123RF
Medyczna marihuana tylko na papierze
Tagi: | marihuana, marihuana medyczna |
Po półtora roku obowiązywania przepisów chorzy nadal nie mogą leczyć bólu kannabinoidami, a resort nie chce refundować środków z importu docelowego.
– Zdrowotne skutki legalizacji marihuany ocenił Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany, który w środę, podczas pierwszego posiedzenia, wybrał prezydium oraz zaplanował prace na 2020 rok – informuje „Rzeczpospolita”, oceniając, że „dostęp do medycznej marihuany, który zagwarantowała nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, zwana ustawą Liroya, jest niewystarczający”.
Na mocy art. 33a-33d surowce do sporządzania leków recepturowych zawierających kannabinoidy sprowadzają dwie firmy, głównie z Kanady. Od kiedy jednak kraj ten zalegalizował rekreacyjne palenie marihuany, występują tam kłopoty z dostępem do surowca. Pacjenci, dla których środki zawierające kannabinoidy są jedyną możliwością walki z bólem (na przykład chorzy na nowotwór czy dzieci z padaczką lekooporną), występują więc do ministra zdrowia o refundację leku w ramach importu docelowego. Okazuje się, że bezskutecznie.
– Ministerstwo Zdrowia odmawia refundacji leków w ramach importu docelowego, tłumacząc, że chorzy mogą skorzystać z leków w Polsce. Tymczasem dopóki nie ma realnego dostępu do leków z medyczną marihuaną dla wszystkich potrzebujących, tzw. ustawa Liroya nie może być argumentem dla odmowy refundacji – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Paulina Kieszkowska-Knapik, adwokat, partner w kancelarii KRK Kieszkowska Rutkowska Kolasiński, która w tym roku wygrała dwie sprawy o refundację środków z kannabinoidami w ramach importu docelowego.
Ekspertka dodaje, że „odmowa refundacji leku sprowadzanego z zagranicy narusza godność chorych, którzy nie mogą przyjmować innych, tradycyjnych środków przeciwbólowych”.
– To osoby, dla których jest to jedyna dostępna terapia bólu, środek pozwalający im normalnie żyć, podczas gdy tradycyjne leki, na przykład opioidy, powodują, że nie są w stanie nawet wyjść z domu, bo np. cały dzień wymiotują albo mają inne straszne dolegliwości – wyjaśnia Kieszkowska-Knapik.
Na mocy art. 33a-33d surowce do sporządzania leków recepturowych zawierających kannabinoidy sprowadzają dwie firmy, głównie z Kanady. Od kiedy jednak kraj ten zalegalizował rekreacyjne palenie marihuany, występują tam kłopoty z dostępem do surowca. Pacjenci, dla których środki zawierające kannabinoidy są jedyną możliwością walki z bólem (na przykład chorzy na nowotwór czy dzieci z padaczką lekooporną), występują więc do ministra zdrowia o refundację leku w ramach importu docelowego. Okazuje się, że bezskutecznie.
– Ministerstwo Zdrowia odmawia refundacji leków w ramach importu docelowego, tłumacząc, że chorzy mogą skorzystać z leków w Polsce. Tymczasem dopóki nie ma realnego dostępu do leków z medyczną marihuaną dla wszystkich potrzebujących, tzw. ustawa Liroya nie może być argumentem dla odmowy refundacji – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Paulina Kieszkowska-Knapik, adwokat, partner w kancelarii KRK Kieszkowska Rutkowska Kolasiński, która w tym roku wygrała dwie sprawy o refundację środków z kannabinoidami w ramach importu docelowego.
Ekspertka dodaje, że „odmowa refundacji leku sprowadzanego z zagranicy narusza godność chorych, którzy nie mogą przyjmować innych, tradycyjnych środków przeciwbólowych”.
– To osoby, dla których jest to jedyna dostępna terapia bólu, środek pozwalający im normalnie żyć, podczas gdy tradycyjne leki, na przykład opioidy, powodują, że nie są w stanie nawet wyjść z domu, bo np. cały dzień wymiotują albo mają inne straszne dolegliwości – wyjaśnia Kieszkowska-Knapik.