Na ustawie refundacyjnej stracą wszyscy

Udostępnij:
Nowe zasady refundowania leków spowodują, że branża farmaceutyczna zasili Narodowy Fundusz Zdrowia kwotą 5,3 mld złotych. Jednocześnie 91 mln zł stracą aptekarze na przecenie zapasów, co może spowodować plajtę 10-15 proc. aptek.
Ustawa od początku była nastawiona na oszczędności. I dla rządu, i dla pacjentów. Nic dziwnego – z punktu widzenia klienta leki są coraz droższe. Polak wydaje na nie średnio 30–40 zł miesięcznie.

Jednak okazuje się, że ceny leków refundowanych, o które toczy się batalia na szczeblu rządowym, są w Polsce ponad dwa razy niższe niż w innych krajach (tam kosztują średnio 8 euro). Problem w tym, że to właśnie do nich pacjenci dopłacają najwięcej. Jeśli we Francji ten sam preparat jest droższy o 20 proc. niż u nas, chory płaci za niego 1 proc. ceny, w Niemczech – 7,1 proc., na Słowacji – 13,3 procent. U nas średni koszt współpłacenia wynosi ponad 32 procent.
Przyczyna: polski system opieki zdrowotnej przeznacza na refundację najmniej w Europie (ok. 66 dol. do jednego leku) – trzy razy mniej niż Węgry i Słowacja, prawie osiem razy mniej niż Niemcy czy Francja. Dzięki nowej ustawie NFZ zamierza jeszcze bardziej zmniejszyć swoje finansowe zaangażowanie, według instytutu badawczego IMS, w ciągu czterech lat o ponad 5 mld złotych.

Najłatwiej jest opodatkować producentów i zabrać marże sprzedawcom, co resort zdrowia właśnie zrobił. Tymczasem opodatkowanie branży wcale nie jest takie oczywiste, bo okresy szybkiego wzrostu farmacja ma już za sobą. Od trzech lat dynamika rynku zmniejszyła się z 11 do 4 procent. Rośnie sprzedaż głównie suplementów diety i leków bez recepty. Sprzedaż leków na receptę (Rx), zarówno tych pełnopłatnych, jak i refundowanych, zwiększyła się w 2010 r. tylko o ok. 3 procent. A to właśnie one stanowią rdzeń biznesu farmaceutycznego, przynosząc dwa razy większe przychody (w 2010 r. – 17 mld złotych) niż leki bez recepty.

Największy kawał receptowego tortu – 65 proc., odkroili sobie w Polsce producenci generyków, tanich kopii leków oryginalnych. Udało im się wspólnie przegonić dominującą na świecie Big Pharmę – 12 największych producentów leków innowacyjnych.
– System cen sztywnych może spowodować, że leki oryginalne, które nie występują na listach, będą znacznie droższe od generycznych, bo ich cen nie będzie można obniżyć – mówi Paulina Kieszkowska-Knapik z kancelarii Baker & McKenzie, specjalizującej się w prawie farmaceutycznym.

Forsowanie powszechnych obniżek może dziwić, bo jak podaje IMS, choć wśród krajów europejskich Polska ma największy udział generyków w rynku, osiąga on słabą rentowność – ceny są o 40 proc. niższe niż w innych państwach. Wynik można nadrobić jedynie skalą sprzedaży, więc firmy generyczne walczą, by ich preparatów było jak najwięcej, i zapewne będą zgadzały się na propozycje ministerstwa, byleby tylko znaleźć się na listach.
Teoretycznie wszyscy mają równe szanse, bo ceny leków ministerstwo będzie ustalać indywidualnie dla każdego 2,5 tys. preparatów. Ale limity ustali na podstawie najniższej zaproponowanej przez producenta ceny.
– Negocjujemy kota w worku, bo nie wiemy, z jakimi propozycjami wystąpi konkurencja – mówi Izabela Zimmermann, dyrektor generalna Actavis Polska.

Przedstawiciele branży przewidują, że najniższe stawki mogą zaproponować gracze do tej pory nieobecni na listach lub firmy, którym zależy na szybkim zdobyciu rynku. Przykładem są nowe koncerny hinduskie czy arabskie, które stać na przejściowe dopłacanie do interesu. Stać na to też koncerny z Big Pharmy, ale te nie zrezygnują z marży, po prostu będą sprzedawać w innych krajach. Jeśli proponowane limity będą za niskie, mogą wycofać wiele leków z refundacji, by obronić ceny referencyjne w innych krajach.
Firmy innowacyjne i tak już sprzedają w Polsce wiele swoich wiodących produktów poniżej średniej europejskiej. Nic dziwnego, że po wejściu do UE i otwarciu rynków takie koncerny jak Glaxo, AstraZeneca, Sanofi zaczęły wywozić leki z Polski i sprzedawać je za granicą. W 2010 r. przychody z tego tytułu wyniosły 800 mln złotych.
– Po wejściu nowych przepisów eksport równoległy może się zwiększyć dwu-, trzykrotnie – ocenia Michał Pilkiewicz, dyrektor generalny IMS Health Poland.

Na razie firmy przeglądają portfolio i zastanawiają się, co i za ile sprzedawać. Stefan Bogusławski z firmy konsultingowej Sequence uważa, że nowa sytuacja może doprowadzić do zmian w polityce personalnej. Firmy nie będą potrzebowały tylu przedstawicieli medycznych, raczej tanich dostawców ulotek. Cięcia kosztów już się zaczęły. Sanofi zwolniło 140 handlowców. Zwolnienia szykuje Pfizer i Sandoz.

Aptekarze muszą do 1 stycznia 2012 r. sprzedać zapasy leków refundowanych, co zachwieje marżą, która i tak wcale nie jest wysoka: stanowi 16 proc. i jest niższa od średniej europejskiej o 9 procent. Jak oblicza IMS, straty na sprzedaży zapasów wyniosą w aptekach 91 mln złotych. Z tego powodu kłopoty finansowe może mieć 10–15 proc. z 13 tys. aptek, szczególnie tych już zadłużonych i z przychodami poniżej 100 tys. złotych.
– Dziś średni miesięczny przychód apteki nie przekracza 171 tys. zł, 29 proc. aptek nie osiąga 100 tys. zł – tłumaczy Pilkiewicz.
Piotr Kula, szef firmy badawczej PharmaExpert, twierdzi, że problemy mogą mieć sieciowe apteki, które chciały być konkurencyjne i często sprzedawały leki z niskimi marżami, rekompensując to sobie dużym obrotem.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.