iStock
Kłopoty z testami antygenowymi
Testy antygenowe, które Ministerstwo Zdrowia wysłało do szpitali z zaleceniem stosowania na oddziałach ratunkowych, prawie nie wykrywają koronawirusa.
O tym, że kupione przez resort za 30 mln dolarów szybkie testy antygenowe koreańskiej firmy PCL nie nadają się do użytku, „Gazeta Wyborcza” pisała już wiosną. Otrzymała wtedy nieoficjalne informacje, z których wynikało, że ich czułość nie przekracza 20-30 proc.
– Ministerstwo Zdrowia obiecywało wówczas jawny raport z oceny testów, który opracował Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego-Państwowy Zakład Higieny. Ale resort słowa nie dotrzymał. Tłumaczył, że negocjuje z producentem, bo chce złożyć reklamację. Potem jednak zmienił zdanie i uznał, że testy przydadzą się na szpitalnych oddziałach ratunkowych. Wysłano je tam z aparatami w połowie września. Tymczasem do raportu opracowanego przez NIZP-PZH dotarli posłowie KO Michał Szczerba i Dariusz Joński, którzy prowadzą w resorcie kontrolę poselską – informuje „Gazeta Wyborcza”.
Co z niego wynika?
Okazuje się, że jeśli testy robić tak, jak zaleca producent, czyli odczytywać wynik po 10 minutach od umieszczenia płytki z wymazem w analizatorze, to ich czułość wynosi zaledwie 15,4 proc. Jeśli poczeka się pół godziny – to może być 62 proc.
Pod raportem NIZP-PZH z datą 29 maja podpisali dr hab. Rafał Gierczyński, zastępca dyrektora instytutu, prof. Waldemar Rastawicki, kierownik Pracowni Diagnostyki Serologicznej w NIZP-PZH, dr hab. Iwona Paradowska-Stankiewicz, konsultant krajowy ds. epidemiologii, oraz dyrektor instytutu dr hab. Grzegorz Juszczyk.
„Gazeta Wyborcza” pyta, dlaczego po przeszło czterech miesiącach od jego opracowania resort zdrowia zdecydował o wysłaniu testów do szpitali.
Ministerstwo Zdrowia nie odpowiada.
O testach antygenowych wypowiada się w „Menedżerze Zdrowia” prof. Robert Flisiak, prezes PTEiLChZ i kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UM w Białymstoku.
– Należy odróżnić testy pierwszej generacji zakupione przez Ministerstwo Zdrowia, które nie nadają się do niczego, od testów antygenowych nowej generacji, które właśnie pojawiły się i mają zupełnie inną jakość. Te pierwsze skonstruowano na początku pandemii, pracowano nad nimi w styczniu i lutym, od tego czasu minęły dwie epoki w diagnostyce laboratoryjnej. Jakość testów genetycznych polepszyła się. Niestety, nas zmusza się do wiary w testy, które od początku były mało czułe. Prof. Andrzej Horban, krajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych, udostępnił wyniki badań prowadzonych w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie. Okazało się, że czułość testów antygenowych wynosi zaledwie 40 proc. To mniej niż prawdopodobieństwo wyrzucenia orła podczas rzutu monetą. Oznacza to, że możemy fałszywie ujemnych pacjentów kierować na inny oddziały, rozniecając nowe ogniska zakażeń w szpitalu – przyznaje prof. Flisiak w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
Przeczytaj także: „Rozwiązaniem jest stworzenie w każdym szpitalu oddziału obserwacyjnego”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
– Ministerstwo Zdrowia obiecywało wówczas jawny raport z oceny testów, który opracował Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego-Państwowy Zakład Higieny. Ale resort słowa nie dotrzymał. Tłumaczył, że negocjuje z producentem, bo chce złożyć reklamację. Potem jednak zmienił zdanie i uznał, że testy przydadzą się na szpitalnych oddziałach ratunkowych. Wysłano je tam z aparatami w połowie września. Tymczasem do raportu opracowanego przez NIZP-PZH dotarli posłowie KO Michał Szczerba i Dariusz Joński, którzy prowadzą w resorcie kontrolę poselską – informuje „Gazeta Wyborcza”.
Co z niego wynika?
Okazuje się, że jeśli testy robić tak, jak zaleca producent, czyli odczytywać wynik po 10 minutach od umieszczenia płytki z wymazem w analizatorze, to ich czułość wynosi zaledwie 15,4 proc. Jeśli poczeka się pół godziny – to może być 62 proc.
Pod raportem NIZP-PZH z datą 29 maja podpisali dr hab. Rafał Gierczyński, zastępca dyrektora instytutu, prof. Waldemar Rastawicki, kierownik Pracowni Diagnostyki Serologicznej w NIZP-PZH, dr hab. Iwona Paradowska-Stankiewicz, konsultant krajowy ds. epidemiologii, oraz dyrektor instytutu dr hab. Grzegorz Juszczyk.
„Gazeta Wyborcza” pyta, dlaczego po przeszło czterech miesiącach od jego opracowania resort zdrowia zdecydował o wysłaniu testów do szpitali.
Ministerstwo Zdrowia nie odpowiada.
O testach antygenowych wypowiada się w „Menedżerze Zdrowia” prof. Robert Flisiak, prezes PTEiLChZ i kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UM w Białymstoku.
– Należy odróżnić testy pierwszej generacji zakupione przez Ministerstwo Zdrowia, które nie nadają się do niczego, od testów antygenowych nowej generacji, które właśnie pojawiły się i mają zupełnie inną jakość. Te pierwsze skonstruowano na początku pandemii, pracowano nad nimi w styczniu i lutym, od tego czasu minęły dwie epoki w diagnostyce laboratoryjnej. Jakość testów genetycznych polepszyła się. Niestety, nas zmusza się do wiary w testy, które od początku były mało czułe. Prof. Andrzej Horban, krajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych, udostępnił wyniki badań prowadzonych w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie. Okazało się, że czułość testów antygenowych wynosi zaledwie 40 proc. To mniej niż prawdopodobieństwo wyrzucenia orła podczas rzutu monetą. Oznacza to, że możemy fałszywie ujemnych pacjentów kierować na inny oddziały, rozniecając nowe ogniska zakażeń w szpitalu – przyznaje prof. Flisiak w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
Przeczytaj także: „Rozwiązaniem jest stworzenie w każdym szpitalu oddziału obserwacyjnego”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.