Dlaczego lekarze protestują

Udostępnij:
Stara prawda mówiąca, że gdy nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze, w wypadku receptowych protestów lekarzy sprawdza się jedynie częściowo. Oczywiście pieniądze są argumentem używanym przez obie strony konfliktu i grają w nim poważną rolę. NFZ mówi, że musi kontrolować wydatkowanie publicznych pieniędzy. Lekarze odpowiadają – kontrolujcie sobie, ale bez naszego udziału. Nie uczyliśmy się na buchalterów, lecz na doktorów. My leczymy, wy refundujecie – oto hasło, które jednoczy dziś środowisko lekarskie.
Przed kilku laty została wprowadzona reguła, że aby lekarz mający pełne prawo wykonywania zawodu, obejmujące wszystkie czynności przypisane do tej profesji, mógł wystawiać receptę ze zniżką, musi dodatkowo podpisać umowę z NFZ. Jeżeli jest lekarzem ubezpieczenia społecznego, w jego imieniu taką umowę podpisuje pracodawca. Jeżeli jest lekarzem prywatnym lub kontraktowym, musi podpisać umowę cywilnoprawną. Było to coś nowego i większość lekarzy podpisała umowy bez wahania. Jedni nie przeczytali tekstu umowy, inni nawet gdy przeczytali, nie zrobili tego ze zrozumieniem. Trudno było zrozumieć na wyrost, że za kilka lat brak dowodu ubezpieczenia pacjenta będzie obciążał finansowo lekarza. Gdy przed ponad rokiem pojawił się tekst projektu ustawy refundacyjnej, środowisko lekarskie szybko nadrobiło zaległości w lekturze i przeczytało go wyjątkowo dokładnie i ze 100% zrozumieniem intencji ustawodawcy. Chłopcem do finansowego bicia po kieszeni został lekarz. Ustawodawca nie zapomniał też o aptekarzach i producentach leków.

Protest noworoczny
Nowy Rok powitaliśmy z wizją kar za wypisanie recepty niespełniającej wybujałych wymogów urzędniczych, ściąganych do 5 lat wstecz z ustawowymi odsetkami. Styczniowa akcja pieczątkowa doprowadziła do skreślenia fragmentu ustawy o karaniu za wypisanie recepty niezgodnie z wybujałymi zaleceniami oraz wyobrażeniami kontrolerów. Ale od czego są umowy NFZ z lekarzami na wystawianie recept? Wykreślony tekst o karach opuścił ustawę refundacyjną i miękko wylądował w treści umowy zawieranej przez lekarzy z NFZ. W tej sytuacji środowisko lekarskie powiedziało: dość! I nic nie wskazuje na to, że zmięknie.

Skala protestu
Dokładna liczba lekarzy, którzy nie podpiszą umowy, nie jest znana. Wypowiedzi rzecznika prasowego MZ o zaledwie kilku procentach niepodpisanych umów nie brzmią wiarygodnie. Rozmowy z przedstawicielami środowiska lekarskiego wskazują raczej na kilkadziesiąt procent umów, które nie zostały podpisane.
Dr Beata Świerczewska, lekarz internista pracująca na umowie kontraktowej dla jednej z „sieciówek” o powodach niepodpisania mówi tak: „Chcę swoich pacjentów leczyć nowocześnie, najlepiej jak potrafię – czyli zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Niestety umowa w obecnym kształcie przewiduje dla lekarza kary za takie leczenie. Każe nam posługiwać się CHPL-ami sprzed lat, a to naraża pacjenta na leczenie często dłuższe, bardziej uciążliwe i obciążone większą ilością działań niepożądanych. To jeden z powodów. Inny i podstawowy może, to taki, że swój czas chcę w pełni poświęcać współpracy z pacjentem. Nie chcę go tracić na orzekanie o prawie do refundacji. Od tego jest urzędnik ubezpieczyciela.”

W daleko bardziej zdecydowanym tonie wypowiada się dr n. med. Adam Pawiński, specjalista onkologii klinicznej z 30-letnim stażem, praktykujący zarówno w kraju, jak i za granicą: „Jest wiele powodów, dla których nie mam prawa się zgodzić na ten totalitarny, biurokratyczny terror. Najważniejszym z nich jest jałowość tego na wskroś patologicznego eksperymentu na ludziach, jakim jest ustawa refundacyjna – to kryminogenny bubel prawny. Ona to stawia nas, lekarzy w biurokratycznym murze budowanym od dawna przeciw obywatelskim i konstytucyjnym prawom naszych pacjentów. To w mojej ocenie niegodny przymus do nieetycznych działań, które miałbym świadczyć wbrew temu, co uważam za słuszne. Z racji swego doświadczenia wiem, jak należy właściwie leczyć i opiekować się chorymi ”.
W podobnym tonie mówią dziś wszyscy lekarze. Zawieszają działalność gabinetów, wybierają aktywności i specjalności niewymagające wystawiania recept. Nieliczni podpisują umowy pro auctore. Szefowie placówek zatrudniających kontraktowiczów próbują straszyć zwolnieniami z pracy, ale w odpowiedzi słyszą: „My odejdziemy od was pierwsi”. Obietnice brzmią realnie, więc pohukiwania o zwolnieniu zastępują słynne frazy „jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie spieszmy”. I tak toczy się gra w medycznego pokera.

Lekarz czy urzędnik
Protestujemy, ponieważ obecne przepisy w sposób niebezpieczny dla pacjenta i lekarza biurokratyzują medycynę. Lekarz staje się bezpłatnym urzędnikiem NFZ, orzekającym o stopniu refundacji leku, weryfikującym stan ubezpieczenia pacjenta. Jest też sekretarką medyczną, odpowiedzialną za numerację stron w historii choroby i obecność kodu pocztowego w adresie pacjenta, wpisanym w ten dokument. Gdy już wypełni te biurokratyczne funkcje, zostaje mu zbyt mało czasu na wysłuchanie i zbadanie pacjenta. A w pracy pod presją czasu i kary finansowej łatwo o przeoczenie czy pomyłkę.

Pełny tekst Krystyny Knypl w najnowszym numerze "Menedzżera Zdrowia"
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.