Podwyżki dla pielęgniarek dzielą środowisko
Redaktor: Marta Koblańska
Data: 14.10.2015
Źródło: Mariusz Jędrzejczak/STOMOZ/MK
Błędem resortu zdrowia jest pominięcie przy podwyżkach pozostałych grup zawodowych w ochronie zdrowia. To uczciwa wycena procedur medycznych i waloryzacja punktu rozliczeniowego do wysokości co najmniej 60 zł powinna stanowić potencjalne źródło podwyżek w placówkach.
Problem finansowania ochrony zdrowia, w naszej rzeczywistości, jawi się jako kwestia z rodzaju tych nierozwiązywalnych. W ostatnich dniach dokonuje się kolejna odsłona tragifarsy pt. „Podwyżki dla pielęgniarek”. Krytycznej ocenie nie podlega w istocie sama zasadność dokonującej się podwyżki, ile sposób w jaki do niej dochodzi, ograniczona ilość beneficjentów jacy mają z niej skorzystać oraz sposób sfinansowania całości przedsięwzięcia.
Kończąca się właśnie akcja protestacyjna środowiska pielęgniarskiego, po raz kolejny dowodzi, że jedynym skutecznym argumentem negocjacyjnym w zakresie wysokości wynagrodzeń, jest potencjalna groźba strajku, najlepiej w okresie przedwyborczym. Wcześniej, narastający od dawna problem, nie był dostrzegany bądź też bagatelizowano jego znaczenie. Ministerstwo Zdrowia i Rząd, jaki by nie był, po raz kolejny, jasno wskazują jakie argumenty i kiedy użyte, dają faktyczną siłę negocjacyjną.
Środowisko ochrony zdrowia, w tym także Stowarzyszenie Menadżerów Opieki Zdrowotnej, wielokrotnie podnosiło kwestię niedofinansowania publicznych placówek, a co za tym idzie, braku środków na konieczny wzrost wynagrodzeń pracowników, w tym także pielęgniarek i położnych. Kwestią zasadniczą, w ocenie środowiska zarządzających placówkami ochrony zdrowia, jest uczciwa wycena procedur medycznych i absolutnie konieczna waloryzacja, niezmienianej od wielu lat, ceny punktu rozliczeniowego do wysokości minimum 60 zł. To właśnie rzetelna wycena ponoszonych nakładów i kosztów pracy, powinna stanowić potencjalne źródło finansowania podwyżek płac w placówkach. Ostatnie stanowisko w tej sprawie zawarł STOMOZ w uchwale ze swojego jubileuszowego zjazdu we Wrocławiu, w czerwcu br. Podobne opinie zresztą wyrażają także inne organizacje środowiska ochrony zdrowia.
Podwyżki płac dla pielęgniarek to nie tylko konieczność reakcji na słuszne postulaty socjalne konkretnej grupy zawodowej, to także szansa na powolne wprawdzie, ale systematyczne działanie w kierunku odwrócenia trendu zmniejszania się liczby pielęgniarek podejmujących naukę zawodu, a później, co ważniejsze podejmujących pracę w publicznych placówkach leczniczych. Tymczasem, Ministerstwo Zdrowia, w wydanym rozporządzeniu, po raz kolejny proponuje zastosowanie swoistych „atrap” pozwalających na czasowe, do końca czerwca 2016 r, wypłaty wynegocjowanych kwot. Tylko bowiem do tej daty można mówić o realnej gwarancji otrzymania pieniędzy z NFZ.
Największym jednak błędem resortu i jest to praktycznie zgodna ocena całego środowiska zarządzającego ochroną zdrowia, jest świadome pomijanie w całej „akcji podwyżkowej”, wszystkich pozostałych grup zawodowych pracujących w placówkach ochrony zdrowia. Tak jakby bez rehabilitantów, techników obsługujących aparaty rentgenowskie czy tomografy, służb finansowych czy administracyjnych, w końcu przede wszystkim, lekarzy, możliwe było funkcjonowanie jakiegokolwiek szpitala lub przychodni. Ministerstwo jasno daje do zrozumienia, że to nie jego problem, wychodząc być może z założenia, że skoro przedstawiciele tych grup nie protestowali to są zadowoleni z warunków płacowych. Jeśli jednak zgłoszą roszczenia, co wydaje się absolutnie pewne, to będzie to kłopot dyrektorów poszczególnych placówek. W końcu nominalnie są samodzielni i łatwo da się ich rozliczyć z każdej podjętej decyzji, argumentując skutki brakiem ich kompetencji, nieumiejętnością planowania bądź czymkolwiek innym co pozwoli przypisać odpowiedzialność. Puszka Pandory została otwarta. Powyższy scenariusz jest tym bardziej realny, że zbliża się koniec roku i sprawa bilansowania się poszczególnych placówek bądź brak tej możliwości staje się, dla organów założycielskich, kwestią niezwykle istotną. W konsekwencji, z dużą dozą prawdopodobieństwa trzeba przyjąć, że koszt społeczny i finansowy tak podjętych decyzji, będzie dużo większy, niż bezpośrednia suma wypłat dla protestujących pielęgniarek i położnych.
Warto także już dziś zastanowić się nad potencjalnymi skutkami ustalenia nierealnych norm zatrudnienia pielęgniarek, czego również domagają się protestujące. Decyzja ta bowiem nie spowoduje nagłego wzrostu ilości niezbędnego personelu, a jedynie może doprowadzić do zamknięcia wielu potrzebnych np. oddziałów szpitalnych i placówek, których nie będzie stać na „podkupywanie” brakującego pracowników.
W konsekwencji również, od czego decydenci kompletnie abstrahują, środowisko pracowników ochrony zdrowia, zostało skutecznie skonfliktowane, a być może nawet sprowokowane do kolejnych protestów.
Kończąca się właśnie akcja protestacyjna środowiska pielęgniarskiego, po raz kolejny dowodzi, że jedynym skutecznym argumentem negocjacyjnym w zakresie wysokości wynagrodzeń, jest potencjalna groźba strajku, najlepiej w okresie przedwyborczym. Wcześniej, narastający od dawna problem, nie był dostrzegany bądź też bagatelizowano jego znaczenie. Ministerstwo Zdrowia i Rząd, jaki by nie był, po raz kolejny, jasno wskazują jakie argumenty i kiedy użyte, dają faktyczną siłę negocjacyjną.
Środowisko ochrony zdrowia, w tym także Stowarzyszenie Menadżerów Opieki Zdrowotnej, wielokrotnie podnosiło kwestię niedofinansowania publicznych placówek, a co za tym idzie, braku środków na konieczny wzrost wynagrodzeń pracowników, w tym także pielęgniarek i położnych. Kwestią zasadniczą, w ocenie środowiska zarządzających placówkami ochrony zdrowia, jest uczciwa wycena procedur medycznych i absolutnie konieczna waloryzacja, niezmienianej od wielu lat, ceny punktu rozliczeniowego do wysokości minimum 60 zł. To właśnie rzetelna wycena ponoszonych nakładów i kosztów pracy, powinna stanowić potencjalne źródło finansowania podwyżek płac w placówkach. Ostatnie stanowisko w tej sprawie zawarł STOMOZ w uchwale ze swojego jubileuszowego zjazdu we Wrocławiu, w czerwcu br. Podobne opinie zresztą wyrażają także inne organizacje środowiska ochrony zdrowia.
Podwyżki płac dla pielęgniarek to nie tylko konieczność reakcji na słuszne postulaty socjalne konkretnej grupy zawodowej, to także szansa na powolne wprawdzie, ale systematyczne działanie w kierunku odwrócenia trendu zmniejszania się liczby pielęgniarek podejmujących naukę zawodu, a później, co ważniejsze podejmujących pracę w publicznych placówkach leczniczych. Tymczasem, Ministerstwo Zdrowia, w wydanym rozporządzeniu, po raz kolejny proponuje zastosowanie swoistych „atrap” pozwalających na czasowe, do końca czerwca 2016 r, wypłaty wynegocjowanych kwot. Tylko bowiem do tej daty można mówić o realnej gwarancji otrzymania pieniędzy z NFZ.
Największym jednak błędem resortu i jest to praktycznie zgodna ocena całego środowiska zarządzającego ochroną zdrowia, jest świadome pomijanie w całej „akcji podwyżkowej”, wszystkich pozostałych grup zawodowych pracujących w placówkach ochrony zdrowia. Tak jakby bez rehabilitantów, techników obsługujących aparaty rentgenowskie czy tomografy, służb finansowych czy administracyjnych, w końcu przede wszystkim, lekarzy, możliwe było funkcjonowanie jakiegokolwiek szpitala lub przychodni. Ministerstwo jasno daje do zrozumienia, że to nie jego problem, wychodząc być może z założenia, że skoro przedstawiciele tych grup nie protestowali to są zadowoleni z warunków płacowych. Jeśli jednak zgłoszą roszczenia, co wydaje się absolutnie pewne, to będzie to kłopot dyrektorów poszczególnych placówek. W końcu nominalnie są samodzielni i łatwo da się ich rozliczyć z każdej podjętej decyzji, argumentując skutki brakiem ich kompetencji, nieumiejętnością planowania bądź czymkolwiek innym co pozwoli przypisać odpowiedzialność. Puszka Pandory została otwarta. Powyższy scenariusz jest tym bardziej realny, że zbliża się koniec roku i sprawa bilansowania się poszczególnych placówek bądź brak tej możliwości staje się, dla organów założycielskich, kwestią niezwykle istotną. W konsekwencji, z dużą dozą prawdopodobieństwa trzeba przyjąć, że koszt społeczny i finansowy tak podjętych decyzji, będzie dużo większy, niż bezpośrednia suma wypłat dla protestujących pielęgniarek i położnych.
Warto także już dziś zastanowić się nad potencjalnymi skutkami ustalenia nierealnych norm zatrudnienia pielęgniarek, czego również domagają się protestujące. Decyzja ta bowiem nie spowoduje nagłego wzrostu ilości niezbędnego personelu, a jedynie może doprowadzić do zamknięcia wielu potrzebnych np. oddziałów szpitalnych i placówek, których nie będzie stać na „podkupywanie” brakującego pracowników.
W konsekwencji również, od czego decydenci kompletnie abstrahują, środowisko pracowników ochrony zdrowia, zostało skutecznie skonfliktowane, a być może nawet sprowokowane do kolejnych protestów.