Co czytają i czyich rad słuchają menedżerowie zdrowia PiS

Udostępnij:
Thomas Piketty z pewnością byłby zaskoczony dowiadując się, że jego swobodne refleksje dotyczące ochrony zdrowia, weszły do aksjologicznego kanonu działań polskiego ministra zdrowia.
Poniżej fragment tekstu Roberta Mołdacha

Piketty to francuski ekonomista nowego pokolenia. W 2013 r. swoje szeroko cytowane dzieło „Kapitał w XXI wieku” (tyt. oryg. Le Capital au XXIe siècle). Nie przypuszczał chyba, że krajem, który jako pierwszy będzie wdrażał nowe idee, będzie Polska.

Jak jest to często podkreślane, jednych ta książka fascynuje, innych oburza. „Warta przeczytania” według słów prezesa Jarosław Kaczyńskiego, staje się szybko lekturą obowiązkową ugrupowania sprawującego władzę w Polsce i nie myślę tu wyłącznie o jego elicie. Jej fenomen polega na tym, że w historii myśli ekonomicznej jest zaledwie kilka rozpraw, z „Kapitałem” Karola Marksa na czele, które zdobyły tyle komentarzy, porwały tyle umysłów.

Nie ma mowy o przypadku

Nawiasem mówiąc, tytuł książki wybrany przez Piketty’ego nie wydaje się przypadkowy. Ja podchodzę do tego opracowania z dystansem, jak do każdej rozprawy naukowej. Rozumiem jednak, że u większości idea państwa egalitarnego, nieskończenie solidarnego, pozbawionego nierówności, w którym bogaci oddają majątek biednym, a państwo zapewnia szerokie bezpieczeństwo socjalne, może pobudzać wyobraźnię. Aby zrozumieć sens pracy Piketty’ego należy poznać dwa opowiadania, które składają się na jego dzieło. Pierwsze to precyzyjna analiza historycznych danych podatkowych, które stają u podłoża dowodu o większym zwrocie z kapitału niż z pracy i płynącego stąd wniosku o nieuniknionym wzroście nierówności społecznych. Drugie opowiadanie to swobodna refleksja nad różnymi zjawiskami historycznymi i działaniami fiskalnymi, które wzrost tych nierówności powstrzymują lub niwelują.

Problem z czytaniem ze zrozumieniem Piketty’ego polega na odróżnieniu tych dwu wzajemnie przeplatających się opowiadań. Z faktami, czyli z twardymi danymi podatkowymi się nie dyskutuje. Można natomiast analizować, czy dane te są kompletne, reprezentatywne i czy zostały poprawnie zinterpretowane. Taka naukowa dyskusja trwa w środowisku ekonomistów. Inaczej sprawa się przedstawia jeśli chodzi o metody powstrzymywania nierówności. W tej sferze nic nie jest jednoznaczne, także dla samego autora. Piketty rozważa różne rozwiązania, toczy niejednokrotnie spór z samym sobą, raz argumentując na jedną stronę, raz na drugą. Można, a wręcz należy mieć własną ocenę tych rozważań, gdyż taka jest natura wywodu autora – akademika i naukowca. Nie wolno jednak otwierać tej książki tylko na wybranych stronach i brać wypowiadane tam myśli, jako doktrynalny pewnik. Nie wolno ich wdrażać bez szerszej dyskusji w skali całego państwa, a już z pewnością z najwyższą ostrożnością należy postępować implementując rozważania Piketty’ego w ochronie zdrowia.

Podatki
Gdy przyjrzymy się dzisiejszym rozwiązaniom fiskalnym wdrażanym bądź rozważnym do zastosowania w Polsce, każde z nich znajdziemy u Piketty’ego – podatek od kapitału, bankowy, transakcyjny, uniwersalny podatek od dochodów, od majątku. Czekać tylko należy na kolejne koncepcje dyskutowane w książce, na czele z konfiskacyjnym podatkiem spadkowym (w trzecim pokoleniu dziedziczenia), podatkiem penalizującym (stopa podatku jest większa od 100% powyżej ustalonego progu) i podatkiem od zgromadzonego majątku (jednorazowej 15% daninie pieniężnej liczonej od wartości wszystkich swoich aktywów, każdego obywatela, dla zaspokojenie państwowego długu publicznego). Choć właściwie najnowsza propozycja dotycząca OFE częściowo już wychodzi na przeciw tym koncepcjom. Czy jest lepszy sposób na wyrównanie nierówności niż odebranie przez państwo tych nadmiarowych aktywów bogatym? Piketty nieśmiało wskazuje, że jest nim wojna, przed którą pośrednio ostrzega.

Dlaczego piszę tyle o podatkach w kontekście zdrowia? Bo podatki są dla Piketty’ego jednym z narzędzi do realizacji idei europejskiego państwa socjalnego, w tym obejmującego państwowe gwarancje powszechnej opieki zdrowotnej. I tak samo jak rozważa, dyskutuje, analizuje, ocenia różne formy opodatkowania, także samo dyskutuje o zdrowiu. Nic co proponuje, nie traktuje za panaceum. Toczy swobodny wywód, aby pokazać opcje, szanse ale i niepewności. My tymczasem postanowiliśmy w Polsce traktować ten potok rozważań, pisany niczym jak u Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”, jak wielką narodową aksjologię. Dobrze, gdybyśmy dorobek autora brali w całości, zrozumieli jego pełen sens, a nie tylko czytali wybranymi wersetami i tworzyli z tego dogmatyczną wizję państwa i jego systemów, w tym ochrony zdrowia.

Wewnętrznie rozdarty
Gdy skupimy uwagę na kwestiach zdrowia, Piketty okazuje się wyraźnie rozdarty. Rozumie, jak istotnym filarem państwa socjalnego jest zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego jego obywatelom. Waha się jednak, jakie rozwiązania zastosować, by to bezpieczeństwo zapewnić i jak sprostać kosztom tego zadania. W jednym z fragmentów, poświęconym sposobom redukcji długu publicznego, stwierdza: „Aby europejskie państwo socjalne mogło w sposób trwały spełniać swe zadania, zwłaszcza w dziedzinach edukacji, zdrowia i bezpieczeństwa, powinno nadal posiadać niezbędne do tego aktywa publiczne”, tzn. być właścicielem niezbędnej dla bezpieczeństwa zdrowotnego infrastruktury zdrowia. W innym miejscu, gdzie analizuje efektywność dużych organizacji publicznych, podziela pogląd, że efektywność takich organizacji stoi pod znakiem zapytania. Wreszcie w trzecim miejscu pokazuje, jak różne kraje socjalne zorganizowały systemy ochrony zdrowia, niekoniecznie w oparciu o aktywa publiczne. Oczywiście można otworzyć Kapitał w XXI wieku na dowolnej stronie i wybrać odpowiadający własnym przekonaniom cytat. Można też przeczytać całą książkę i zrozumieć głębszy sens tego dzieła.

Zadajmy pytanie: czy polskie państwo socjalne stać na zapewnienie bezpieczeństwa socjalnego w ochronie zdrowia z pomocą kapitału publicznego? Przypomnijmy, że obecnie trwa już dyskusja nad kosztami dla budżetu różnych inicjatyw socjalnych, a co dopiero, gdy dodamy do nich koszty inwestycji w opiekę zdrowotną? Przy ograniczonych środkach własnych każde państwo powinno skupiać się na inwestowaniu środków publicznych w tych obszarach, które zgodnie z zasadą pomocniczości nie podlegają lub nie mogą podlegać inwestycjom prywatnym ze względu skalę wydatków, złożoność procesów inwestycyjnych, ryzyko długoterminowe, czy wreszcie potrzeby resortów siłowych, do których mam nadzieję zdrowie nie należy. Nasz rząd uważa jednak inaczej.

Robert Mołdach


Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze miesięcznika „Menedżer Zdrowia”.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.