Dr Tomasz Dzierżanowski: Nie można odnaleźć sensu śmierci za umierającego, choć można w tym pomóc
Autor: Marta Koblańska
Data: 27.06.2018
Źródło: Marta Koblańska/TD/AL
Działy:
Wywiad tygodnia
Aktualności
Osoba umierająca, oczekująca śmierci szuka drugiego człowieka. Zaproszenie do ostatniej rozmowy stanowi ogromne wyróżnienie. Lekarz wtedy zdejmuje biały fartuch i rozmawia jak człowiek z drugim człowiekiem - mówi dr Tomasz Dzierżanowski, adiunkt w Pracowni Medycyny Paliatywnej Katedry Onkologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, dyrektor medyczny Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej.
Śmierć pozostaje i pozostanie nieodgadniona. Ludzie boją się jej, a najbardziej boją się umierania w samotności czy szpitalu. W jaki sposób można umierającemu zapewnić poczucie bezpieczeństwa, przekonać go, że nie pozostanie sam?
Elisabeth Kübler-Ross, która badała zachowania osób umierających, podkreśla, że nie tyle sama śmierć jest problemem, ile umieranie oraz towarzysząca mu izolacja oraz osamotnienie. Nie śmierć więc wywołuje niepokój, ale umieranie w samotności. Mówiąc o śmierci, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że umieranie i śmierć stanowią elementy życia, na co wskazywał Wiktor Emanuel Frankl. Nie istnieje życie, które nie zostaje zakończone śmiercią. Dlatego też warto spojrzeć na śmierć przez pryzmat życia. Oczywiście niepokój przed nieznanym zawsze będzie umierającemu towarzyszył, nawet jeśli wierzy on, że śmierć tak naprawdę oznacza nowe otwarcie. Śmierć pozostanie jednak zagadką i sytuacją graniczną, zawsze rodzi lęk. Gdyby człowiekowi nie towarzyszył lęk przed śmiercią, zachowywałby się w sposób nieracjonalny, taki, który narażałby go na utratę życia.
Jak w takim razie spojrzeć na umieranie, kiedy śmierć staje się nieuchronna?
Chory człowiek często wie, że zbliża się koniec. Jest go świadomy, ponieważ czuje, że słabnie, wie, że jego stan zdrowia się pogarsza, zna rozpoznanie. W tej sytuacji musi spojrzeć prawdzie w oczy, przyjąć to, że jego czas na ziemi się kończy. Najważniejszym zadaniem osoby towarzyszącej umierającemu jest zwyczajna obecność. Właśnie towarzyszenie osobie umierającej może zmniejszyć poczucie lęku. Nie słowa są najważniejsze, ale obecność. To towarzyszenie musi być jednak pełne życzliwości, takie jakie oferuje człowiek drugiemu człowiekowi, człowiek przez duże c. Osoba umierająca, oczekująca śmierci, zadaje sobie wiele pytań, przede wszystkim pytanie „dlaczego?”. Szuka też drugiego człowieka. Jeżeli okaże się nim człowiek przez duże „C”, pełen życzliwości, miłości, czyli bezinteresowności, współczucia i cierpliwości, to umieranie staje się łatwiejsze. Człowiek przed agonią jest zazwyczaj bardziej milczący. Już wie, że nadchodzi kres i lęka się go. Kiedy więc milczy, najlepszym sposobem dotarcia do niego jest również milczenie. Nie sprawdzają się słowa, a zwłaszcza łatwe pocieszenia typu „wszystko będzie dobrze”. Mogą to być natomiast proste gesty, takie jak poprawienie włosów, poduszki, dotknięcie ręki czy objęcie dłoni, podanie wody lub herbaty. To one powodują, że drugi człowiek czuje się bezpiecznie, wie, że jest przy nim ktoś życzliwy, rozumiejący.
Nie można jednak pożegnać się z umierającym zupełnie bez słów.
Ale słowa są na końcu. One oczywiście także mają znaczenie. Jednak nie warto rozmawiać o rzeczach poważnych, ale przytoczyć codzienność. Spacer w deszczu, wspólne picie herbaty, rozmowę z sąsiadem. Te małe rzeczy budują atmosferę, sprawiają, że umierający doświadcza codziennego życia. Może jednak zapytać „ dlaczego”, „po co to wszystko”, „co ze mną będzie”. Do odpowiedzi na te pytania o sens lekarze zwykle nie są przygotowani, może bardziej kapelani czy psychologowie.. Nikt nie jest w stanie jednak powiedzieć umierającemu, jaki jest sens umierania i śmierci. Można tylko pomóc mu w odnalezieniu tego sensu. Jeśli jednak zaprosi do takiej rozmowy, należy ją podjąć bez względu na to, czy jest się lekarzem, pielęgniarką czy psychologiem. To zaproszenie stanowi wielkie wyróżnienie, bo świadczy o olbrzymim zaufaniu do tego, z kim umierający chce rozmawiać. I nie chodzi o wykształcenie, kompetencje, ale o człowieczeństwo. Podczas takiej rozmowy rozmawia dwoje ludzi. Lekarz zdejmuje biały fartuch i rozmawia jak człowiek z drugim człowiekiem. Mówi szczerze o swoich przekonaniach. Nie jest ważne, czy chory je podziela, czy też nie. Rozmowa ta zawsze będzie swego rodzaju obnażeniem się, ale warto to uczynić dla drugiego człowieka, choć taka rozmowa może być również cierpieniem dla lekarza.
Jeżeli lekarz zostaje zaproszony do rozmowy o sens, czy nie zada umierającemu niepotrzebnego bólu?
Oczywiście studia medyczne nie przygotowują do opieki duchowej, ale aby stać się lekarzem z prawdziwego zdarzenia, najpierw trzeba stać się człowiekiem. Dlatego lekarz nie powinien odmawiać takiej rozmowy, choć może go dużo kosztować. Na pewno jednak dopiero zajęcia z medycyny paliatywnej przygotowują do komunikacji z umierającym. Ale jeśli chory zaprasza do takiej rozmowy, to znaczy, że wybrał Człowieka i ten może poczuć się niejako uprawniony do jej podjęcia. Dlatego podkreślę raz jeszcze, nie wolno odmawiać. Warto ponieść koszt tej rozmowy, bo ona jest wpisana w zawód lekarza, mającym przecież być powołaniem, a nie rzemiosłem. Taka rozmowa to być może najważniejsza chwila w życiu, z której każdy, kto ją odbył, wyniesie ogromną naukę. To umierający jest największym profesorem życia, właśnie poprzez własne umieranie. Te chwile wrócą w momencie naszego umierania. Warto jednak wcześniej przygotować się do takiej rozmowy, szukając wiedzy w książkach, na przykład Wiktora E. Frankla lub innych egzystencjalistów, autorów chrześcijańskich albo niechrześcijańskich. Duchowość nie jest religią. Jest znacznie szersza. To poszukiwanie prawdy. Właśnie jej szuka człowiek umierający. Czasem bardzo desperacko, bo ma mało czasu, ale zwykle jej szuka. Dlatego rozmowa musi być szczera, to nie mogą być frazesy, słowa mają płynąć z głębi. Złotą zasadą jest zachowanie się w sposób taktowny. Zresztą, jeśli nie wiadomo, jak należy się zachować, należy zachować się z taktem. Takt w szczególności jest ważny w rozmowie w obliczu umierania i rozwiąże problemy z komunikacją, nawet jeśli brakuje profesjonalnego przygotowania.
W obliczu śmierci widać życie. Jak sprawić, aby umierający odchodził spełniony?
Nie zawsze jest to możliwe. Czasem człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że zmarnotrawił życie, że to, co czynił, było złe. Takim ludziom również towarzyszymy. Psycholodzy pomagają w odnalezieniu spojrzenia na swoje życie, dostrzeżeniu jego wartości, w dokonaniu podsumowania. Opieka psychologiczna jest standardem w medycynie paliatywnej. Jednak czasem nawet w przypadku niewierzących taką pomocną osobą może okazać się kapelan. Umierający poszukuje tych, którzy pomogą mu rozstrzygnąć problem dobra i zła w życiu. Jednak to nie może zostać narzucone, bo nie chodzi o wskazanie własnych przekonań na temat dobra i zła, ale rzeczywistą ulgę umierającego. Czasem umierający cierpi i nie widzi sensu w tym cierpieniu, bo stwierdza, że życie przeżył źle. Wtedy trzeba dać nadzieję, że być może właśnie ta refleksja stanowi największą próbę człowieczeństwa. Nie tylko życie kreatywne, pełne doznań i przyjemności ma sens. Każde życie ma sens.
Czy różni się umieranie przedwczesne od umierania osoby starszej?
Tak, bo umieranie przedwczesne stanowi zaskoczenie. Taka osoba jest nieprzygotowana. Starszy człowiek żyje tym, co było kiedyś. Ma czas, aby przemyśleć, przetrawić swoje przeżycia. Towarzyszy mu spokój, oczekiwanie na śmierć. Śmierci przedwczesnej nie musi towarzyszyć jednak nadmierne cierpienie, ale pod warunkiem zapewnienia ciepła oraz troski. Co ciekawe, najmniej lękają się śmierci osoby o skrystalizowanym, przemyślanym i ugruntowanym światopoglądzie, niezależnie, czy są wierzący, czy niewierzący. Niepewność co do własnych przekonań zwiększa lęk. Jednak przygotować do śmierci może jedynie dobre życie, świadomość tego, w jaki sposób się żyje, dobra codzienność, umiejętność cieszenia się z rzeczy małych, dobre wypełnienie każdej chwili.
Czy onkolodzy powinni mówić chorym ile życia im zostało?
Jeśli chory zapyta o to wprost, to powinni. Postawą każdej relacji jest szczerość i prawda. Jeśli jednak chory nie pyta, to znaczy, że nie jest gotowy na taką informację i wtedy lepiej milczeć. Lekarz nie powinien rozpoczynać tej rozmowy z własnej inicjatywy. Trzeba przyznać, że wielu lekarzy nie miało żadnego szkolenia w tym zakresie. Zawsze jednak takt pomoże w pewnym stopniu rozwiązać problemy z komunikacją.
Rozmówca jest autorem książki „Brzegi dobrej Rzeki”
Elisabeth Kübler-Ross, która badała zachowania osób umierających, podkreśla, że nie tyle sama śmierć jest problemem, ile umieranie oraz towarzysząca mu izolacja oraz osamotnienie. Nie śmierć więc wywołuje niepokój, ale umieranie w samotności. Mówiąc o śmierci, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że umieranie i śmierć stanowią elementy życia, na co wskazywał Wiktor Emanuel Frankl. Nie istnieje życie, które nie zostaje zakończone śmiercią. Dlatego też warto spojrzeć na śmierć przez pryzmat życia. Oczywiście niepokój przed nieznanym zawsze będzie umierającemu towarzyszył, nawet jeśli wierzy on, że śmierć tak naprawdę oznacza nowe otwarcie. Śmierć pozostanie jednak zagadką i sytuacją graniczną, zawsze rodzi lęk. Gdyby człowiekowi nie towarzyszył lęk przed śmiercią, zachowywałby się w sposób nieracjonalny, taki, który narażałby go na utratę życia.
Jak w takim razie spojrzeć na umieranie, kiedy śmierć staje się nieuchronna?
Chory człowiek często wie, że zbliża się koniec. Jest go świadomy, ponieważ czuje, że słabnie, wie, że jego stan zdrowia się pogarsza, zna rozpoznanie. W tej sytuacji musi spojrzeć prawdzie w oczy, przyjąć to, że jego czas na ziemi się kończy. Najważniejszym zadaniem osoby towarzyszącej umierającemu jest zwyczajna obecność. Właśnie towarzyszenie osobie umierającej może zmniejszyć poczucie lęku. Nie słowa są najważniejsze, ale obecność. To towarzyszenie musi być jednak pełne życzliwości, takie jakie oferuje człowiek drugiemu człowiekowi, człowiek przez duże c. Osoba umierająca, oczekująca śmierci, zadaje sobie wiele pytań, przede wszystkim pytanie „dlaczego?”. Szuka też drugiego człowieka. Jeżeli okaże się nim człowiek przez duże „C”, pełen życzliwości, miłości, czyli bezinteresowności, współczucia i cierpliwości, to umieranie staje się łatwiejsze. Człowiek przed agonią jest zazwyczaj bardziej milczący. Już wie, że nadchodzi kres i lęka się go. Kiedy więc milczy, najlepszym sposobem dotarcia do niego jest również milczenie. Nie sprawdzają się słowa, a zwłaszcza łatwe pocieszenia typu „wszystko będzie dobrze”. Mogą to być natomiast proste gesty, takie jak poprawienie włosów, poduszki, dotknięcie ręki czy objęcie dłoni, podanie wody lub herbaty. To one powodują, że drugi człowiek czuje się bezpiecznie, wie, że jest przy nim ktoś życzliwy, rozumiejący.
Nie można jednak pożegnać się z umierającym zupełnie bez słów.
Ale słowa są na końcu. One oczywiście także mają znaczenie. Jednak nie warto rozmawiać o rzeczach poważnych, ale przytoczyć codzienność. Spacer w deszczu, wspólne picie herbaty, rozmowę z sąsiadem. Te małe rzeczy budują atmosferę, sprawiają, że umierający doświadcza codziennego życia. Może jednak zapytać „ dlaczego”, „po co to wszystko”, „co ze mną będzie”. Do odpowiedzi na te pytania o sens lekarze zwykle nie są przygotowani, może bardziej kapelani czy psychologowie.. Nikt nie jest w stanie jednak powiedzieć umierającemu, jaki jest sens umierania i śmierci. Można tylko pomóc mu w odnalezieniu tego sensu. Jeśli jednak zaprosi do takiej rozmowy, należy ją podjąć bez względu na to, czy jest się lekarzem, pielęgniarką czy psychologiem. To zaproszenie stanowi wielkie wyróżnienie, bo świadczy o olbrzymim zaufaniu do tego, z kim umierający chce rozmawiać. I nie chodzi o wykształcenie, kompetencje, ale o człowieczeństwo. Podczas takiej rozmowy rozmawia dwoje ludzi. Lekarz zdejmuje biały fartuch i rozmawia jak człowiek z drugim człowiekiem. Mówi szczerze o swoich przekonaniach. Nie jest ważne, czy chory je podziela, czy też nie. Rozmowa ta zawsze będzie swego rodzaju obnażeniem się, ale warto to uczynić dla drugiego człowieka, choć taka rozmowa może być również cierpieniem dla lekarza.
Jeżeli lekarz zostaje zaproszony do rozmowy o sens, czy nie zada umierającemu niepotrzebnego bólu?
Oczywiście studia medyczne nie przygotowują do opieki duchowej, ale aby stać się lekarzem z prawdziwego zdarzenia, najpierw trzeba stać się człowiekiem. Dlatego lekarz nie powinien odmawiać takiej rozmowy, choć może go dużo kosztować. Na pewno jednak dopiero zajęcia z medycyny paliatywnej przygotowują do komunikacji z umierającym. Ale jeśli chory zaprasza do takiej rozmowy, to znaczy, że wybrał Człowieka i ten może poczuć się niejako uprawniony do jej podjęcia. Dlatego podkreślę raz jeszcze, nie wolno odmawiać. Warto ponieść koszt tej rozmowy, bo ona jest wpisana w zawód lekarza, mającym przecież być powołaniem, a nie rzemiosłem. Taka rozmowa to być może najważniejsza chwila w życiu, z której każdy, kto ją odbył, wyniesie ogromną naukę. To umierający jest największym profesorem życia, właśnie poprzez własne umieranie. Te chwile wrócą w momencie naszego umierania. Warto jednak wcześniej przygotować się do takiej rozmowy, szukając wiedzy w książkach, na przykład Wiktora E. Frankla lub innych egzystencjalistów, autorów chrześcijańskich albo niechrześcijańskich. Duchowość nie jest religią. Jest znacznie szersza. To poszukiwanie prawdy. Właśnie jej szuka człowiek umierający. Czasem bardzo desperacko, bo ma mało czasu, ale zwykle jej szuka. Dlatego rozmowa musi być szczera, to nie mogą być frazesy, słowa mają płynąć z głębi. Złotą zasadą jest zachowanie się w sposób taktowny. Zresztą, jeśli nie wiadomo, jak należy się zachować, należy zachować się z taktem. Takt w szczególności jest ważny w rozmowie w obliczu umierania i rozwiąże problemy z komunikacją, nawet jeśli brakuje profesjonalnego przygotowania.
W obliczu śmierci widać życie. Jak sprawić, aby umierający odchodził spełniony?
Nie zawsze jest to możliwe. Czasem człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że zmarnotrawił życie, że to, co czynił, było złe. Takim ludziom również towarzyszymy. Psycholodzy pomagają w odnalezieniu spojrzenia na swoje życie, dostrzeżeniu jego wartości, w dokonaniu podsumowania. Opieka psychologiczna jest standardem w medycynie paliatywnej. Jednak czasem nawet w przypadku niewierzących taką pomocną osobą może okazać się kapelan. Umierający poszukuje tych, którzy pomogą mu rozstrzygnąć problem dobra i zła w życiu. Jednak to nie może zostać narzucone, bo nie chodzi o wskazanie własnych przekonań na temat dobra i zła, ale rzeczywistą ulgę umierającego. Czasem umierający cierpi i nie widzi sensu w tym cierpieniu, bo stwierdza, że życie przeżył źle. Wtedy trzeba dać nadzieję, że być może właśnie ta refleksja stanowi największą próbę człowieczeństwa. Nie tylko życie kreatywne, pełne doznań i przyjemności ma sens. Każde życie ma sens.
Czy różni się umieranie przedwczesne od umierania osoby starszej?
Tak, bo umieranie przedwczesne stanowi zaskoczenie. Taka osoba jest nieprzygotowana. Starszy człowiek żyje tym, co było kiedyś. Ma czas, aby przemyśleć, przetrawić swoje przeżycia. Towarzyszy mu spokój, oczekiwanie na śmierć. Śmierci przedwczesnej nie musi towarzyszyć jednak nadmierne cierpienie, ale pod warunkiem zapewnienia ciepła oraz troski. Co ciekawe, najmniej lękają się śmierci osoby o skrystalizowanym, przemyślanym i ugruntowanym światopoglądzie, niezależnie, czy są wierzący, czy niewierzący. Niepewność co do własnych przekonań zwiększa lęk. Jednak przygotować do śmierci może jedynie dobre życie, świadomość tego, w jaki sposób się żyje, dobra codzienność, umiejętność cieszenia się z rzeczy małych, dobre wypełnienie każdej chwili.
Czy onkolodzy powinni mówić chorym ile życia im zostało?
Jeśli chory zapyta o to wprost, to powinni. Postawą każdej relacji jest szczerość i prawda. Jeśli jednak chory nie pyta, to znaczy, że nie jest gotowy na taką informację i wtedy lepiej milczeć. Lekarz nie powinien rozpoczynać tej rozmowy z własnej inicjatywy. Trzeba przyznać, że wielu lekarzy nie miało żadnego szkolenia w tym zakresie. Zawsze jednak takt pomoże w pewnym stopniu rozwiązać problemy z komunikacją.
Rozmówca jest autorem książki „Brzegi dobrej Rzeki”