Franciszek Mazur/Agencja Gazeta
Pikulska: Młodzi lekarze albo wyjeżdżają, albo nie decydują się na pracę w sektorze publicznym
Tagi: | Katarzyna Pikulska |
- Obserwuję to u moich kolegów, którzy robią specjalizacje. Kończą rezydenturę, są już lekarzami specjalistami, ale nie chcą pracować w systemie publicznym - mówi Katarzyna Pikulska, lekarka i jedna z organizatorek pierwszego protestu rezydentów.
- Pracują w sektorze prywatnym. Często też wyjeżdżają, emigrują po prostu. Jest też tendencja do przebranżawiania się lekarzy i po prostu zmiany zawodu - przyznaje Pikulska w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
- A to skutkuje tym, że zamykane są szpitalne oddziały. Bo okazuje się, że jak jeden lekarz odejdzie z pracy, to już nie ma możliwości obstawienia grafiku, nie ma możliwości zabezpieczenia pacjentów i trzeba zamykać oddział. A to jest jeden człowiek. Podobnie jest z pielęgniarkami. To jest naturalny skutek, to jest normalne, że ludzie przechodzą na emeryturę, że ludzie się starzeją i nie mogą pracować w takim wymiarze godzin. Bo emeryci pracują i też trochę trzymają ten system, ale nie są w stanie już pracować w takim wymiarze, w jakim kiedyś pracowali. A wcześniej czy później całkiem rezygnują z tej pracy - wyjaśnia Pikulska.
Ludzie nie zdają sobie sprawy z rozmiarów zapaści w służbie zdrowia
- Od lat powtarzamy, że w systemie ochrony zdrowia jest bardzo źle. Właściwie to już jest katastrofa. Jednak nikt nas nie słucha. Nie tylko politycy, ale i społeczeństwo. Ludzie nie zdają sobie sprawy z rozmiarów zapaści w służbie zdrowia. Sądzę, że nie jest najlepiej, ale jakoś się kręci, czyli będzie się kręcić. Otóż nie będzie - powiedziała Katarzyna Pikulska, lekarka i jedna z organizatorek pierwszego protestu rezydentów, w rozmowie z "Polityką" na początku maja 2019 r.
- Każdy, kto pracuje w systemie ochrony zdrowia, wie, że to wytrzyma najwyżej kilka miesięcy - przyznała Pikulska.
- Zostaliśmy oszukani. I to wszyscy, nie tylko lekarze, ale przede wszystkim pacjenci. Wtedy po głodówce lekarze podpisali porozumienie z rządem. Naszym głównym postulatem w głodowym proteście było podniesienie nakładów na zdrowie do 6,8 proc. PKB. Warto wciąż przypominać, że to niewiele większy wydatek niż roczny koszt programu 500+. Zgodziliśmy się na kompromis: władza obiecała stopniowe zwiększanie budżetu na zdrowie. Dziś już wiemy, że rząd nas zwiódł. Zastosował kreatywną księgowość, za podstawę wyliczeń przyjmując PKB i wydatki na zdrowie sprzed 2 lat. W ten sposób zaoszczędzono na zdrowiu obywateli ponad 7 mld zł. Więc wbrew zobowiązaniom nie przeznacza się więcej pieniędzy na ochronę zdrowia, tylko mniej - stwierdziła Pikulska.
Przeczytaj także: "Zakaz pracy powyżej 48 godzin tygodniowo!" i "Niedofinansowanie systemu przyczyną śmierci pacjentów?".
- A to skutkuje tym, że zamykane są szpitalne oddziały. Bo okazuje się, że jak jeden lekarz odejdzie z pracy, to już nie ma możliwości obstawienia grafiku, nie ma możliwości zabezpieczenia pacjentów i trzeba zamykać oddział. A to jest jeden człowiek. Podobnie jest z pielęgniarkami. To jest naturalny skutek, to jest normalne, że ludzie przechodzą na emeryturę, że ludzie się starzeją i nie mogą pracować w takim wymiarze godzin. Bo emeryci pracują i też trochę trzymają ten system, ale nie są w stanie już pracować w takim wymiarze, w jakim kiedyś pracowali. A wcześniej czy później całkiem rezygnują z tej pracy - wyjaśnia Pikulska.
Ludzie nie zdają sobie sprawy z rozmiarów zapaści w służbie zdrowia
- Od lat powtarzamy, że w systemie ochrony zdrowia jest bardzo źle. Właściwie to już jest katastrofa. Jednak nikt nas nie słucha. Nie tylko politycy, ale i społeczeństwo. Ludzie nie zdają sobie sprawy z rozmiarów zapaści w służbie zdrowia. Sądzę, że nie jest najlepiej, ale jakoś się kręci, czyli będzie się kręcić. Otóż nie będzie - powiedziała Katarzyna Pikulska, lekarka i jedna z organizatorek pierwszego protestu rezydentów, w rozmowie z "Polityką" na początku maja 2019 r.
- Każdy, kto pracuje w systemie ochrony zdrowia, wie, że to wytrzyma najwyżej kilka miesięcy - przyznała Pikulska.
- Zostaliśmy oszukani. I to wszyscy, nie tylko lekarze, ale przede wszystkim pacjenci. Wtedy po głodówce lekarze podpisali porozumienie z rządem. Naszym głównym postulatem w głodowym proteście było podniesienie nakładów na zdrowie do 6,8 proc. PKB. Warto wciąż przypominać, że to niewiele większy wydatek niż roczny koszt programu 500+. Zgodziliśmy się na kompromis: władza obiecała stopniowe zwiększanie budżetu na zdrowie. Dziś już wiemy, że rząd nas zwiódł. Zastosował kreatywną księgowość, za podstawę wyliczeń przyjmując PKB i wydatki na zdrowie sprzed 2 lat. W ten sposób zaoszczędzono na zdrowiu obywateli ponad 7 mld zł. Więc wbrew zobowiązaniom nie przeznacza się więcej pieniędzy na ochronę zdrowia, tylko mniej - stwierdziła Pikulska.
Przeczytaj także: "Zakaz pracy powyżej 48 godzin tygodniowo!" i "Niedofinansowanie systemu przyczyną śmierci pacjentów?".