Pinkas: „Prywatny” jest gorącym kartoflem w rękach polityków

Udostępnij:
Stwierdzenie, że wszystko, co prywatne jest złe, to dramat. 70 proc. podmiotów w POZ, to podmioty prywatne, z których ludzie są zadowoleni. To dowód, że „prywatny” może zapewnić jakość – twierdzi Jarosław Pinkas, były wiceminister zdrowia.
Po ostatnich zawirowaniach na linii resort zdrowia, lekarze PZ określenie „lekarz – przedsiębiorca” nabrało negatywnych konotacji. Jaka jest szansa na odbudowanie pozytywnego spostrzegania „odpowiedzialnego społecznie medycznego biznesu”?

Narracja, że wszystko, co prywatne, jest złe, jest dramatyczna. Jednocześnie większość pacjentów nie wie, w jakim podmiocie się leczy i jest głęboko przekonanych, że idą do lekarza publicznego. A w większości przypadków pacjenci korzystają z pomocy lekarza zakontraktowanego za pomocą środków publicznych. 70 proc. podmiotów w POZ, są to podmioty prywatne, z których ludzie są zadowoleni. To dowód, że „prywatny” może zapewnić jakość.
Medyczny odpowiedzialny biznes, to taki, który jest konkurencyjny na rynku, zapewnia bardzo wysoką jakość świadczeń. Biznes, który wygenerowane zyski, inwestuje w rozwój. Jednocześnie medyczny odpowiedzialny biznes bardzo szybko odpowiada na zapotrzebowanie społeczne pojawiające się w danej chwili. Jeżeli np. brakuje ośrodka onkologicznego, to nikt tak szybko go nie wybuduje, jak prywatny kapitał. Odpowiedzialny medyczny biznes, to także biznes, który jest impregnowany na politykę, który ma świadczyć odpowiednie jakościowo usługi związane z zachowaniem standardu.

Co zrobić, by podmioty prywatne mogły rozwijać się prężniej?

Sądzę, że trzeba zacząć od edukacji, od pokazania, że nie jest to, nic złego. Edukować powinny media, lekarze. Jednocześnie za mało posługujemy się jakością. Jeżeli byśmy pokazywali, że najlepsze podmioty, które świadczą najlepszą jakość, są to podmioty prywatne – a tak jest i takie przykłady są – to wszystko wyglądałoby inaczej.
Nasz problem polega na tym, że w tej chwili słowo „prywatny” jest gorącym kartoflem w rękach polityków. Mówiąc – „pozbędziemy się prywaciarza”, mamy do czynienia z dramatyczną narracją. Nastawiona jest na krótkotrwały sukces. Później nagle okazuje się, że ktoś, kto przychodzi do władzy widzi, że te podmioty generują rynek pracy, są istotnym stymulantem wzrostu gospodarczego w Polsce. Ale o tym się nie mówi, a o zdrowiu trzeba mówić z perspektywy 30 lat, a nie czterech – od wyborów, do wyborów.

Jakie są szanse, by w Polsce powstały prywatne szpitale kliniczne? To wciąż pieść przyszłości?

Stanie się tak, jeśli powstanie wreszcie pierwszy wydział medyczny na jakiejś prywatnej uczelni. I jeśli ta uczelnia będzie miała swój własny szpital, to może się okazać, że będzie on tak zarządzany, iż będzie konkurencyjny. Znam szpitale kliniczne w Polsce, które są znakomicie zarządzane i nie generują strat. Trzeba też pamiętać o tym, że nikt, kto prowadzi racjonalny biznes, nie jest w stanie doprowadzić do sytuacji, w której się zadłuża. Racjonalna polityka finansowa, to podstawa. Uważam, że wiele możemy nauczyć się od podmiotów prywatnych. Nie jest prawdą, że świadczą usługi tylko w miejscach, gdzie są tzw. „rodzynki”.

NIK zapowiedział kontrolę kształcenia personelu medycznego. Jak pan sądzi, czemu ma to służyć?

Kompletnie tego nie rozumiem. Być może służy temu, abyśmy w sposób absolutny pokazali, że kształcimy za małą ilość personelu, że mamy za dużą ilość specjalizacji medycznych, w związku z tym rozczłonkowujemy medycynę i nie jesteśmy wstanie zbilansować potrzeb. Być może szkolenie podyplomowe trwa za długo i szybko trzeba wdrożyć szkolnictwo tzw. modułowe oraz wprowadzić umiejętności zawodowe, a nie specjalizacje medyczne.
Sądzę jednak, iż w tej chwili głównym problemem jest to, że nie mamy żadnego usprawiedliwienia dla kształcenia tak małej ilości studentów medycyny. Jak również to, że mamy gigantyczną dziurę pokoleniową związana z wyjazdem kilku roczników za granicę. NIK wykaże to, co jest oczywiste. Nie sądzę, abyśmy mieli z tego jakiś efekt i będzie to kontrola dla kontroli, choć wszyscy wiedzą, jak wygląda sytuacja. Być może będzie to rodzaj busoli, co ministerstwo powinno zrobić, ale na to są potrzebne pieniądze. A jeżeli nie zwiększy się ilości kształconych lekarzy, to sytuacja będzie taka, jak jest.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.