Archiwum
„Jenzyk” dyplomacji
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 08.02.2022
Źródło: Miesięcznik Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls”/Jarosław Biliński
Tagi: | Jarosław Biliński |
– Bardzo trudno się skupić w ostatnim czasie na czymś konstruktywnym w obszarze tzw. filozofii życiowej i dumania nad przyszłością świata, gdyż podrzucane są nam, w ramach tzw. bieżączki politycznej, wydarzenia, wobec których trudno przejść obojętnie – ocenia Jarosław Biliński, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.
Felieton Jarosława Bilińskiego, wiceprezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie:
– Myślę, że nawet najwytrwalsi politycy, przygotowani „pijarowo” i strategicznie, też się gotują w blokach startowych (o ile w ogóle im na czymś zależy), słysząc i widząc poczynania naszej klasy politycznej.
Po prostu krew się burzy w człowieku albo parska on śmiechem, widząc i słysząc niektórych tuzów dyplomacji, inaczej rzecz ujmując – osoby publiczne. Otóż proszę wyobrazić sobie, że na czymś Państwu szalenie zależy. Mnie tak zależało na wypracowaniu przełomowych rozwiązań podczas protestu rezydentów, kiedy negocjowaliśmy z rządem (oczywiście, wprowadzenia tych przełomowych rozwiązań nie udało się wywalczyć, co zresztą jest tematem na osobny felieton – o przyczynach tegoż). Zatem tak bardzo Wam na czymś zależy, że angażujecie wszelkie siły i środki, aby to się udało. Odpieracie ataki medialne, prowadzicie grę polityczną, macie ułożoną strategię, nie śpicie po nocach – pełna mobilizacja. Ale po tej drugiej stronie, rządowej… beton. No, beton… Nic nie można wytłumaczyć tym ludziom. Jakby grochem o ścianę.
Podczas tej Waszej walki zaczynacie dostrzegać, że w każdym ministerstwie, w kancelariach premiera i prezydenta, dosłownie wszędzie, jest mnóstwo ludzi, którzy pełnią funkcje „dyplomatyczne”. Są na tzw. pierwszy ogień, po to, aby – jak to ładnie ujmują – „przygotować swojemu szefowi (np. ministrowi czy premierowi) materiał do właściwego spotkania”, kiedy już będzie musiało do takiego spotkania dojść i dostąpią Państwo zaszczytu oglądania majestatu. Anegdotycznie dodam, że pod koniec tzw. protestu rezydentów spotkaliśmy się w Kancelarii Premiera z ówczesnym ministrem, który zaczął od słów: „To jakie są wasze postulaty?”. Po kilku miesiącach protestu gość przyszedł i zapytał, jakie są nasze postulaty! Ha, ha, ha! Dokładnie tak zareagowaliśmy – śmiechem.
Dziś ten pan w ramach przegrupowania pracuje w Kancelarii Prezydenta. Oni się tak zamieniają stanowiskami (ci sami ludzie w kolejnych ministerstwach robią za „przygotowywaczy tematu”, będąc „dyplomatami na pierwsze zderzenie”). Jak zatem widać, nie zawsze ci dyplomaci są na pierwsze zderzenie, często są też po to, aby przedłużać, zamęczyć przeciwnika, zamieszać, udawać, że coś się dzieje i „dialog trwa”. Dziś za taką dyplomatkę postanowiła się przebrać pani prezydentowa. Zaprosiła do Pałacu Prezydenckiego posłanki z różnych partii politycznych (którym, jak same deklarują, tak bardzo zależy na problemie), żeby omówić nowe prawo oświatowe, oceniane przez ekspertów jako światopoglądowo ze skansenu, wprowadzające zasady rodem z PRL, autocenzurę i centralne sterowanie (nie ja to oceniam, bo tej ustawy nie czytałem, przytaczam tylko oceny). Panie posłanki pełne energii i złości poszły wytłumaczyć pani prezydentowej, dlaczego to prawo ma być zawetowane. I jaki proszę Państwa efekt spotkania? Uwaga, uwaga! Panie posłanki wzięły udział w konferencji prasowej, podczas której oznajmiły: „Pani prezydentowa obiecała porozmawiać o tej ustawie ze swoim mężem, panem prezydentem!”. No, nie. To jest realnie mega – masakryczny przełom! Żona porozmawia z mężem! Jeszcze z nim o tym problemie nie rozmawiała, ale zdążyła porozmawiać ze wszystkimi posłankami klubów oraz kół politycznych i dobrze przygotować temat na właściwe spotkanie pana prezydenta z opozycją!
Najgorsze jest to, że panie posłanki na konferencji prasowej były naprawdę podekscytowane, że coś się fajnego wydarzyło. Czyli nawet one, będąc lata w polityce, ubrały się w modus dyplomacji i dały się otumanić. Rolnicy po takim oświadczeniu wysypaliby przed Pałacem Prezydenckim kilka ton krowiego łajna. Takie dwa różne światy dyplomacji mamy. Który lepszy?
Komentarz opublikowano w Miesięczniku Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls” 2/2022.
– Myślę, że nawet najwytrwalsi politycy, przygotowani „pijarowo” i strategicznie, też się gotują w blokach startowych (o ile w ogóle im na czymś zależy), słysząc i widząc poczynania naszej klasy politycznej.
Po prostu krew się burzy w człowieku albo parska on śmiechem, widząc i słysząc niektórych tuzów dyplomacji, inaczej rzecz ujmując – osoby publiczne. Otóż proszę wyobrazić sobie, że na czymś Państwu szalenie zależy. Mnie tak zależało na wypracowaniu przełomowych rozwiązań podczas protestu rezydentów, kiedy negocjowaliśmy z rządem (oczywiście, wprowadzenia tych przełomowych rozwiązań nie udało się wywalczyć, co zresztą jest tematem na osobny felieton – o przyczynach tegoż). Zatem tak bardzo Wam na czymś zależy, że angażujecie wszelkie siły i środki, aby to się udało. Odpieracie ataki medialne, prowadzicie grę polityczną, macie ułożoną strategię, nie śpicie po nocach – pełna mobilizacja. Ale po tej drugiej stronie, rządowej… beton. No, beton… Nic nie można wytłumaczyć tym ludziom. Jakby grochem o ścianę.
Podczas tej Waszej walki zaczynacie dostrzegać, że w każdym ministerstwie, w kancelariach premiera i prezydenta, dosłownie wszędzie, jest mnóstwo ludzi, którzy pełnią funkcje „dyplomatyczne”. Są na tzw. pierwszy ogień, po to, aby – jak to ładnie ujmują – „przygotować swojemu szefowi (np. ministrowi czy premierowi) materiał do właściwego spotkania”, kiedy już będzie musiało do takiego spotkania dojść i dostąpią Państwo zaszczytu oglądania majestatu. Anegdotycznie dodam, że pod koniec tzw. protestu rezydentów spotkaliśmy się w Kancelarii Premiera z ówczesnym ministrem, który zaczął od słów: „To jakie są wasze postulaty?”. Po kilku miesiącach protestu gość przyszedł i zapytał, jakie są nasze postulaty! Ha, ha, ha! Dokładnie tak zareagowaliśmy – śmiechem.
Dziś ten pan w ramach przegrupowania pracuje w Kancelarii Prezydenta. Oni się tak zamieniają stanowiskami (ci sami ludzie w kolejnych ministerstwach robią za „przygotowywaczy tematu”, będąc „dyplomatami na pierwsze zderzenie”). Jak zatem widać, nie zawsze ci dyplomaci są na pierwsze zderzenie, często są też po to, aby przedłużać, zamęczyć przeciwnika, zamieszać, udawać, że coś się dzieje i „dialog trwa”. Dziś za taką dyplomatkę postanowiła się przebrać pani prezydentowa. Zaprosiła do Pałacu Prezydenckiego posłanki z różnych partii politycznych (którym, jak same deklarują, tak bardzo zależy na problemie), żeby omówić nowe prawo oświatowe, oceniane przez ekspertów jako światopoglądowo ze skansenu, wprowadzające zasady rodem z PRL, autocenzurę i centralne sterowanie (nie ja to oceniam, bo tej ustawy nie czytałem, przytaczam tylko oceny). Panie posłanki pełne energii i złości poszły wytłumaczyć pani prezydentowej, dlaczego to prawo ma być zawetowane. I jaki proszę Państwa efekt spotkania? Uwaga, uwaga! Panie posłanki wzięły udział w konferencji prasowej, podczas której oznajmiły: „Pani prezydentowa obiecała porozmawiać o tej ustawie ze swoim mężem, panem prezydentem!”. No, nie. To jest realnie mega – masakryczny przełom! Żona porozmawia z mężem! Jeszcze z nim o tym problemie nie rozmawiała, ale zdążyła porozmawiać ze wszystkimi posłankami klubów oraz kół politycznych i dobrze przygotować temat na właściwe spotkanie pana prezydenta z opozycją!
Najgorsze jest to, że panie posłanki na konferencji prasowej były naprawdę podekscytowane, że coś się fajnego wydarzyło. Czyli nawet one, będąc lata w polityce, ubrały się w modus dyplomacji i dały się otumanić. Rolnicy po takim oświadczeniu wysypaliby przed Pałacem Prezydenckim kilka ton krowiego łajna. Takie dwa różne światy dyplomacji mamy. Który lepszy?
Komentarz opublikowano w Miesięczniku Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls” 2/2022.