Archiwum
Kryzys racjonalności ►
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 14.08.2021
Źródło: Maria Libura
Tagi: | Maria Libura |
– Impas w programach szczepień przeciw COVID-19 sprawiał, że wiele państw sięgnęło po środki, które odwołują się do emocji, a nie racjonalności. Za szczepienie w USA można dostać piwo, a w Polsce w loterii wygrać hulajnogę. Ten konsumencki paradygmat nie jest w stanie zmotywować do szczepień. A lekcję odrobiły środowiska antyszczepionkowe, które wykorzystują nowy pomysł – dyskurs naukowy do tego, żeby uprawomocniać swoje błędne twierdzenia – mówi Maria Libura w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
Komentarz Marii Libury, kierowniczki Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej w Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, ekspertki Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego:
Programy szczepień przeciw COVID-19 w wielu krajach mocno zwolniły albo niemal zastopowały. Władze państwowe od miesięcy starają się robić co w ich mocy – próbują różnych sposobów, aby zachęcić jak największą liczbę obywateli do zaszczepienia się przed nadejściem czwartej fali z nową, szybciej rozprzestrzeniającą się mutacją. Apele o odpowiedzialność za siebie i za innych, do wzięcia odpowiedzialności za gospodarkę nie wystarczyły – szczególnie w silnie ceniących indywidualizm społeczeństwach krajów wysoko rozwiniętych. Kiedy potencjał tej argumentacji się wyczerpał, zarysowały się dwa trendy przekonywania nieprzekonanych, oparte na paternalistycznych „szturchnięciach”.
Pierwszy stanowiły zachęty – wiele państw sięgnęło po sposoby, które raczej odwołują się do emocji, a nie racjonalności obywateli. W niektórych stanach USA za szczepienie można było dostać piwo, a w Polsce w loterii można wygrać na przykład hulajnogę.
Drugi trend – to ograniczenia w korzystaniu z dóbr i usług, których po pandemii społeczeństwa są szczególnie spragnione. Na przykład można stracić okazję do dobrej zabawy – bo aby uczestniczyć w koncercie, wymagany jest certyfikat covidowy. Choć konieczność okazywania przepustki covidowej – aby obejrzeć film w kinie lub zjeść w restauracji – wprowadzono w niektórych krajach, kierując się oczywiście wymiarem zdrowia publicznego, to jednocześnie liczono, że spora liczba osób wahających się, często nadal z pewną niepewnością postanowi nie utrudniać sobie codziennego funkcjonowania i przyjmie szczepionkę.
Obecnie pojawia się nowy, trzeci trend – polegający na silnym i stanowczym działaniu państwa, czyli wprowadzeniu pewnego rodzaju nakazów. Na przykład rozważanie wprowadzenia szczepień obowiązkowych dla pewnych grup zawodowych lub w przyszłości dla wszystkich obywateli. Protesty przeciw takim pomysłom, niosące hasła o wolności jednostki na sztandarach, pokazują, że lekceważenie racjonalności osób wahających się staje się prędzej czy później pożywką dla kręgów podważających współczesną medycynę.
Wydaje się, że przede wszystkim problemem jest zanik zrozumienia natury zagrożenia, jakie niesie choroba zakaźna, której nie potrafimy jeszcze skutecznie leczyć. W przypadku takiego zagrożenia decyzja o przestrzeganiu norm sanitarnych nigdy nie jest sprawą indywidualną – choroby zakaźne przypominają nam boleśnie, jak bardzo jesteśmy od siebie nawzajem zależni.
Jeśli nie zostanie wykonana praca u podstaw – to jest edukacja społeczeństwa w zakresie podstawowej wiedzy o chorobach zakaźnych, a także krytycznego rozumowania i lektury komunikatów, także w internecie – kolejny kryzys związany z zagrożeniem biologicznym będzie jeszcze trudniejszy. Tym bardziej że tę lekcję odrobiły już środowiska antyszczepionkowe, które wykorzystują dyskurs naukowy do tego, żeby uprawomocniać swoje błędne twierdzenia. Powołują się i cytują artykuły z prasy naukowej, z uznanych czasopism, które przekręcają lub w szczególny sposób interpretują, tak aby uzyskane przez naukowców wyniki wypaczyć, jednocześnie uwiarygodniając swoje założenia. Żerują również na tym, że wielu odbiorców nie jest w stanie tych faktów i wyników zinterpretować. To pokazuje, że mamy do czynienia z ogromnym kryzysem racjonalności.
Potrzebne jest inne komunikowanie – paradoksalnie wykorzystujące mniej paternalistyczne zachęty, które zakładają, że człowiek jest konsumentem ochrony zdrowia i zareaguje na propozycję szczepień tak, jak reagują klienci sklepów – jeśli nie podoba mu się produkt, to nikt nie zmusi go do wzięcia choćby za darmo. Impas w programach szczepień przeciw COVID-19 sprawiał, że wiele państw sięgnęło po arsenał środków, które odwołują się do emocji, a nie racjonalności. Za szczepienie w USA można dostać piwo, a w Polsce w loterii wygrać hulajnogę. Ten konsumencki paradygmat nie jest w stanie zmotywować wystarczającej liczby osób do szczepień, trudno też oszacować szkody, jakie przyniesie ta infantylizacja decyzji zdrowotnych sprowadzonych do skorzystania z promocji w stylu „gadżet dostaniesz gratis”
Zdrowie jest inną dziedziną życia niż handel detaliczny produktami spożywczymi – bez postawienia na racjonalny przekaz trudno dotrzeć do Polaków w momentach kryzysowych.
Programy szczepień przeciw COVID-19 w wielu krajach mocno zwolniły albo niemal zastopowały. Władze państwowe od miesięcy starają się robić co w ich mocy – próbują różnych sposobów, aby zachęcić jak największą liczbę obywateli do zaszczepienia się przed nadejściem czwartej fali z nową, szybciej rozprzestrzeniającą się mutacją. Apele o odpowiedzialność za siebie i za innych, do wzięcia odpowiedzialności za gospodarkę nie wystarczyły – szczególnie w silnie ceniących indywidualizm społeczeństwach krajów wysoko rozwiniętych. Kiedy potencjał tej argumentacji się wyczerpał, zarysowały się dwa trendy przekonywania nieprzekonanych, oparte na paternalistycznych „szturchnięciach”.
Pierwszy stanowiły zachęty – wiele państw sięgnęło po sposoby, które raczej odwołują się do emocji, a nie racjonalności obywateli. W niektórych stanach USA za szczepienie można było dostać piwo, a w Polsce w loterii można wygrać na przykład hulajnogę.
Drugi trend – to ograniczenia w korzystaniu z dóbr i usług, których po pandemii społeczeństwa są szczególnie spragnione. Na przykład można stracić okazję do dobrej zabawy – bo aby uczestniczyć w koncercie, wymagany jest certyfikat covidowy. Choć konieczność okazywania przepustki covidowej – aby obejrzeć film w kinie lub zjeść w restauracji – wprowadzono w niektórych krajach, kierując się oczywiście wymiarem zdrowia publicznego, to jednocześnie liczono, że spora liczba osób wahających się, często nadal z pewną niepewnością postanowi nie utrudniać sobie codziennego funkcjonowania i przyjmie szczepionkę.
Obecnie pojawia się nowy, trzeci trend – polegający na silnym i stanowczym działaniu państwa, czyli wprowadzeniu pewnego rodzaju nakazów. Na przykład rozważanie wprowadzenia szczepień obowiązkowych dla pewnych grup zawodowych lub w przyszłości dla wszystkich obywateli. Protesty przeciw takim pomysłom, niosące hasła o wolności jednostki na sztandarach, pokazują, że lekceważenie racjonalności osób wahających się staje się prędzej czy później pożywką dla kręgów podważających współczesną medycynę.
Wydaje się, że przede wszystkim problemem jest zanik zrozumienia natury zagrożenia, jakie niesie choroba zakaźna, której nie potrafimy jeszcze skutecznie leczyć. W przypadku takiego zagrożenia decyzja o przestrzeganiu norm sanitarnych nigdy nie jest sprawą indywidualną – choroby zakaźne przypominają nam boleśnie, jak bardzo jesteśmy od siebie nawzajem zależni.
Jeśli nie zostanie wykonana praca u podstaw – to jest edukacja społeczeństwa w zakresie podstawowej wiedzy o chorobach zakaźnych, a także krytycznego rozumowania i lektury komunikatów, także w internecie – kolejny kryzys związany z zagrożeniem biologicznym będzie jeszcze trudniejszy. Tym bardziej że tę lekcję odrobiły już środowiska antyszczepionkowe, które wykorzystują dyskurs naukowy do tego, żeby uprawomocniać swoje błędne twierdzenia. Powołują się i cytują artykuły z prasy naukowej, z uznanych czasopism, które przekręcają lub w szczególny sposób interpretują, tak aby uzyskane przez naukowców wyniki wypaczyć, jednocześnie uwiarygodniając swoje założenia. Żerują również na tym, że wielu odbiorców nie jest w stanie tych faktów i wyników zinterpretować. To pokazuje, że mamy do czynienia z ogromnym kryzysem racjonalności.
Potrzebne jest inne komunikowanie – paradoksalnie wykorzystujące mniej paternalistyczne zachęty, które zakładają, że człowiek jest konsumentem ochrony zdrowia i zareaguje na propozycję szczepień tak, jak reagują klienci sklepów – jeśli nie podoba mu się produkt, to nikt nie zmusi go do wzięcia choćby za darmo. Impas w programach szczepień przeciw COVID-19 sprawiał, że wiele państw sięgnęło po arsenał środków, które odwołują się do emocji, a nie racjonalności. Za szczepienie w USA można dostać piwo, a w Polsce w loterii wygrać hulajnogę. Ten konsumencki paradygmat nie jest w stanie zmotywować wystarczającej liczby osób do szczepień, trudno też oszacować szkody, jakie przyniesie ta infantylizacja decyzji zdrowotnych sprowadzonych do skorzystania z promocji w stylu „gadżet dostaniesz gratis”
Zdrowie jest inną dziedziną życia niż handel detaliczny produktami spożywczymi – bez postawienia na racjonalny przekaz trudno dotrzeć do Polaków w momentach kryzysowych.