Archiwum

Logika partyjniactwa

Udostępnij:
– W wyborach do samorządu lekarskiego formalnie partii nie ma, ale system wyborczy sprzyja powstaniu nieformalnych „partii” ad hoc. To przypomina walkę o władzę i sposób sprawowania tej władzy przez polityków. Tam też nie są ważne argumenty, dążenie do prawdy i szukanie najlepszych rozwiązań. Ważne, czy to jest nasz człowiek czy ich – pisze w „Menedżerze Zdrowia” Krzysztof Bukiel.
Komentarz przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dr. Krzysztofa Bukiela:
Odbył się Krajowy Zjazd Lekarzy, podczas którego wybrano prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej. Został nim Łukasz Jankowski – wygrał z Andrzejem Matyją.

Mniejsza o personalia – spójrzmy na mechanizmy. Ważne jest, że obaj kandydaci – jeśli spojrzeć na ich program wygłoszony w czasie zjazdu oraz dotychczasowe dokonania w samorządzie lekarskim – niewiele się różnili. Mieli podobne, jeżeli nie identyczne wręcz poglądy na wiele najważniejszych spraw dotyczących wykonywania zawodu lekarza, usytuowania go w systemie ochrony zdrowia, relacji z rządem i parlamentem, zadań samorządu lekarskiego itp. Nawet ich reakcje na niedawny „kryzys covidowy” i działania ministra w tej sprawie były niemal identyczne. A jednak wszystko to nie miało żadnego znaczenia.

Merytorycznego sporu praktycznie nie było. Najważniejsza była liczebność „partii” jednego i „partii” drugiego kandydata. Można powiedzieć, że poprzedni prezes został „odstrzelony” nie tyle dlatego, że źle spełniał swoją funkcję, ile że nie należał do odpowiedniej „partii”. Piszę o tym z pewnym osobistym żalem, bo z podobną sytuacją spotkałem się cztery lata temu na zjeździe okręgowym mojej izby lekarskiej, gdzie byłem delegatem. I chociaż były uzasadnione podstawy do podejrzenia, że nastąpiły nieprawidłowości przy wyborze konkretnego delegata, zjazd nie chciał się tym w ogóle zająć, nie chciał słuchać argumentów, bo „partia”, do której należał ów delegat podejrzany o wyborcze machlojki, miała liczebną przewagę, a jej członkowie czuli się bardziej zobowiązani do „partyjnej” lojalności niż do poszukiwania prawdy i poznania argumentów osób spoza „partii”. Nawiasem mówiąc, był to powód, dla którego zrezygnowałem z mandatu delegata.

Powyższe przykłady pokazują, że wybory w samorządzie lekarskim upodobniły się do walki o władzę i sposobu sprawowania tej władzy przez polityków. Tam też nie są ważne argumenty, dążenie do prawdy i szukanie najlepszych rozwiązań. Ważne, czy to jest nasz człowiek czy ich. Jeśli nasz, to go popieramy i zgadzamy się ze wszystkim, co mówi, jeśli ich, to go skreślamy, przegłosowujemy, nie słuchamy. Skutkiem jest zanik jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji, co powoduje, że przyjmowane rozwiązania są nierzadko złe i prowadzą do pogorszenia życia Polaków. Musi dojść do katastrofy, żeby rządzący zdecydowali się je zmienić. W ten sposób poruszamy się od ściany do ściany. Dryfujemy jak łódź bez sternika targana przez wzburzone fale. Przykładów z ostatnich (i wcześniejszych) lat jest całe mnóstwo, i to z różnych dziedzin: system emerytalny (OFE), kasy chorych, NFZ, status szpitali, system edukacji (gimnazja, licea), sądownictwo itp. Przyczyną takich zachowań polityków jest ordynacja wyborcza do parlamentu – partyjna, zwana proporcjonalną, z wielomandatowymi okręgami. Wpis na listę kandydatów i miejsca na tej liście zależą od szefów (szefa) partii, co powoduje, że lojalność wobec partii jest najważniejsza dla osoby chcącej zaistnieć w polityce i utrzymać się w niej.

W wyborach do samorządu lekarskiego formalnie partii nie ma, ale system wyborczy, a zwłaszcza zmiany, jakie zaszły parę lat temu, sprzyjają powstaniu takich nieformalnych „partii” ad hoc – w czasie wyborów. Ułatwiło ten proces wprowadzenie wyborów korespondencyjnych oraz możliwość tworzenia nowych okręgów wyborczych i przenoszenia się lekarzy z jednego okręgu do drugiego. Ludzie aktywni, przyszli „partyjni liderzy”, muszą tylko tak dobrać skład utworzonych na nowo okręgów wyborczych lub odpowiednio poprzenosić jednych do drugich, aby mieć pewność, że w danym okręgu wygra ich kandydat. Jeśli to się powiedzie, to na okręgowym zjeździe pojawia się „partia” danego lidera. Czynniki spajające „partię” mogą być różne, np. praca w klinikach, prowadzenie NZOZ-ów, młodzi lekarze, starzy lekarze, znajomi itp. W pewnym sensie jest to korzystne, bo do władz samorządu dostają się osoby, które bardzo tego chcą. Z drugiej jednak strony pojawia się zjawisko partyjniactwa, bo większość osób zostaje wybierana nie tyle z powodu swoich zalet, ile dzięki zabiegom lidera. Czuje się zatem zobowiązana do lojalności wobec lidera i niejako zwolniona z myślenia i samodzielnego podejmowania decyzji, dokładnie tak jak jest dzisiaj w polskim parlamencie.

Nie chcę tutaj przesądzać, jak będą działać nowo wybrane władze samorządu lekarskiego. Wierzę, że wszyscy nowo wybrani chcą działać na rzecz lekarzy i dobra ochrony zdrowia jako całości. Chciałbym jedynie ich przestrzec, żeby nie poddali się w swojej działalności logice partyjniactwa, czyli ocenie innych ludzi, ich stanowisk, argumentów, racji według schematu – nasz czy ich.

Tekst opublikowano w „Menedżerze Zdrowia” 3–4/2022. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.