Chytry traci dwa razy
Autor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 12.12.2013
Źródło: BL, "Menedżer Zdrowia"
Działy:
Z życia środowiska
Aktualności
Nie wszyscy w Polsce zrozumieli, że pacjent psychiatryczny z ograniczanym dostępem do nowoczesnych leków to pacjent leczony drogo - mówi prof. Andrzej Kiejna w rozmowie z miesięcznikiem "Menedżer Zdrowia".
Rozmowa z prof. Andrzejem Kiejna, kierownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu
Czy w Polsce pacjenci psychiatryczni mają dobry dostęp do leków? Jak to wygląda w porównaniu z innymi krajami europejskimi?
Dostęp jest mocno ograniczony. I należy nad tym ubolewać, bo w leczeniu takich schorzeń, jak np. schizofrenia, właściwa farmakoterapia to aż 99 proc. sukcesu. Tymczasem nasi pacjenci często są pozbawieni dostępu do najnowocześniejszych leków.
Na czym te ograniczenia polegają?
Choroby psychiczne, w tym schizofrenię, można leczyć lekami klasycznymi lub nowocześniejszymi, atypowymi. Nie chciałbym wchodzić w szczegóły medyczne, ale w skrócie powiem, że te nowocześniejsze dają mniej efektów ubocznych i niepożądanych. Dzięki lekom atypowym łatwiej możemy zapanować nad takimi objawami, jak pogorszenie funkcji poznawczych, omamy, urojenia.
Czyli gdyby bohater filmu „Piękny umysł” żył w dzisiejszych czasach, nie stałby przed alternatywą: odstawić leki i próbować normalnie pracować czy przyjmować leki, które wykluczają z rynku pracy. Rozwiązaniem byłyby bowiem leki atypowe.
Rzeczywiście obserwujemy to, że pacjenci przyjmujący leki atypowe znacznie lepiej powracają nie tylko na rynek pracy, lecz także do swoich ról życiowych – ojca, matki. Kuracja tymi lekami jest znacznie droższa w porównaniu z lekami klasycznymi, ale prócz wymiaru medycznego przynosi też korzyści w wymiarze społecznym i ekonomicznym. W wielu przypadkach przekłada się na mniejszą liczbę hospitalizacji, mniejszy koszt opieki społecznej w postaci rent. Pacjent pracuje, płaci podatki i nie jest ciężarem dla rodziny, a przeciwnie – wspiera ją własnym dochodem. Uważam, że na tych lekach nie powinniśmy oszczędzać. A niestety próby oszczędzania obserwujemy.
Argumentem jest to, że w porównaniu z innymi krajami jesteśmy ubożsi i nas na taką refundację zwyczajnie nie stać.
Odwróciłbym ten argument. Nas nie stać na to, by tej refundacji odmawiać. O powodach mówiłem wyżej: brak tej refundacji przekłada się często na obciążenie budżetu rodzin i państwa znacznie wyższymi nakładami na opiekę nad osobą, która nowocześnie leczona takiej opieki by nie potrzebowała i na dodatek mogła pracować.
Pełny tekst rozmowa z prof. Andrzejem Kiejną ukaże się w najnowszym wydaniu miesięcznika "Menedżer Zdrowia"
Czy w Polsce pacjenci psychiatryczni mają dobry dostęp do leków? Jak to wygląda w porównaniu z innymi krajami europejskimi?
Dostęp jest mocno ograniczony. I należy nad tym ubolewać, bo w leczeniu takich schorzeń, jak np. schizofrenia, właściwa farmakoterapia to aż 99 proc. sukcesu. Tymczasem nasi pacjenci często są pozbawieni dostępu do najnowocześniejszych leków.
Na czym te ograniczenia polegają?
Choroby psychiczne, w tym schizofrenię, można leczyć lekami klasycznymi lub nowocześniejszymi, atypowymi. Nie chciałbym wchodzić w szczegóły medyczne, ale w skrócie powiem, że te nowocześniejsze dają mniej efektów ubocznych i niepożądanych. Dzięki lekom atypowym łatwiej możemy zapanować nad takimi objawami, jak pogorszenie funkcji poznawczych, omamy, urojenia.
Czyli gdyby bohater filmu „Piękny umysł” żył w dzisiejszych czasach, nie stałby przed alternatywą: odstawić leki i próbować normalnie pracować czy przyjmować leki, które wykluczają z rynku pracy. Rozwiązaniem byłyby bowiem leki atypowe.
Rzeczywiście obserwujemy to, że pacjenci przyjmujący leki atypowe znacznie lepiej powracają nie tylko na rynek pracy, lecz także do swoich ról życiowych – ojca, matki. Kuracja tymi lekami jest znacznie droższa w porównaniu z lekami klasycznymi, ale prócz wymiaru medycznego przynosi też korzyści w wymiarze społecznym i ekonomicznym. W wielu przypadkach przekłada się na mniejszą liczbę hospitalizacji, mniejszy koszt opieki społecznej w postaci rent. Pacjent pracuje, płaci podatki i nie jest ciężarem dla rodziny, a przeciwnie – wspiera ją własnym dochodem. Uważam, że na tych lekach nie powinniśmy oszczędzać. A niestety próby oszczędzania obserwujemy.
Argumentem jest to, że w porównaniu z innymi krajami jesteśmy ubożsi i nas na taką refundację zwyczajnie nie stać.
Odwróciłbym ten argument. Nas nie stać na to, by tej refundacji odmawiać. O powodach mówiłem wyżej: brak tej refundacji przekłada się często na obciążenie budżetu rodzin i państwa znacznie wyższymi nakładami na opiekę nad osobą, która nowocześnie leczona takiej opieki by nie potrzebowała i na dodatek mogła pracować.
Pełny tekst rozmowa z prof. Andrzejem Kiejną ukaże się w najnowszym wydaniu miesięcznika "Menedżer Zdrowia"