Znieśmy limity, ale nie tylko w onkologii

Udostępnij:
Jacek Jassem, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, zgłosił, a Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia, wziął pod rozwagę propozycję likwidacji limitów w onkologii. Tylko dlaczego limity mielibyśmy znieść wyłącznie w onkologii? Przecież szkodzą i w innych dziedzinach polskiej medycyny.
- Nie możemy brać na swoje sumienie tej sytuacji. Na onkologii każda procedura jest ratującą życie – mówi o limitach Jacek Jassem. I dodaje, że obowiązywanie limitów na przyjęcia planowe oznacza wydłużenie kolejek i uruchomienie błędnego koła. Mniej planowych wizyt, dłuższe kolejki przekładają się na późniejszą diagnostykę, późniejsze podjęcie leczenia, a więc automatycznie pogorszenie jego jakości i gorsze rokowanie.

Bartosz Arłukowicz po spotkaniu z lekarzami zgodził się, że onkologia wymaga radykalnych zmian. - Nie tylko organizacyjnych, finansowych, ale także strukturalnych - powiedział. Cztery zespoły robocze powołane przez ministra zdrowia w ciągu kilku tygodni opracują program zmian w terapii pacjentów z nowotworami.

OK, krok w dobrą stronę. Ale dlaczego powołane przez ministerstwo zespoły miałyby się ograniczyć do zniesienia limitów wyłącznie w onkologii? Przecież one są zmorą niemal wszystkich dziedzin polskiej medycyny.

Uwolnienie rynku pozwoliłoby szpitalom konkurować o klienta, a nie o limit NFZ, jak to się dzieje dzisiaj – mówi Piotr Szynkiewicz, prezes Prometriq Akademia Zarządzania. Wtedy też można byłoby zacząć na serio rozmawiać o zarządzaniu w szpitalnictwie. Kryteriami wyboru placówki przez klienta staną się jakość świadczeń i ich cena, co w naturalny sposób doprowadzi do specjalizacji i rozwoju dobrych placówek oraz eliminacji najsłabszych. Takie systemy funkcjonują na świecie - dodaje.

W ten sposób system szkodzi rynkowi. Ale również szpitalom i pacjentom. W chwili zawierania umów ze świadczeniodawcami NFZ nie dysponuje wiarygodnymi danymi epidemiologicznymi, nie wie też, ile będzie pieniędzy ze składki zdrowotnej. Nie ma wiedzy ani o rzeczywistych potrzebach leczniczych, ani rozeznania ile pieniędzy potrzeba będzie na ich zaspokojenie.

Nie mając danych, urzędnicy z góry rozkładają ręce, nie wiedząc, ilu - i jak mocno - Polaków się rozchoruje: z góry określają nie potrzeby lecznicze, a ilość pieniędzy, które na nie przeznaczą. I po prostu zaniżają wartości kontraktów, wyznaczają limity na leczenie na absurdalnie niskim poziomie.

Poziomie bezpiecznym dla siebie, ale pogłębiającym ryzyko finansowe szpitali i wydłużające się kolejki pacjentów do specjalistów. Pacjentom, których jak zauważa Jacek Jassem, stan zdrowia pogarsza się, rokowania na skuteczne leczenie maleją.

Jaka jest recepta? Najprostszą byłoby zwyczajnie zniesienie limitów, ale w ich obronie stają twardo i NFZ, i ministerstwo. –Gdybym miał znaleźć salomonowe wyjście zaproponowałbym redefinicję sformułowania „procedury ratujące życie” – mówi Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. Te procedury nie podlegają limitowaniu. –A więc warto by się zastanowić czy planowe przyjęcie, zabieg wykonany nawet ponad limit nie stanowi procedury ratującej życie – kontynuuje Fedorowski. –Bo przecież z medycznego punktu widzenia odmowa tego rodzaju pomocy w sposób planowy naraża ewidentnie na szwank stan zdrowia pacjenta i często w konsekwencji może doprowadzić nawet do zagrożenia życia – dodaje.

A więc czy zniesienie limitów, czy rozszerzenie katalogu świadczeń ratujących życia: ostatecznie wyjdzie na jedno. Szkoda, że jak dotychczas rozpatrywanie tej alternatywy dotyczy jedynie onkologii.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.