
Obawy Filipa Nowaka
Tagi: | Filip Nowak, lekarz, lekarze, wypłata, ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, podwyżki, wynagrodzenia |
– Podwyżki w zdrowiu? To powinno niepokoić. Bez wątpienia niezbędna jest polityczna rozmowa nad przyszłym kształtem tej ustawy. Jeśli ma ona nadal obowiązywać, to trzeba zastanowić się nad źródłami finansowania – mówi w „Menedżerze Zdrowia” prezes Filip Nowak.
W 2025 r. konsekwencje obowiązywania ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych mogą wynieść 50 mld zł – a mówimy o planie finansowym Narodowego Funduszu Zdrowia, w którym zapisane jest około 200 mld zł.
Czy znajdą się na to pieniądze i jak tę regulację ocenia prezes NFZ Filip Nowak?
Szef funduszu przyznaje, że to... wyzwanie.
– Te przepisy wiążą się z ogromnymi wydatkami, a to spore obciążenie dla płatnika. Co roku jest to 16 mld zł, a pamiętajmy, że te wartości się kumulują. W ciągu trzech lat w związku z rekomendacjami AOTMiT wydaliśmy około 80 mld zł – mówi w „Menedżerze Zdrowia” prezes Nowak.
Jego zdaniem wydatki związane z realizacją ustawy mogą niepokoić.
– Bez wątpienia niezbędna jest dyskusja dotycząca przyszłego kształtu tej ustawy – mówi.
– Jeśli ma nadal obowiązywać, to trzeba się zastanowić nad źródłami finansowania jej kosztów. Sam wzrost przychodów ze składki zdrowotnej i dotacji budżetowej jest niewystarczający i po prostu nie nadąża za wprowadzonym mechanizmem wzrostu wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Tym bardziej że podstawą do zmian były niskie wynagrodzenia personelu medycznego, które obecnie już nie są małe – podkreśla Filip Nowak.
– Można powiedzieć, że ustawa o minimalnym wynagrodzeniu już spełniła swoje zadanie – twierdzi.
Czy gdyby to od niego zależało, zmieniłby te przepisy?
Prezes Nowak nie odpowiada wprost.
– To decyzja parlamentu. Jeśli uzna, że ustawa ma dalej obowiązywać, to, powtórzę, musimy pomyśleć, z jakich źródeł ją finansować – podsumowuje.
Dyrektor dużego szpitala publicznego wylicza w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, ile zarabiają specjaliści w jego lecznicy.
– Lekarzy zarabiających powyżej 100 tys. jest kilkunastu – mówi anonimowo, podkreślając, że nie zgadza się z wyliczeniami Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, z których wynika, że lekarzy, których zarobki przekraczają 100 tys. zł miesięcznie, jest w Polsce 1 proc.
Jak zarządzający uzasadnia swoją tezę?
– Bo to nie jest tak, że tylko w bogatym szpitalu dużo się płaci. Biedne powiatowe też wypłacają dużo, żeby na przykład mieć specjalistę, dzięki któremu będzie można robić jakąś drogą procedurę. Poza tym mało który specjalista pracuje tylko w jednym miejscu – tłumaczy.
Dyrektor zatrudnia 350 lekarzy, z czego ponad 200 na kontraktach.
Tych z zarobkami powyżej 100 tys. zł ma trzynastu, w tym pensja jednego sięga prawie 200 tys. zł – to specjalista, który zgodził się pracować w szpitalu na wyłączność.
– Trójka dostaje miesięcznie od 80 do 100 tys. zł. W przedziale od 50 do 80 tys. zł otrzymuje 36 lekarzy, między 40 a 50 tys. zł – 31. Pozostali, czyli ponad 100 osób, zarabiają na kontraktach poniżej 40 tys. zł – wylicza.
– Spośród 140 lekarzy, którzy mają umowy o pracę, dwie trzecie to rezydenci, a więc młodzi lekarze w trakcie specjalizacji, którym pensje ustala i opłaca Ministerstwo Zdrowia. Spośród pozostałych na etacie siedmiu zarabia między 50 a 80 tys. zł miesięcznie, dwóch od 40 do 50 tys. zł i 18 od 30 do 40 tys. zł – opisuje.
Więcej w tekście: „Szokujące pensje lekarzy”.
Przeczytaj także: „Podwyżki, dyrektorzy i niesprawiedliwość” i „Ile w kieszeni medyka od lipca 2025 r.”.
Wypowiedzi prezesa Nowaka pochodzą z rozmowy opublikowanej w „Menedżerze Zdrowia” 1/2025.