Ochrona zdrowia: redaktorzy przejęli władzę ministrów i prezesów

Udostępnij:
Minister kieruje ministerstwem, prezes funduszem, a kto nimi samymi? Zniesienie limitów w onkologii, refundacja leku po interwencji i pod presją mediów. Ujawnianie błędów medycznych i skandali, po których minister zaczyna działać, po latach bezruchu. Czy polską ochrona zdrowia rządzą redaktorzy? I czy to dobrze, czy źle? O to zapytaliśmy ekspertów.
Przykładów interwencji mediów jest wiele. System funkcjonuje, źle, reformowany nie jest. Na opieszałość odpowiednich instytucji w praktyce jest jedna rada: interwencja mediów. Bez niej – nic się nie dzieje. To dziennikarze na światło dzienne wyciągnęli sprawę śmierci bliźniaków we Włocławku, czy śmierci dziecka w Zduńskiej Woli. Po tej pierwszej publikacji resort zdrowia zalecił kontrolę wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych w całym kraju. Dopiero po publikacji „Głosu Szczecińskiego” o błędzie w procedurze in vitro, w wyniku której na świat przyszło dziecko nie swojej matki na dodatek ciężko chore, minister skierował sprawę do prokuratury, a klinikę zamknięto. Ostatnia sprawa dotyczy refundacji leku w chemioterapii dla chorego 6-letniego chłopca. Dopiero po publikacji „Głosu Wielkopolskiego” pieniądze na refundację się znalazły, a samo ministerstwo przyznało, że stało się tak, bo sprawę opisali dziennikarze.
- Tak nie powinno być, bo to błąd systemowy, że lek nie był refundowany tym bardziej, że dotyczył na pewno większej grupy chorych – uważa Krzysztof Bukiel, prezes OZZL.

Czy media więc rządzą ochroną zdrowia?

- Zgadzam się z tym – mówi Adam Kozierkiewicz, ekspert rynku ochrony zdrowia – Jest właśnie tak, że minister podejmuje tematy opisywane przez poczytne media zamiast prowadzić długofalową strategię.

- Wykrywanie nieprawidłowości to misja mediów i trudno oczekiwać, aby minister zdrowia kontrolował wszystkie oddziały szpitalne, ale nie każda śmierć jest śmiercią zawinioną, a media szukają sensacji, podczas gdy po czasie okazuje się, że jej nie było – mówi Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL. – Media zwracają także uwagę na nieprawidłowości systemowe, a o nich powinien minister sam wiedzieć. Przykładem tego jest powstanie pakietu onkologicznego właśnie po publikacjach medialnych, że skandalem jest limitowanie dostępu do świadczeń onkologicznych. Inna sprawą jest to, czy ten pakiet funkcjonuje jak należy, ale dziś już nikt nie powie, że limity w onkologii są rzeczą normalną. Czy to jest dobre, że media mają wpływ na ministra? Dobre i niedobre. Dziennikarze nie zastanawiają się nad tym, czy interwencja jest uzasadniona, ale na pewno są i takie, gdzie napiętnowanie danego przypadku.

- Media z natury rzeczy działają interwencyjnie, a najwięcej interwencji dotyczy konkretnych pacjentów, czy też małej grupy pacjentów – mówi dr Marek Balicki, były minister zdrowia. – I te poruszające relacje mogą przyczyniać się do tego, że decyzja jest korzystna dla wąskiej grupy pacjentów, podczas gdy w przypadku stałej puli pieniędzy oznacza to, że problemy większej grupy mogą pozostać niedostrzeżone, bo nikt o nich nie napisze, czy nikt ich nie pokaże. Na przykładzie relacji medialnych dotyczących zgonów noworodków widać też, że ta interwencja idzie w odwrotnym kierunku od zamierzonego. Bo zamiast doprowadzić do tego, żeby personel zgłaszał nieprawidłowości boi się kary. Szukanie winnych może przesłonić potrzebę wprowadzenia rozwiązań systemowych. A powinno wprowadzić się rekomendacje europejskie dotyczące bezpieczeństwa i zachęcać personel do ujawniania nieprawidłowości niż skupiać się na represjach.


Eksperci są jednak zgodni, że interwencje medialne są potrzebne, bo często jest to jedyny sposób dowiedzenia się o nieprawidłowościach i zareagowaniu na nie. Dr Marek Balicki zauważa, że czasy, w których rząd wiedział wszystko już dawno minęły, choć z drugiej strony niedobrze byłoby, gdyby resort zdrowia działał tylko na podstawie doniesień medialnych.

Dr Jerzy Gryglewicz, ekspert ds. ochrony zdrowia Uczelni Łazarskiego wskazuje, że władza publiczna powinna wręcz reagować na wszystkie doniesienia medialne, które obrazują patologie, szczególnie w systemie ochrony zdrowia. I zauważa, że władza mediów nie zawsze jest absolutna. Po wprowadzeniu ustawy refundacyjnej media mają niewielki wpływ na to, czy dany preparat zostanie wpisany na listę, ponieważ jest to uzgadniane między resortem a koncernami farmaceutycznymi. Przykładem zaś tego braku wpływu są leki inkretynowe dla cukrzyków, o których refundację upominają się media, a resort mówi twarde nie.

- Minister jednak w większości wypadków słucha mediów – pointuje Krzysztof Bukiel dodając, że czyni to jednak bardziej w trosce o własną popularność niż z przesłanek merytorycznych, choć takich na pewno także nie wolno odmawiać.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.