Kontrole tak, wizytacje nie

Udostępnij:
Kreatywność? Tak, ale nie taka, jaką uprawia narodowy płatnik w ochronie zdrowia. Dysponując 65 mld zł, trzeba mieć możliwość kontrolowania, w jaki sposób i na co te pieniądze są wydawane. Ale kontrolować trzeba według cywilizowanych zasad - bez wymyślania neologizmów i zastępowania kontroli np. wizytacjami.
Artykuł 64 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych z pieniędzy publicznych zawiera dosyć szczegółowe zapisy dotyczące zakresu kontroli, osób kontrolujących, zwanych „kontrolerami”, protokołu pokontrolnego oraz sposobów i terminów wnoszenia zastrzeżeń do protokołu pokontrolnego.

Placówki medyczne od ponad 10 lat doświadczają tych procedur. Doświadczają, niestety, również tego, czym ostatnio zajął się rzecznik praw obywatelskich, czyli kar niewspółmiernych do winy. Wydaje się jednak, że przyszedł czas na zmiany. Do placówek medycznych – zamiast kontrolerów NFZ – przychodzą wizytatorzy NFZ. Tak było w Krakowie i doprowadziło to do niepotrzebnego konfliktu, sprowokowanego przez NFZ. Następstwem wizytacji jest często kara finansowa. Ponieważ nie ma protokołu pokontrolnego, nie ma możliwości odwołania. Jest tylko termin zapłaty.

Skąd wziął się pomysł, żeby zamienić kontrole na wizytacje? Czy nie jest to uproszczony i przyspieszony sposób przysparzania korzyści finansowych biedniejącej kasie NFZ? Czy nie przypomina to trochę reperowania budżetu państwa przez „poprawiający bezpieczeństwo drogowe” system fotoradarowy? Jeśli tak, drżyjmy my – „świadczeniodawcy”.

Spodziewam się, że za jakiś czas „wizytacje NFZ” mogą zostać zastąpione przez „konsylia NFZ”, „odwiedziny NFZ” czy „pogaduchy NFZ”. Polski język jest bogaty. A może sięgnąć od razu po „wzorzec cypryjski” i zająć (na poczet kar) od 7 do 10 proc. funduszy na kontach placówek medycznych.

Pełny tekst Erwina Strzesaka ukaże się w najnowszym numerze "Menedżera Zdrowia"
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.