej w naszym kraju. I mam wrażenie, że takich jak ja jest z roku na rok w Koszycach więcej – dodaje.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.