Archiwum prywatne

Ministerstwo Zdrowia i jego konflikty

Udostępnij:
– Historia uczy, że prowadzenie wojny na dwóch frontach jest bardzo niebezpieczne, zmusza do nieefektywnego dysponowania zasobami i uniemożliwia skuteczne planowanie. Ministerstwo Zdrowia stoi przed podobnym dylematem – jest skłócone z medykami, a do tego ma słabe wpływy w rządzie i przegrywa z innymi resortami – twierdzi przewodniczący PR Mateusz Szulca.
Komentarz Mateusza Szulcy, przewodniczącego Porozumienia Rezydentów:
– Jeden z pierwszych znanych traktatów o wojskowości, „Sztuka wojny” Sun Tzu, napisany w VI w. p.n.e., wyraźnie ostrzega przed wchodzeniem w taki konflikt, a jeśli jest on nie do uniknięcia, zaleca: „Gdy zaś zbliżają się dwie bitwy – wpierw stoczyć należy tę bliższą, tymczasowo chociaż odwlekając starcie z dalszym przeciwnikiem”.

Zacznijmy od tego, że lekceważąc zdolność do współdziałania zawodów medycznych, zaogniając spór grą na czas i niechęcią do dialogu, ministerstwo skazało się na długą wojnę na wyniszczenie. Stała się ona toksycznym cierniem dla strony rządowej, uniemożliwiającym negocjacje i polubowne załatwienie wielu spraw. Poprzez zaniedbanie, ignorancję i postawienie pod ścianą doprowadzono do radykalizacji postawy środowisk medycznych. W nakreślonym powyżej klimacie ministerstwo decyduje się na kolejne kroki – przychylnie wyraża się o likwidacji stażu podyplomowego lekarzy, ogłasza możliwość tworzenia kierunków medycznych w nowych podmiotach szkoleniowych. W tym samym czasie resort ignoruje fakt wykluczenia lekarzy z wolnego zawodu, nie potępia i nie oferuje opracowania zdecydowanych rozwiązań dotyczących uniwersytetu w Radomiu, na którym wydział lekarski boryka się z ogromnymi problemami kadrowymi i którego akredytacja wisi na włosku. Słowem: ministerstwo wikła się w dodatkowe negatywne wątki i przepuszcza okazje, w których mogłoby ocieplić swój wizerunek i pokazać nową twarz. Prowadzi to do sytuacji, w której antagonizuje przeciw sobie kolejne grupy – najpierw ogół medyków, następnie studentów, a do grona krytyków coraz szerszym strumieniem dołącza ta część społeczeństwa, która widzi nieudolność i niemoc resortu w walce z COVID-19.

Lista grzechów rządu i resortu w pandemii jest długa i wstydliwa. Należą do nich m.in. niekonsekwentna polityka dotycząca noszenia maseczek, prowadzenie wyborów w pandemii, narracja „wirus w odwrocie”, nieracjonalne i szybko wycofywane obostrzenia. Nieudolność rządzących jest pod tym względem porażająca – doprowadzili do kryzysu wiary w naukę, pozwalając na szerzenie się szarlataństwa i denializmu. Przeciw lekarzom, czyli ekspertom, naukowcom i pracownikom na pierwszej linii frontu, ruszyła lawina hejtu. W kontekście konfliktu na linii protestujący–MZ resortowi było to oczywiście na rękę, bo odbierał protestującym sympatię i poparcie społeczeństwa. Patrząc jednak szerzej, ministerstwo pozbawiło się swojego największego sojusznika w walce z pandemią. Na podobnej zasadzie można ocenić podejście rządzących do edukacji medycznej. Wystarczy na jednej szali położyć niedofinansowane i nieposiadające wystarczająco licznej kadry uczelnie medyczne, a na drugiej – akceptację pomysłu otwierania wydziałów medycznych na innych uczelniach. Już teraz nazbyt liczne grupy studenckie przypadające na jednego nauczyciela, zbieranie pieczątek i podpisów pod jedynie teoretycznie znanymi studentom procedurami, a także zakusy na likwidację stażu podyplomowego świadczą jedynie o niezrozumieniu przez decydentów problemów wyższego szkolnictwa w dziedzinie zdrowia. I po raz kolejny liczy się tylko efekt polityczny – przecież będzie więcej lekarzy! Społeczeństwo utrzymuje się w iluzji zapewnieniami, że Polska jest gotowa na takie zmiany. Jest to kłamstwo, z którym będzie się trzeba mierzyć w przyszłości. Spadek jakości kształcenia i brak perspektyw rozwoju w aspekcie kształcenia specjalistycznego uderzą nie tylko w uczących się, ale również w tych, którzy będą przez nich leczeni.

Mając zarysowany jeden z frontów, przechodzimy do nakreślenia drugiego, polegającego na relacjach Ministerstwa Zdrowia z innymi resortami i rządem. Resort nigdy nie cieszył się wielkim poważaniem – może wyjąwszy okres, w którym tekę ministra otrzymał legendarny prof. Zbigniew Religa – miał swoje wzloty i upadki, jednak chyba nigdy w historii nie sięgnął poziomu, który widać dzisiaj. Siła przebicia i oddziaływania resortu na rząd koreluje z opinią publiczną, to prosty rachunek – przez określone działania można spowodować wzrost lub spadek słupków poparcia. Wizerunek ten odbija się jak w lustrze i rzutuje na wpływy wśród ministrów. Przedłużający się konflikt z medykami, mylne decyzje, źle dysponowane zasoby i tworzenie kolejnych punktów zapalnych sprawiły, że Ministerstwo Zdrowia zapracowało na rekordowo niską reputację. Efekt? Bodajże najbardziej dotychczas krytykowany minister, Przemysław Czarnek, forsuje w Sejmie ustawę mającą ogromny wpływ na działalność resortu Adama Niedzielskiego. W tej rozgrywce nieoceniona byłaby negatywna opinia środowisk lekarskich i akademików, która – odpowiednio wykorzystana – mogłaby nie tylko ocieplić wizerunek ministerstwa, pokazującego siłę i słuchającego uwag, ale także pomóc w budowaniu pozycji wewnątrz partii. Trudno jednak liczyć na wsparcie tych, z którymi pozostaje się w konflikcie.

Podsumowując, można stwierdzić, że Ministerstwo Zdrowia na własne życzenie wplątało się w walkę na dwóch frontach, które z czasem będą się wzajemnie coraz bardziej napędzały. Wszechobecna krytyka spowoduje paraliż decyzyjny i presję. Zdecydowane działania, które mogłyby pomóc, stają się coraz bardziej ryzykowne, a wymagana do ich podjęcia polityczna siła przebicia maleje. Rozdarcie między zwolennikami i przeciwnikami szczepień powoduje, że w społeczeństwie wytworzyły się skrajne i wykluczające się oczekiwania wobec decydentów. Pochłania to czas i środki, co z kolei pozwala wirusowi na bezpośrednie i pośrednie sianie spustoszenia w zdrowiu Polaków. Wyjścia z sytuacji są dwa: dalsze balansowanie na „czerwonej linii” i flirt ze stroną krytykującą zwalczanie pandemii lub wypracowanie lepszych relacji i stworzenie sojuszu ze stroną medyczną, co pozwoli na wyciszenie części dotychczasowych konfliktów oraz zapewni zaplecze do prowadzenia walki z COVID-19. Pozostaje jeszcze nie robić nic i czekać, aż na fali skrajnych emocji i oczekiwań stworzy się front trzeci, czyli sytuacja krytycznego niezadowolenia społecznego. Pozostają więc dwa główne pytania: którą drogę obierze Ministerstwo Zdrowia i jak długo potrwa jego igranie z ogniem, które niechybnie zakończy się katastrofą?

Artykuł opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 11/2021.

Przeczytaj także: „Pat czy mat? Ogólnopolski protest medyków a ministerstwo”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.