Konsultacje wewnątrzszpitalne. Jak skutecznie wezwać specjalistę?
Tagi: | szpital, szpitale, lekarz, lekarze, komunikacja, komunikacja wewnątrz szpitali, Dariusz Madera, Jędrzej Wawrzyniak, Andrzej Jawień |
Uzyskanie w szpitalu pilnej konsultacji innego specjalisty graniczy z cudem. Oficjalna droga to telefon do dyżurki, a nieoficjalna – zdobycie prywatnych komórek kolegów specjalistów z innych dziedzin. Oba rozwiązania zwykle kończą się fiaskiem. Jak w takim razie szybko i skutecznie wezwać lekarza specjalistę, aby skonsultował pacjenta?
- Komunikacja między lekarzami poszczególnych oddziałów to priorytet w codziennym funkcjonowaniu placówki medycznej. Od tego, czy sprawnie działa, często zależy zdrowie pacjentów
- W teorii, w codziennej praktyce klinicznej, lekarze konsultują swoich pacjentów u specjalistów z innych dziedzin. W praktyce uzyskanie pilnej opinii drugiego lekarza to niemal „mission impossible”
- Oficjalny kanał komunikacji między lekarzami to telefon na numer stacjonarny danej dyżurki. Aby był skuteczny, potrzebne jest obsadzenie dyżuru lekarza danej specjalności. Nieoficjalny – to zdobycie prywatnego numeru kolegi – medyka innej specjalności
- W wielu przypadkach wystarczyłoby jedno połączenie, aby skonsultować pacjenta i nie obciążać dodatkowo, zupełnie niepotrzebnie, lekarza z innego oddziału
- Brak sprawnego przepływu informacji frustruje lekarzy. Może też negatywnie odbić się na bezpieczeństwie i zdrowiu pacjentów
- Rozwiązaniem byłoby wdrożenie ujednoliconego systemu komunikacji szpitalnej i opracowanie jawnego podziału zadań. Warunkiem efektywności – ich respektowanie przez wszystkich lekarzy
– Od sprawnej i szybkiej komunikacji wewnątrzszpitalnej może zależeć zdrowie i życie pacjenta, dlatego w naszej placówce prowadzimy badania nad komunikacją wewnętrzną. Opracowaliśmy ankietę, dzięki której możemy ulepszać i usprawniać komunikację między różnymi specjalistami i komórkami organizacyjnymi – mówi „Menedżerowi Zdrowia” Dariusz Madera, dyrektor generalny Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu.
Odgórne rozwiązania mało efektywne
Jędrzej Wawrzyniak, student IV roku kierunku lekarskiego, wolontariusz w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Poznaniu, który na co dzień obserwuje trudności związane z uzyskaniem dla chorego konsultacji eksperta z innego oddziału niż ten, na którym leży, wyjaśnia, że systemy komunikacji wewnątrzszpitalnej są nakładane odgórnie przez dyrekcję danej placówki.
– Najczęściej oficjalną drogą komunikacji między lekarzami są telefony wewnętrzne – stacjonarne. W bieżących sytuacjach medycy często potrzebują pomocy i doradztwa innego specjalisty. Na przykład chirurg potrzebuje pilnej konsultacji z kardiologiem, ponieważ anestezjolog musi mieć ocenę serca pacjenta potrzebną do znieczulenia, lub anestezjolog potrzebuje opinii pulmonologa, ponieważ nie wie, czy płuca chorego wytrzymają znieczulenie, lub gdy chirurg potrzebuje konsultacji urologicznej, zanim podejmie się operacji wewnątrz jamy brzusznej – wskazuje.
Ogromnym problemem, o którym niewiele się mówi, a który frustruje medyków od lat, jest uzyskanie konsultacji drugiego specjalisty w ramach jednej placówki medycznej.
– Faktem jest, że lekarze są bardzo zapracowani. Jednak w wielu sytuacjach konsultacje eksperckie powinny odbywać się szybko. Często wystarczy jeden telefon, aby skonsultować dany przypadek i nie wzywać niepotrzebnie lekarza z innego oddziału. Na co dzień największą szansę na rozmowę ma ten lekarz, który ma prywatny numer drugiego specjalisty, a jak wiadomo, uzyskanie prywatnych numerów do większości lekarzy graniczy z cudem – zaznacza Wawrzyniak.
– Jeżeli jestem na urologii czy ginekologii na dyżurze i podejrzewam, że mój pacjent ma zawał serca, to potrzebuję wezwać kardiologa, żeby tego chorego zdiagnozował. Znam markery zawału, ale do postawienia diagnozy i leczenia zawału serca potrzebny jest mi kardiolog. Muszę więc szybko się z nim skontaktować i wytłumaczyć, jakie badania laboratoryjne wykonałem, i że mojego pacjenta boli w klatce piersiowej. Jeżeli mam szczęście, to lekarz ten odbierze telefon stacjonarny, jeżeli mam mniej szczęścia, bo lekarz zamiast w dyżurce jest akurat w pracowni hemodynamiki, na konsultację muszę czekać, nie wiedząc nawet, jak długo – mówi, dodając, że lekarz w tej sytuacji nie jest winny, po prostu zamiast czekać w dyżurce na telefon wykonuje inne, ważne obowiązki.
– Są dyrektorzy, którzy każdego dnia wyznaczają jednego lekarza, np. chirurga, odpowiedzialnego za odbieranie telefonu. To tak zwana funkcja lekarza stacyjnego, który – gdy jego koledzy są na sali operacyjnej – jest w gotowości na udzielanie konsultacji poszczególnym oddziałom w ramach jednego budynku. Lekarze są za to zadanie dodatkowo wynagradzani, jednak takie polecenia nie są przyjmowane z entuzjazmem. Chirurg nie chce przebywać w dyżurce i odbierać telefonów, woli leczyć pacjentów – mówi Jędrzej Wawrzyniak.
Lekarz na „smyczy”
Jak wskazuje, Amerykanie znaleźli pomysł, jak usprawnić komunikację między lekarzami w placówkach medycznych. Warto byłoby pomyśleć nad wdrożeniem takiego rozwiązania w polskich szpitalach.
– Od wielu lat w amerykańskich szpitalach działa system bezprzewodowych, elektronicznych urządzeń – pagerów. Każdy z lekarzy otrzymuje pager, który jest podłączany do ogólnoszpitalnego systemu komunikacji. Każdego dnia lekarz z danego oddziału jest wyznaczany do konsultacji. To nie jest zatem jeden telefon, który leży gdzieś w dyżurce i każdy przerzuca się odpowiedzialnością, kto ma danego dnia go odebrać – mówi student.
Jego zdaniem w Polsce brakuje ujednoliconego systemu komunikacji wewnątrz szpitala i opracowania jawnego podziału zadań. – Zmiany w tym zakresie zdecydowanie usprawniłyby funkcjonowanie szpitala. Wymiana opinii następowałaby dużo szybciej. Lekarze nie traciliby czasu na bieganie z oddziału na oddział czy na szukanie lekarza w placówce. Takie rozwiązanie byłoby pomocne zwłaszcza dla szpitali uniwersyteckich, gdzie mimo że oddziały są ze sobą połączone, to jednak zrzeszają kilka różnych placówek w różnych lokalizacjach. Inne wyzwania i potrzeby będzie miał natomiast szpital powiatowy, gdzie chaos jest mniejszy, ale trudniej jest o dostępność lekarza – tłumaczy Wawrzyniak.
– Urządzenia do komunikacji nie są drogie, a są prostym i skutecznym sposobem na szybką i sprawną wymianę informacji między lekarzami. Takie rozwiązanie przekłada się na korzyść dla szpitali, bo generuje mniej skarg i frustracji, a ostatecznie najwięcej zyskują pacjenci – podkreśla.
Z komunikacją bywa różnie
Dr Andrzej Jawień z Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Wewnątrznaczyniowej, Angiologii i Flebologii Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu podkreśla, że kontakt między oddziałami jest utrudniony zwłaszcza w sytuacji, gdy personel jest uszczuplony w dniach weekendowych i po południu.
– Zaczynają się poszukiwania tej właściwej osoby, z którą chcemy się skontaktować. Jeżeli znamy tego lekarza i mamy numer prywatny, to nie stanowi problemu. Dużo gorzej jest wówczas, gdy numeru nie mamy i wiemy, że go nie dostaniemy. Tutaj znowu zaczyna się poszukiwanie specjalisty w różnych miejscach – stwierdza.
– Dla mnie, jako chirurga naczyniowego, najlepszym przykładem jest współpraca z oddziałem kardiologii, z którym wiąże nas wiele kwestii. Nasi pacjenci mają choroby, które podobnie przebiegają i są ze sobą ściśle powiązane, dlatego musimy często ze sobą się konsultować. Problematyczne jest natomiast zgadywanie, gdzie kardiolog w danym momencie przebywa – w pracowni echo czy na hemodynamice. Podobnie, w odwrotnej sytuacji, gdy to kardiolog zastanawia się, czy chirurg jest na sali operacyjnej, w pracowni radiologicznej czy jeszcze w innym miejscu. Kontakt bywa utrudniony – wskazuje doktor.
– Jakiś czas temu kierownik naszego oddziału przydzielił nam tak zwany telefon SOR-owy, na który mogą zadzwonić osoby z zewnątrz w celu uzgodnienia konsultacji. Jak się okazało, kardiolodzy również taki telefon otrzymali. W momencie, kiedy potrzebowałem opinii dyżurnego kardiologa, usłyszałem, że to nie jest numer dla wewnętrznych konsultacji. Także nawet u nas, w szpitalu uniwersyteckim, z tą komunikacją bywa różnie i wszystko zależy od konkretnej osoby – przyznaje dr Jawień.
Jak dodaje, w klinice są dostępne do dyspozycji również telefony stacjonarne bezprzewodowe, jednak mają one ograniczony zasięg.
Zdaniem dr Jawienia, idealnego rozwiązania na poprawę komunikacji w placówkach medycznych nie ma. – System pagerów nie jest nowym pomysłem, on funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych już od dawna. Wdrożenie takiego systemu wymaga od lekarzy chęci współpracy i przestrzegania zasady, żeby mieć to urządzenie cały czas przy sobie i reagować możliwe jak najszybciej na informacje, które tam trafią – mówi lekarz. - Założenie musiałoby być takie, że każdy uczciwie, jak widzi informację skąd dzwoniono, to na ten numer oddzwania w pierwszej wolnej chwili – dodaje.
– Oczywiście lekarz w tym momencie może być zajęty zupełnie innymi sprawami, jak chociażby badaniem, operacją itp. Pytanie, jak wielu medyków chcemy angażować w łańcuch komunikacji. Jak mają reagować w takiej sytuacji? – zastanawia się.
Zespoły interwencyjne
– W każdym szpitalu działa zespół reanimacyjny/interwencyjny, który pomaga w stanach zagrażających życiu, takich jak np. nagle zatrzymanie krążenia. Oczywiście podstawowe elementy reanimacji zna każdy lekarz, w tym pielęgniarki, które są obecne na miejscu. Ale nie oszukujmy się – nie jest tak, że to lekarz odkrywa, że u pacjenta doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Najczęściej jest to pielęgniarka, która jest obok tego chorego, bo się nim opiekuje i poświęca mu najwięcej czasu. To ona dzwoni do lekarza bezpośrednio na komórkę – mówi lekarz.
Jak zaznacza, o ile nie ma większego problemu z „obsadzeniem” lekarza odpowiedzialnego za konsultowanie innych oddziałów w godzinach największej intensywności pracy szpitala, kiedy niemal wszyscy lekarze są na miejscu, o tyle w godzinach popołudniowych – dyżurowych – jest z tym kłopot.
– Większość lekarzy pracuje na kontrakcie zadaniowym, nie godzinowym, więc po wykonanym zadaniu lekarze wychodzą ze szpitala. Najciężej jest podczas godzin dyżurowych, bo wszystko jest nieprzewidywalne, sytuacje następują szybko, a personel jest znacznie uszczuplony. Czasami proszę o pomoc studentów, którzy są z nami na oddziale. Mówię: „Konsultacja jest wypisana, twoim jedynym zadaniem jest znalezienie tego lekarza”. I wyruszają na poszukiwania. Dodaję: „A jak specjalista będzie narzekał, to powiedz, że przysłał cię chirurg z pierwszego piętra” – obrazuje dr Andrzej Jawień.
Ekspert wskazuje również, że szpitale uniwersyteckie są placówkami, gdzie te konsultacje są utrudnione z tego względu, że oddziały są często rozproszone po całym mieście. – Jeżeli potrzebuję opinii specjalisty, który pracuje w innej lokalizacji, to jest to jeszcze trudniejsze, bo często nie jesteśmy w stanie mieć tej konsultacji tego samego dnia i wiemy z góry, że musimy sobie sami radzić. Szybkie, nagłe konsultacje są organizowane danego dnia tylko i wyłącznie w sytuacjach skrajnych, co zwykle wiąże się z przewiezieniem chorego do innej placówki – wyjaśnia.
SOR – oddziały strategiczne, na pierwszej linii
Dyrektor Dariusz Madera podkreśla, jak ważny jest szybki przepływ informacji między zespołami oddziałów ratunkowych a oddziałem anestezjologii i intensywnej terapii.
– Nasz szpital wszedł w realizację projektu organizowanego przez Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia. System obejmuje pracę zespołów oddziałów ratunkowych. W sytuacji zagrożenia życia, jakim jest zawał serca, udar mózgu lub inne zdarzenia, dany zespół – wskazany do pomocy w takich sytuacjach – natychmiast przystępuje do interwencji i tutaj niezwykle istotna jest bezpośrednia komunikacja związana z zagrożeniem życia pacjenta– mówi dyrektor Madera.
– Gdy otrzymujemy sygnał od załogi ratownictwa medycznego o tym, w jakim stanie jest pacjent, który do nas jedzie, i jeśli wymaga on pilnej interwencji, bo zagrożone jest jego życie, jesteśmy w stanie przygotować się wcześniej do podjęcia odpowiedniej procedury. Jeżeli pacjent trafia do nas w stabilnym stanie, to przepływ informacji dotyczący dalszej pomocy jest także ogromnie ważny. Dlatego w pierwszej kolejności ta płynność komunikacji powinna przebiegać jak najlepiej między szpitalnym oddziałem ratunkowym a innymi oddziałami – tłumaczy.
– Na nasz SOR trafia ok. 50 tys. pacjentów rocznie. Część z nich jest w takim stanie, że trafia dalej na oddziały. Lekarze, zajmując się tymi ciężkimi przypadkami, muszą sprawnie komunikować się ze specjalistami różnych dziedzin, zajmując się jednocześnie tymi lżejszymi przypadkami – ocenia dyrektor.
Dariusz Madera zwraca uwagę na możliwości, jakie dają rozwiązania sztucznej inteligencji.
– Na rynku są narzędzia AI, które pozwalają na automatyczne odczytywanie zdjęć z tomografii komputerowej. To znacznie usprawnia pracę lekarzy radiologów. Dzięki temu wiedzą, które przypadki wymagają natychmiastowego działania. Jest to nieco inne rozwiązanie niż pager, ale pozwala na sprawniejszy przepływ informacji, a jest to niezwykle istotne w przypadku zagrożenia życia pacjenta – zaznacza ekspert.
Przeczytaj także: „Systemowe zamyślenie lekarskie”.