Życie pisze najprawdziwsze scenariusze
Redaktor: Janusz Maciejowski
Data: 11.01.2015
Źródło: KG
Choroby onkologiczne są jednymi z najbardziej depresjogennych. Sprawiają, że człowiek często zasklepia się w sobie ze swoimi problemami i obawami. Trzeba robić wszystko, aby się temu nie dać i mieć siłę do walki - mówi Barbara Stuhr, która wraz z mężem Jerzym otworzyli pierwsze w Polsce stacjonarne Centrum Psychoonkologii.
Otworzyli państwo pierwsze w Polsce stacjonarne Centrum Psychoonkologii. Placówka ta oferuje o wiele więcej niż wsparcie psychologiczne i porady onkologa. Sprawia, że osoba zmagająca się z chorobą nowotworową przestaje być anonimowym przypadkiem medycznym, a staje się konkretnym człowiekiem z indywidualnymi emocjami, pytaniami. Czy tworząc centrum, wzorowaliście się na placówkach działających w innych krajach europejskich?
Barbara Stuhr: Nie są nam znane inne ośrodki tego typu. Nasze Centrum Psychoonkologii tworzyliśmy z potrzeby serca, przy wsparciu licznej grupy współpracujących z nami psychoonkologów, którzy są autorytetami naukowymi w tej dziedzinie. Trzeba też zaznaczyć, że psychoonkologia jest stosunkowo młodą nauką, której pionierem był dr Carl Simonton, amerykański lekarz. Gdy odwiedził nas prof. Mariusz Wilga – wykładowca ze Stanów Zjednoczonych – powiedział, że nasz ośrodek jest na najwyższym światowym poziomie. Tworząc centrum, wsłuchiwaliśmy się w potrzeby osób, które doświadczyły choroby nowotworowej. Praktycznie każdy z nas zna kogoś, kto zmagał się z tą chorobą – czy w rodzinie, czy wśród bliskich. Choroby onkologiczne są jednymi z najbardziej depresjogennych. Sprawiają, że człowiek często zasklepia się w sobie ze swoimi problemami i obawami. Trzeba robić wszystko, aby się temu nie dać i mieć siłę do walki. Pomocne są najprostsze rzeczy, np. ruch, który uruchamia dobrą energię, zdrowa dieta, dzięki której komórki są dożywione, a organizm ma większą siłę do walki z chorobą. Ważne jest też spotykanie się z osobami mającymi podobne doświadczenia i korzystanie ze wsparcia specjalistów. Wymienione elementy nazwałabym koszykiem dobroci, którym dzielimy się w naszym centrum. Wcześniej działaliśmy na dużo mniejszą skalę, jeśli chodzi o wsparcie psychoonkologiczne. Dzięki uprzejmości Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie wynajmowaliśmy dwa pomieszczenia z kuchnią. Ze względów lokalowych nasze stowarzyszenie mogło pomagać głównie osobom z Krakowa. Teraz, gdy mamy do dyspozycji 40 miejsc noclegowych, przyjeżdżają do nas ludzie z całej Polski.
Pomoc psychoonkologiczna, która jest bardzo potrzebna, w Polsce wciąż raczkuje – 95 proc. ludzi po usłyszeniu diagnozy ma trudności z jej udźwignięciem. Jakie mają państwo doświadczenia w tej materii? Co stanowi istotę takiego wsparcia?
Barbara Stuhr: Trudno jest mi powiedzieć, jak statystycznie radzą sobie z tym osoby z chorobą nowotworową. Z mojego doświadczenia wynika – a już 15 lat zajmuję się pomocą chorym onkologicznie i ich rodzinom w ramach stowarzyszenia UNICORN, że nie można być przygotowanym na usłyszenie takiej diagnozy. Gdy potwierdziła się choroba męża, poczułam w pierwszej chwili olbrzymie tąpnięcie. Widziałam, gdzie należy szukać pomocy i wsparcia, ale wiele osób nie ma takiej wiedzy. A pomocna dłoń, pomoc psychiczna w tej chorobie odgrywa bardzo ważną rolę. Każdy informację o takiej diagnozie przyjmuje inaczej. Wiele osób nie jest w stanie jej udźwignąć. Wówczas potrzeba uzyskania wsparcia, poczucia komfortu psychicznego.
Przez okres choroby nie krył się pan ze swoją walką i chętnie dzielił postępami w zwalczaniu nowotworu. Postawą i szczęśliwym wyzdrowieniem dał pan nadzieję innym chorym, że raka można pokonać. Czy pana zdaniem choroby onkologiczne nadal są w Polsce chorobami wstydliwymi? Wiele osób ukrywa chorobę przed pracodawcami, światem zewnętrznym. Warto?
Jerzy Stuhr: Dlaczego mam się wstydzić tego, co mnie uszlachetnia? A choroba uszlachetnia, czyni mocnym w swej słabości, w pewnym sensie wyjątkowym. Proszę pamiętać, że ukrywanie choroby powoduje jeszcze większą sytuację stresową, która dodatkowo utrudnia leczenie. Proszę też pamiętać, że chorobę widać. Na szczęście coraz więcej ludzi ujawnia swoje cierpienie i daje kapitalny przykład tym, którzy aktualnie są w cierpieniu. Doświadczyłem tego podczas licznych spotkań na temat mojej książki „Tak sobie myślę”. Przychodziły tłumy. Większość z tych ludzi szukała u mnie rady, jak przetrwać ten ciężki okres życia. Widocznie nie znaleźli tej rady, nadziei u swych lekarzy czy psychoterapeutów i szukają jej u człowieka, który też to przeżył i głośno o tym powiedział. Nagle stałem się dla nich bardziej wiarygodny i pomocny. Wszystko dlatego, że ujawniłem swoją chorobę i dzięki temu pomagam innym. Może to najważniejsza rola mego życia?
Pełny tekst rozmowy Kamilli Gębskiej z Barbarą i Jerzym Stuhrami ukaże się w najbliższym numerze "Menedżera Zdrowia".
Barbara Stuhr: Nie są nam znane inne ośrodki tego typu. Nasze Centrum Psychoonkologii tworzyliśmy z potrzeby serca, przy wsparciu licznej grupy współpracujących z nami psychoonkologów, którzy są autorytetami naukowymi w tej dziedzinie. Trzeba też zaznaczyć, że psychoonkologia jest stosunkowo młodą nauką, której pionierem był dr Carl Simonton, amerykański lekarz. Gdy odwiedził nas prof. Mariusz Wilga – wykładowca ze Stanów Zjednoczonych – powiedział, że nasz ośrodek jest na najwyższym światowym poziomie. Tworząc centrum, wsłuchiwaliśmy się w potrzeby osób, które doświadczyły choroby nowotworowej. Praktycznie każdy z nas zna kogoś, kto zmagał się z tą chorobą – czy w rodzinie, czy wśród bliskich. Choroby onkologiczne są jednymi z najbardziej depresjogennych. Sprawiają, że człowiek często zasklepia się w sobie ze swoimi problemami i obawami. Trzeba robić wszystko, aby się temu nie dać i mieć siłę do walki. Pomocne są najprostsze rzeczy, np. ruch, który uruchamia dobrą energię, zdrowa dieta, dzięki której komórki są dożywione, a organizm ma większą siłę do walki z chorobą. Ważne jest też spotykanie się z osobami mającymi podobne doświadczenia i korzystanie ze wsparcia specjalistów. Wymienione elementy nazwałabym koszykiem dobroci, którym dzielimy się w naszym centrum. Wcześniej działaliśmy na dużo mniejszą skalę, jeśli chodzi o wsparcie psychoonkologiczne. Dzięki uprzejmości Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie wynajmowaliśmy dwa pomieszczenia z kuchnią. Ze względów lokalowych nasze stowarzyszenie mogło pomagać głównie osobom z Krakowa. Teraz, gdy mamy do dyspozycji 40 miejsc noclegowych, przyjeżdżają do nas ludzie z całej Polski.
Pomoc psychoonkologiczna, która jest bardzo potrzebna, w Polsce wciąż raczkuje – 95 proc. ludzi po usłyszeniu diagnozy ma trudności z jej udźwignięciem. Jakie mają państwo doświadczenia w tej materii? Co stanowi istotę takiego wsparcia?
Barbara Stuhr: Trudno jest mi powiedzieć, jak statystycznie radzą sobie z tym osoby z chorobą nowotworową. Z mojego doświadczenia wynika – a już 15 lat zajmuję się pomocą chorym onkologicznie i ich rodzinom w ramach stowarzyszenia UNICORN, że nie można być przygotowanym na usłyszenie takiej diagnozy. Gdy potwierdziła się choroba męża, poczułam w pierwszej chwili olbrzymie tąpnięcie. Widziałam, gdzie należy szukać pomocy i wsparcia, ale wiele osób nie ma takiej wiedzy. A pomocna dłoń, pomoc psychiczna w tej chorobie odgrywa bardzo ważną rolę. Każdy informację o takiej diagnozie przyjmuje inaczej. Wiele osób nie jest w stanie jej udźwignąć. Wówczas potrzeba uzyskania wsparcia, poczucia komfortu psychicznego.
Przez okres choroby nie krył się pan ze swoją walką i chętnie dzielił postępami w zwalczaniu nowotworu. Postawą i szczęśliwym wyzdrowieniem dał pan nadzieję innym chorym, że raka można pokonać. Czy pana zdaniem choroby onkologiczne nadal są w Polsce chorobami wstydliwymi? Wiele osób ukrywa chorobę przed pracodawcami, światem zewnętrznym. Warto?
Jerzy Stuhr: Dlaczego mam się wstydzić tego, co mnie uszlachetnia? A choroba uszlachetnia, czyni mocnym w swej słabości, w pewnym sensie wyjątkowym. Proszę pamiętać, że ukrywanie choroby powoduje jeszcze większą sytuację stresową, która dodatkowo utrudnia leczenie. Proszę też pamiętać, że chorobę widać. Na szczęście coraz więcej ludzi ujawnia swoje cierpienie i daje kapitalny przykład tym, którzy aktualnie są w cierpieniu. Doświadczyłem tego podczas licznych spotkań na temat mojej książki „Tak sobie myślę”. Przychodziły tłumy. Większość z tych ludzi szukała u mnie rady, jak przetrwać ten ciężki okres życia. Widocznie nie znaleźli tej rady, nadziei u swych lekarzy czy psychoterapeutów i szukają jej u człowieka, który też to przeżył i głośno o tym powiedział. Nagle stałem się dla nich bardziej wiarygodny i pomocny. Wszystko dlatego, że ujawniłem swoją chorobę i dzięki temu pomagam innym. Może to najważniejsza rola mego życia?
Pełny tekst rozmowy Kamilli Gębskiej z Barbarą i Jerzym Stuhrami ukaże się w najbliższym numerze "Menedżera Zdrowia".