Na każdym rogu apteka. Czy to nie rozrzutność?

Udostępnij:
W USA, Wielkiej Brytanii rolę aptek dawno temu przejęły już całodobowe sklepy drogeryjne (drug store = sklep z lekami ). A w Polsce?
-Kilkaset aptek zamknięto w tym roku, tak źle nie było od lat - twierdzą farmaceuci. Dlaczego więc wciąż mamy w Polsce - jak mieliśmy - 12,5 tysiąca aptek – pyta „Gazeta Wyborcza”.

Z danych Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego wynika, że pod koniec 2011 r. działało w Polsce 12,5 tysiąca aptek. Według danych z końca września tego roku jest ich tyle samo. Jak to możliwe, skoro część zamknięto?

Bo w miejscu zamykanych aptek niemal natychmiast powstają kolejne. Na otwarcie decydują się przede wszystkim hurtownie leków, które zaopatrywały zamknięte apteki. Hurtownicy boją się, że mniej odbiorców w danym mieście będzie oznaczać spadek ich obrotów, i dlatego sami otwierają apteki.

Aptekarze narzekają. Narzeka ich samorząd. Ale prawda jest taka, że niemal na każdym roku polskiej ulicy jest i sklep monopolowy, i apteka. A skoro tak: biznes się kręci. Na czym zarabiają „alkohole 24” – wiadomo. A na czym apteki?

Sprawdzał dziennik.pl. na przykład na warszawskich Kabatach, czyli w jednej z najdroższych rejonów miasta, jedna z aptek chce za popularny Rutinoscorbin (listek z 30 tabletkami) 4,24 zł. A w hurtowni kupuje lek za średnio 2,86 zł. Dorzuca więc do leku ponad 48-procentową marżę. Podobnie jest ze sprzedawanym tam Ibupromem Max (24 tabletki). W hurtowni lek kosztuje 7,67 zł, a w tamtejszej aptece - 11,61 zł. To ponad 51-procentowa marża.

Jedna z aptek w centrum Warszawy chce np. za Neo Angin (24 tabletki) 14,66 zł. To zdzierstwo, bo w hurtowni lek kosztuje 8,99 zł. Wychodzi na to, że apteka pobiera 63-procentową marżę. Podobnie jest w wielu innych miejscach Warszawy, gdzie mieszkają raczej młodzi, wykształceni i zasobni Polacy.

Tyle dziennik.pl . W USA, Wielkiej Brytanii rolę aptek dawno temu przejęły już całodobowe sklepy drogeryjne (drug store. Słowo drug to po angielsku znaczy nie tylko narkotyk, ale i lekarstwo).

Wcześniej było inaczej: 100 lat temu farmaceuci i w Ameryce, i w Polsce wyrabiali leki na zamówienie w aptekach, na zlecenie i według wymagań lekarzy. I dlatego wymagano od farmaceutów koncesji, za którą stał egzamin z umiejętności wyrabiania i dobierania odpowiednio bezpiecznych i skutecznych substancji leczniczych. Obecnie rola sprzedawcy leku nie polega na wyrabianiu leku. Ma porównać przepis na recepcie wystawionej przez lekarza z nazwą leku zapakowanego fabrycznie przez producenta. I nie pomylić się. Rzecz więc w zwykłej ludzkiej odpowiedzialności i umiejętności czytania, nie wysoko specjalistycznej wiedzy. Na cóż więc mu wykształcenie wyższe farmaceuty? Wystarczy ten poziom odpowiedzialności, którą ma kierowca autobusu (od którego też zależy życie powierzonych mu pacjentów, ale od którego nie wymaga się wykształcenie wyższego)?

W Polsce jest inaczej. Dzięki temu mamy jeden z najwyższych w Europie współczynnik liczby aptek co do liczby mieszkańców. Może gdyby aptek było mniej, dystrybucja leków byłaby tańsza?
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.