Strach zatrudnić lekarza, który dopiero co skończył studia
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 31.03.2016
Źródło: TK/BL
Tagi: | Janusz Atłachowicz, Maciej Hamankiewicz, NIK, Najwyższa Izba Kontroli, studenci, rezydenci, edukacja, lekarz, lekarze |
Naczelna Izba Kontroli ostro skrytykowała system kształcenia lekarzy w Polsce. I to zarówno na poziomie akademickim, jak i podyplomowym. W Polsce mamy za mało lekarzy, brakuje przede wszystkim specjalistów, a absolwenci uczelni medycznych nie mają odpowiednich umiejętności praktycznych. Jak to zmienić?
- Próby nadrobienia wieloletnich zaległości poprzez przyspieszanie cyklu kształcenia lekarzy niosą ryzyko co do utrzymania jakości kształcenia - czytamy w raporcie Izby - Brak całościowej, perspektywicznej wizji dotyczącej kształcenia kadr medycznych, dostosowanej do dynamicznie zmieniających się potrzeb zdrowotnych społeczeństwa może okazać się groźny dla polskiego systemu leczenia – dodaje NIK.
Jak to zmienić? O komentarz zapytaliśmy ekspertów.
Janusz Atłachowicz, wiceprzewodniczący STOMOZ:
- Rzeczywiście w wielu wypadkach strach zatrudnić lekarza tuż po studiach to zgroza. Największy problem, to często kompletna nieznajomość zasad wykorzystywania i obsługi najnowocześniejszego sprzętu medycznego. Dysponuje już nim wiele polskich szpitali: ale wiedzy na temat tego do czego jest przydatny i jak go używać lekarze z uczelni nie wynoszą. Kolejna niedomoga to brak praktyki w technikach operacyjnych i inwazyjnych. Studenci zbyt mało ćwiczą na przykład na fantomach, których brakuje na polskich uczelniach medycznych, mają też zbyt mało zajęć praktycznych. I co okazuje się wielką, choć wydawałoby się w teorii łatwą do nadrobienia wadą, jest brak umiejętności rozmowy z pacjentem, nawiązania z nim kontaktu, zdolności interpersonalnych.
- Ideałem byłaby taka zmiana programów nauczania na uniwersytetach medycznych, która pozwoliłaby studentom na większą ilość zajęć praktycznych i kontakt z najnowocześniejszymi technologiami. I być może kiedyś się tej zmiany doczekamy. Ale póki co: musimy się ratować powrotem stażu podyplomowego.
Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej:
- Przygotowaliśmy olbrzymie opracowanie, które pokazuje jak powinno funkcjonować kształcenie podyplomowe lekarzy w Polsce. Na dniach przyjmie je prezydium NRL. Materiał został opracowany przez szerokie grono lekarzy. Swoje uwagi przekażemy w najbliższym czasie ministrowi zdrowia.
- Jednym z najważniejszych elementów jest uznanie, że rezydentura jest formą kształcenia po którą lekarz może sięgnąć. W sumie, w naszej ocenie rezydentur jest dużo. Ale przy tym dostrzegamy, że wiele jest nie obsadzonych tylko dlatego, że sposób aplikowania jest wadliwy. To jest największe pole do zmiany. Wskazujemy na brak możliwości zmiany rezydentury w trakcie jej trwania, co jest błędem. Nie w przypadku fanaberii, ale rzeczywistej potrzeby. Zdarza się, że ktoś chce być chirurgiem, ale jego sprawność manualna mu na to nie pozwala, anestezjologiem a ma uczulenie na środki anestetyczne. W takim przypadku trzeba umożliwić zmianę takiej specjalizacji.
- Dalej: egzamin specjalizacyjny nie powinien być barierą nie do przejścia, powinien tylko stanowić taką finalną „kropkę nad i”. A zdawanie egzaminów musi być pod społeczną kontrolą. Ukrywanie tego jak wyglądały testy, jak były skonstruowane pytania testowe – nie upublicznienie tego sprawia wrażenie, że ktoś coś chce ukryć. Tak jak gdyby test miałby być formą utrudnienia dostania się do specjalności.
Jak to zmienić? O komentarz zapytaliśmy ekspertów.
Janusz Atłachowicz, wiceprzewodniczący STOMOZ:
- Rzeczywiście w wielu wypadkach strach zatrudnić lekarza tuż po studiach to zgroza. Największy problem, to często kompletna nieznajomość zasad wykorzystywania i obsługi najnowocześniejszego sprzętu medycznego. Dysponuje już nim wiele polskich szpitali: ale wiedzy na temat tego do czego jest przydatny i jak go używać lekarze z uczelni nie wynoszą. Kolejna niedomoga to brak praktyki w technikach operacyjnych i inwazyjnych. Studenci zbyt mało ćwiczą na przykład na fantomach, których brakuje na polskich uczelniach medycznych, mają też zbyt mało zajęć praktycznych. I co okazuje się wielką, choć wydawałoby się w teorii łatwą do nadrobienia wadą, jest brak umiejętności rozmowy z pacjentem, nawiązania z nim kontaktu, zdolności interpersonalnych.
- Ideałem byłaby taka zmiana programów nauczania na uniwersytetach medycznych, która pozwoliłaby studentom na większą ilość zajęć praktycznych i kontakt z najnowocześniejszymi technologiami. I być może kiedyś się tej zmiany doczekamy. Ale póki co: musimy się ratować powrotem stażu podyplomowego.
Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej:
- Przygotowaliśmy olbrzymie opracowanie, które pokazuje jak powinno funkcjonować kształcenie podyplomowe lekarzy w Polsce. Na dniach przyjmie je prezydium NRL. Materiał został opracowany przez szerokie grono lekarzy. Swoje uwagi przekażemy w najbliższym czasie ministrowi zdrowia.
- Jednym z najważniejszych elementów jest uznanie, że rezydentura jest formą kształcenia po którą lekarz może sięgnąć. W sumie, w naszej ocenie rezydentur jest dużo. Ale przy tym dostrzegamy, że wiele jest nie obsadzonych tylko dlatego, że sposób aplikowania jest wadliwy. To jest największe pole do zmiany. Wskazujemy na brak możliwości zmiany rezydentury w trakcie jej trwania, co jest błędem. Nie w przypadku fanaberii, ale rzeczywistej potrzeby. Zdarza się, że ktoś chce być chirurgiem, ale jego sprawność manualna mu na to nie pozwala, anestezjologiem a ma uczulenie na środki anestetyczne. W takim przypadku trzeba umożliwić zmianę takiej specjalizacji.
- Dalej: egzamin specjalizacyjny nie powinien być barierą nie do przejścia, powinien tylko stanowić taką finalną „kropkę nad i”. A zdawanie egzaminów musi być pod społeczną kontrolą. Ukrywanie tego jak wyglądały testy, jak były skonstruowane pytania testowe – nie upublicznienie tego sprawia wrażenie, że ktoś coś chce ukryć. Tak jak gdyby test miałby być formą utrudnienia dostania się do specjalności.