Czy polski nepotyzm wygna lekarzy za granicę?
Redaktor: Marta Koblańska
Data: 13.11.2015
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/MK
Tagi: | lekarze, specjalizacja, rezydentura |
Młodzi medycy mają dość. Wskazują na nepotyzm jako główną barierę w systemie kształcenia. Jeśli młody lekarz nie ma "pleców" nie może myśleć o wymarzonej specjalizacji. Tymczasem ścieżka kształcenia za granicą jest klarowna. Czy grozi nam zapaść systemu kształcenia?
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, rezydentury, które miały być lekiem na klanowość w medycynie tylko nasiliły zjawisko nepotyzmu. Najlepsi mieli sobie wybierać specjalizacje, tyle, że praktyka okazała się inna. Młodym lekarzom każe się wypełniać dokumenty, starsi koledzy próbują zniechęcić do zawodu przez nie dopuszczanie rezydentów do pacjentów. O uczestniczeniu w zabiegach można tylko pomarzyć. Tymczasem Niemcy, Szwecja, czy Wielka Brytania czekają na adeptów polskiej, drogo opłacanej przez państwo medycyny.
Jak podaje gazeta, zastrzeżenia co do sposobu, w jaki zdobywa się specjalizację, są powszechne. W badaniu „Możliwości i bariery rozwoju zawodowego lekarzy i lekarzy dentystów” (ankieta wykorzystana w badaniu została przygotowana przez Instytut Filozofii i Socjologii PAN oraz Ośrodek Studiów, Analiz i Informacji NIL; badanie wykonano na próbie losowej 837 lekarzy w latach 2011–2012) zapytani o warunki uzyskania specjalizacji w Polsce ankietowani w ponad 49 proc. określili je jako złe i bardzo złe, neutralnych było 31,6 respondentów. Jako główną barierę w kształceniu podali zbyt małą liczbę miejsc do odbywania specjalizacji – tak twierdzi 92 proc.
W Polsce nie ma też planu kształcenia lekarskich kadr. Nigdy nie wiadomo, ile będzie w danym rozdaniu rezydentur miejsc (a takie sesje są dwa razy w roku) na poszczególne specjalizacje w województwach. Za każdym razem jest totolotek, niespodzianka. Na dodatek wybierając specjalizację, trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Można bowiem wybrać tylko jedną dyscyplinę w jednym województwie. Rezydenci okupują więc kliniki w wielkich miastach, na prowincji nie ma kto leczyć.
Młodzi lekarze garną się też do dobrze płatnych w przyszłości kardiologii, urologii, czy okulistyki. Mało kto wybiera medycynę rodzinną.
Jak podaje gazeta, zastrzeżenia co do sposobu, w jaki zdobywa się specjalizację, są powszechne. W badaniu „Możliwości i bariery rozwoju zawodowego lekarzy i lekarzy dentystów” (ankieta wykorzystana w badaniu została przygotowana przez Instytut Filozofii i Socjologii PAN oraz Ośrodek Studiów, Analiz i Informacji NIL; badanie wykonano na próbie losowej 837 lekarzy w latach 2011–2012) zapytani o warunki uzyskania specjalizacji w Polsce ankietowani w ponad 49 proc. określili je jako złe i bardzo złe, neutralnych było 31,6 respondentów. Jako główną barierę w kształceniu podali zbyt małą liczbę miejsc do odbywania specjalizacji – tak twierdzi 92 proc.
W Polsce nie ma też planu kształcenia lekarskich kadr. Nigdy nie wiadomo, ile będzie w danym rozdaniu rezydentur miejsc (a takie sesje są dwa razy w roku) na poszczególne specjalizacje w województwach. Za każdym razem jest totolotek, niespodzianka. Na dodatek wybierając specjalizację, trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Można bowiem wybrać tylko jedną dyscyplinę w jednym województwie. Rezydenci okupują więc kliniki w wielkich miastach, na prowincji nie ma kto leczyć.
Młodzi lekarze garną się też do dobrze płatnych w przyszłości kardiologii, urologii, czy okulistyki. Mało kto wybiera medycynę rodzinną.