Warszawski Uniwersytet Medyczny/Michał Teperek
Od chrapania do bezdechu
Tagi: | Wojciech Kukwa, Iwona Kołakowska, chrapanie, bezdech |
Samo chrapanie, choć uciążliwe, w większości wypadków nie jest groźne, ale sytuacja się zmienia, gdy pojawiają się bezdechy. – Jeśli ktoś ma 30 epizodów bezdechu na godzinę, rano czuje się tak, jakby przez całą noc ktoś próbował go dusić. To walka o życie, która dla organizmu jest bardzo wyczerpująca – mówi dr hab. Wojciech Kukwa z Kliniki Otolaryngologii WUM.
Dużo osób chrapie i nic z tym nie robi. Kiedy chrapanie staje się problemem zdrowotnym?
– Chrapanie u osób dorosłych postrzegane jest przede wszystkim jako problem natury socjalno-społecznej. A kłopot ma nie ten, kto chrapie, tylko osoba, która śpi obok, bo to ona wybudza się kilka, kilkanaście razy w ciągu nocy, a jej sen staje się przez to nieefektywny. Nie ma natomiast danych, które by pokazywały, że samo chrapanie dorosłego człowieka jest dla niego niebezpieczne. Sytuacja zmienia się jednak diametralnie, gdy mamy do czynienia z bezdechem, czyli poważną chorobą, która jest kontynuacją i nasileniem chrapania.
Jak do niej dochodzi?
– Jak wspomniałem, wszystko zaczyna się od samego chrapania. Jego przyczyną jest to, że powietrze, które przepływa przez drogi oddechowe, napotyka na przeszkodę w gardle lub w nosie. Słychać to głównie przy wdechu. Wtedy chrapie się częściej i głośniej. Z biegiem czasu chrapaniu zaczyna towarzyszyć tzw. spłycenie oddychania. Oznacza to, że z każdym oddechem do płuc przeciska się coraz mniej powietrza. Kolejnym etapem jest bezdech, czyli zatrzymanie przepływu powietrza. Zwykle wygląda to tak, że człowiek chrapie i nagle następuje chwila ciszy – zatrzymanie oddechu na 10 sekund lub dłużej. Potem gwałtownie łapie powietrze i się wybudza. W ten sposób organizm broni się przed bezdechem. Zwiększa się napęd oddechowy, mięśnie oddechowe się napinają. Człowiek szybciej oddycha, co czasem wiąże się z jeszcze głośniejszym chrapaniem. Potem znowu dochodzi do bezdechu i cały cykl się powtarza. Takie właśnie chrapanie z bezdechami trzeba leczyć, bo może wpłynąć na rozwój czy nasilenie bardzo wielu schorzeń, przede wszystkim chorób układu sercowo-naczyniowego.
Jaki odsetek osób chrapiących może mieć bezdechy?
– Według najnowszych danych w populacji ogólnej w krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych nawet 20 proc. osób dorosłych to pacjenci z bezdechami. Jeśli nałożymy na to dane, że 40 proc. dorosłych ludzi chrapie, okaże się, że prawie co drugi chrapiący ma bezdechy. To duży odsetek. W tej grupie znajdują się zarówno mężczyźni (nieco częściej), jak i kobiety, osoby starsze i młode. Dlatego jeśli ktoś chrapie noc w noc i trwa to miesiące lub lata, powinien przejść prosty screening w kierunku wykluczenia bezdechów. I to nawet wtedy, gdy do tej pory nikt nie zauważył u niego nierównego oddychania w trakcie snu.
Mówiliśmy do tej pory o dorosłych, a jeśli chrapie dziecko?
– Wtedy jest zdecydowanie gorzej. Nawykowe regularne chrapanie u kilkulatka, nawet bez bezdechów czy niedotlenień, traktowane jest jak choroba i nie powinno być lekceważone. Tymczasem zdarza się jeszcze słyszeć opinie, że chrapanie oznacza mocny, zdrowy sen u dziecka. To mit. W przypadku dzieci, które „tylko” chrapią, powikłania rozwijają się równie często jak u maluchów, które cierpią na bezdechy. Chrapiące dzieci są rozdrażnione w ciągu dnia, mają zaburzenia koncentracji, mogą gorzej się uczyć, mają słabsze kontakty z rówieśnikami. Badania molekularne pokazują także, że nadwyrężony jest u nich układ sercowo-naczyniowy. Dlatego dziecko, które regularnie chrapie i trwa to miesiącami – powinno być leczone.
Jakie mogą być powody tego, że jedni chrapią, a inni nie?
– Najbardziej oczywistym i widocznym czynnikiem ryzyka chrapania oraz bezdechów jest otyłość. Tkanka tłuszczowa odkłada się nie tylko na brzuchu i w biodrach. Znajduje się również w języku, w gardle, w podniebieniu. Oznacza to, że gdy przybieramy na wadze, nasze drogi oddechowe się zwężają. Drugim, dość łatwym do zaobserwowania, czynnikiem ryzyka są wady zgryzu. Przede wszystkim polegające na zwężeniu szczęki lub żuchwy albo na cofnięciu żuchwy. Wady te powodują, że tkanki miękkie, czyli język oraz podniebienie nie mieszczą się w szkielecie górnych dróg oddechowych i kolidują z przepływającym powietrzem. Jest też wiele czynników laryngologicznych, które zaburzają drożność górnych dróg oddechowych na poziomie nosa i gardła, a tym samym sprzyjają chrapaniu. Jeśli chodzi o nos, mogą to być: skrzywiona przegroda, przerośnięte małżowiny, przewlekłe zapalenie zatok przynosowych z polipami. Wszystkie te zmiany powodują, że możemy mieć przewlekły katar i wrażenie zatkanego nosa. Wówczas w trakcie snu oddychamy ustami, co powoduje, że zaczynamy chrapać. Blokady mogą też pojawić się na poziomie gardła. U dzieci najczęściej jest to tzw. trzeci migdałek. U dorosłych: migdałki podniebienne, języczek, nasada języka.
Jak fakt, że cierpimy na bezdechy, może odbijać się na naszym codziennym życiu?
– Osoby z bezdechami mogą spać siedem, osiem, a nawet dziesięć godzin, a rano będą odczuwały takie samo zmęczenie jak wieczorem albo nawet jeszcze większe. W ciągu nocy przeżywają huśtawkę. Śpią na zmianę płytko i głęboko, a ich sen jest bardzo rozfragmentowany. Sam bezdech można porównać z duszeniem. Jeśli ktoś ma 30 epizodów bezdechu na godzinę, rano czuje się tak, jakby przez całą noc ktoś próbował go dusić. To walka o życie, która dla organizmu jest bardzo wyczerpująca. Nic dziwnego, że w ciągu dnia szybko pojawiają się zmęczenie, zaburzenia koncentracji, senność. Wiadomo też, że osoby cierpiące na bezdechy częściej popełniają błędy i ulegają wypadkom zarówno w pracy, jak i na drodze.
Wspomniał pan wcześniej o konsekwencjach zdrowotnych. Do rozwoju jakich schorzeń przyczynia się bezdech senny?
– Konsekwencją bezdechu jest niedotlenienie organizmu. A na niedotlenienie, nawet epizodyczne, szczególnie wrażliwe są naczynia, serce oraz mózg. Każdy bezdech i następująca po nim tzw. faza pobezdechowa to wahania tętna, ciśnienia oraz rytmu oddychania. W bezdechu dochodzi do zwolnienia czynności serca i spadku ciśnienia. W fazie pobezdechowej parametry te przyspieszają – rośnie ciśnienie i tętno. I znów mamy całonocną huśtawkę zamiast odpoczynku i regeneracji. W efekcie u pacjentów z bezdechami dużo częściej występują zaburzenia rytmu serca. Epizody niedotlenienia sprzyjają również przewlekłym stanom zapalnym, które przyspieszają rozwój procesu miażdżycowego. Dochodzi do uszkodzenia ścian naczyń tętniczych, mięśnia sercowego czy ośrodkowego układu nerwowego. Konsekwencje? Przede wszystkim nadciśnienie, zaburzenia rytmu serca, choroba niedokrwienna serca, zawały i udary, a także zaburzenia metaboliczne, czyli nietolerancja glukozy, cukrzyca, hipercholesterolemia, rozchwianie profilu lipidowego. Dlatego jeśli ktoś chrapie od dłuższego czasu, warto wybrać się na diagnostykę.
Jak rozpoznać bezdech?
– Mamy wiele badań, od dość prostych po bardzo skomplikowane. Wykonujemy je w nocy, gdy pacjent śpi. Sprawdzamy, jak przebiega jego sen. Rejestrujemy wiele parametrów. Najprostsza jest pulsoksymetria. Znamy dobrze to badanie z czasów COVID-19. W wypadku badania snu używamy takich pulsoksymetrów, które rejestrują i zapamiętują dane. Rano otrzymujemy wynik z całej nocy. Możemy zobaczyć, jak wygląda krzywa saturacji, i sprawdzić, czy występują niedotlenienia. U osób z podejrzeniem bezdechu możemy wykonać również polisomnografię. To skomplikowane badanie robi się w warunkach szpitalnych. Na naszym oddziale mamy trzy stanowiska polisomnograficzne. Są zajęte prawie codziennie, również w weekendy. Oznacza to 60–80 polisomnografii miesięcznie. Pacjent trafia do szpitala wieczorem, przyklejamy mu kilkanaście elektrod i podłączamy do aparatury. Przez całą noc urządzenie mierzy wiele różnych parametrów i w sposób najbardziej dokładny ocenia jakość snu. Jednak i ta metoda nie jest idealna, bo sen w szpitalnym łóżku nie jest w pełni miarodajny.
A jakie są metody leczenia?
– Najczęściej stosujemy aparaty CPAP. Są to urządzenia, które składają się z urządzenia generującego dodatnie ciśnienie, rurki łączącej oraz maski na nos albo na usta i nos. W tej masce pacjent śpi. Doprowadzane do niej powietrze ma nieco wyższe ciśnienie. Dzięki temu CPAP rozszerza drogi oddechowe, a pacjent jest w stanie robić swobodnie wdech i wydech. Stosowanie maski nie jest zbyt komfortowe, jednak trzeba podkreślić, że to metoda skuteczna, nieinwazyjna i bezpieczna. Nie wiąże się z żadnym ryzykiem, problem w tym, że po miesiącu czy dwóch wielu pacjentów przestanie ją stosować. Tymczasem, żeby leczenie aparatem CPAP miało sens, trzeba spać w masce każdej nocy. Są pacjenci, których bardzo łatwo namówić na to urządzenie, ale są i tacy, których nie da się przekonać. Wówczas mamy inne możliwości. U niektórych pacjentów możemy zastosować metody zabiegowe, np. wyprostowanie krzywej przegrody, czy usunięcie polipów… Do użycia wchodzą też aparaty wewnątrzustne, metody najnowocześniejsze, np. stymulator nerwu podjęzykowego. Działa on podobnie jak rozrusznik – stymuluje nerw, który napina mięśnie języka. Mamy już trzy firmy na świecie, które zarejestrowały taki produkt. Obecnie jest on bardzo drogi i NFZ go nie refunduje.
Co możemy zrobić sami, żeby przestać chrapać?
– Jeśli ktoś tylko chrapie albo ma pojedyncze bezdechy, może spróbować pomóc sobie prostymi metodami. Warto skorzystać z aplikacji, które mierzą intensywność chrapania, podpowiadają możliwe przyczyny problemu oraz sposoby na poprawę sytuacji. Można również wyżej ułożyć poduszkę, zastosować leki poprawiające drożność nosa i inne środki dla chrapiących. Pomocne będą też zmiany w trybie życia, więcej aktywności fizycznej, rzucenie palenia i unikanie alkoholu, zwłaszcza przed snem. U osób otyłych najlepszym sposobem na pozbycie się chrapania jest odchudzanie.
Rozmawiała Iwona Kołakowska z Biura Komunikacji i Promocji WUM.
Materiał w „Menedżerze Zdrowia” opublikowano za zgodą i dzięki uprzejmości Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – pierwotnie udostępniono go na stronie internetowej: www.wum.edu.pl/node/17334.
– Chrapanie u osób dorosłych postrzegane jest przede wszystkim jako problem natury socjalno-społecznej. A kłopot ma nie ten, kto chrapie, tylko osoba, która śpi obok, bo to ona wybudza się kilka, kilkanaście razy w ciągu nocy, a jej sen staje się przez to nieefektywny. Nie ma natomiast danych, które by pokazywały, że samo chrapanie dorosłego człowieka jest dla niego niebezpieczne. Sytuacja zmienia się jednak diametralnie, gdy mamy do czynienia z bezdechem, czyli poważną chorobą, która jest kontynuacją i nasileniem chrapania.
Jak do niej dochodzi?
– Jak wspomniałem, wszystko zaczyna się od samego chrapania. Jego przyczyną jest to, że powietrze, które przepływa przez drogi oddechowe, napotyka na przeszkodę w gardle lub w nosie. Słychać to głównie przy wdechu. Wtedy chrapie się częściej i głośniej. Z biegiem czasu chrapaniu zaczyna towarzyszyć tzw. spłycenie oddychania. Oznacza to, że z każdym oddechem do płuc przeciska się coraz mniej powietrza. Kolejnym etapem jest bezdech, czyli zatrzymanie przepływu powietrza. Zwykle wygląda to tak, że człowiek chrapie i nagle następuje chwila ciszy – zatrzymanie oddechu na 10 sekund lub dłużej. Potem gwałtownie łapie powietrze i się wybudza. W ten sposób organizm broni się przed bezdechem. Zwiększa się napęd oddechowy, mięśnie oddechowe się napinają. Człowiek szybciej oddycha, co czasem wiąże się z jeszcze głośniejszym chrapaniem. Potem znowu dochodzi do bezdechu i cały cykl się powtarza. Takie właśnie chrapanie z bezdechami trzeba leczyć, bo może wpłynąć na rozwój czy nasilenie bardzo wielu schorzeń, przede wszystkim chorób układu sercowo-naczyniowego.
Jaki odsetek osób chrapiących może mieć bezdechy?
– Według najnowszych danych w populacji ogólnej w krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych nawet 20 proc. osób dorosłych to pacjenci z bezdechami. Jeśli nałożymy na to dane, że 40 proc. dorosłych ludzi chrapie, okaże się, że prawie co drugi chrapiący ma bezdechy. To duży odsetek. W tej grupie znajdują się zarówno mężczyźni (nieco częściej), jak i kobiety, osoby starsze i młode. Dlatego jeśli ktoś chrapie noc w noc i trwa to miesiące lub lata, powinien przejść prosty screening w kierunku wykluczenia bezdechów. I to nawet wtedy, gdy do tej pory nikt nie zauważył u niego nierównego oddychania w trakcie snu.
Mówiliśmy do tej pory o dorosłych, a jeśli chrapie dziecko?
– Wtedy jest zdecydowanie gorzej. Nawykowe regularne chrapanie u kilkulatka, nawet bez bezdechów czy niedotlenień, traktowane jest jak choroba i nie powinno być lekceważone. Tymczasem zdarza się jeszcze słyszeć opinie, że chrapanie oznacza mocny, zdrowy sen u dziecka. To mit. W przypadku dzieci, które „tylko” chrapią, powikłania rozwijają się równie często jak u maluchów, które cierpią na bezdechy. Chrapiące dzieci są rozdrażnione w ciągu dnia, mają zaburzenia koncentracji, mogą gorzej się uczyć, mają słabsze kontakty z rówieśnikami. Badania molekularne pokazują także, że nadwyrężony jest u nich układ sercowo-naczyniowy. Dlatego dziecko, które regularnie chrapie i trwa to miesiącami – powinno być leczone.
Jakie mogą być powody tego, że jedni chrapią, a inni nie?
– Najbardziej oczywistym i widocznym czynnikiem ryzyka chrapania oraz bezdechów jest otyłość. Tkanka tłuszczowa odkłada się nie tylko na brzuchu i w biodrach. Znajduje się również w języku, w gardle, w podniebieniu. Oznacza to, że gdy przybieramy na wadze, nasze drogi oddechowe się zwężają. Drugim, dość łatwym do zaobserwowania, czynnikiem ryzyka są wady zgryzu. Przede wszystkim polegające na zwężeniu szczęki lub żuchwy albo na cofnięciu żuchwy. Wady te powodują, że tkanki miękkie, czyli język oraz podniebienie nie mieszczą się w szkielecie górnych dróg oddechowych i kolidują z przepływającym powietrzem. Jest też wiele czynników laryngologicznych, które zaburzają drożność górnych dróg oddechowych na poziomie nosa i gardła, a tym samym sprzyjają chrapaniu. Jeśli chodzi o nos, mogą to być: skrzywiona przegroda, przerośnięte małżowiny, przewlekłe zapalenie zatok przynosowych z polipami. Wszystkie te zmiany powodują, że możemy mieć przewlekły katar i wrażenie zatkanego nosa. Wówczas w trakcie snu oddychamy ustami, co powoduje, że zaczynamy chrapać. Blokady mogą też pojawić się na poziomie gardła. U dzieci najczęściej jest to tzw. trzeci migdałek. U dorosłych: migdałki podniebienne, języczek, nasada języka.
Jak fakt, że cierpimy na bezdechy, może odbijać się na naszym codziennym życiu?
– Osoby z bezdechami mogą spać siedem, osiem, a nawet dziesięć godzin, a rano będą odczuwały takie samo zmęczenie jak wieczorem albo nawet jeszcze większe. W ciągu nocy przeżywają huśtawkę. Śpią na zmianę płytko i głęboko, a ich sen jest bardzo rozfragmentowany. Sam bezdech można porównać z duszeniem. Jeśli ktoś ma 30 epizodów bezdechu na godzinę, rano czuje się tak, jakby przez całą noc ktoś próbował go dusić. To walka o życie, która dla organizmu jest bardzo wyczerpująca. Nic dziwnego, że w ciągu dnia szybko pojawiają się zmęczenie, zaburzenia koncentracji, senność. Wiadomo też, że osoby cierpiące na bezdechy częściej popełniają błędy i ulegają wypadkom zarówno w pracy, jak i na drodze.
Wspomniał pan wcześniej o konsekwencjach zdrowotnych. Do rozwoju jakich schorzeń przyczynia się bezdech senny?
– Konsekwencją bezdechu jest niedotlenienie organizmu. A na niedotlenienie, nawet epizodyczne, szczególnie wrażliwe są naczynia, serce oraz mózg. Każdy bezdech i następująca po nim tzw. faza pobezdechowa to wahania tętna, ciśnienia oraz rytmu oddychania. W bezdechu dochodzi do zwolnienia czynności serca i spadku ciśnienia. W fazie pobezdechowej parametry te przyspieszają – rośnie ciśnienie i tętno. I znów mamy całonocną huśtawkę zamiast odpoczynku i regeneracji. W efekcie u pacjentów z bezdechami dużo częściej występują zaburzenia rytmu serca. Epizody niedotlenienia sprzyjają również przewlekłym stanom zapalnym, które przyspieszają rozwój procesu miażdżycowego. Dochodzi do uszkodzenia ścian naczyń tętniczych, mięśnia sercowego czy ośrodkowego układu nerwowego. Konsekwencje? Przede wszystkim nadciśnienie, zaburzenia rytmu serca, choroba niedokrwienna serca, zawały i udary, a także zaburzenia metaboliczne, czyli nietolerancja glukozy, cukrzyca, hipercholesterolemia, rozchwianie profilu lipidowego. Dlatego jeśli ktoś chrapie od dłuższego czasu, warto wybrać się na diagnostykę.
Jak rozpoznać bezdech?
– Mamy wiele badań, od dość prostych po bardzo skomplikowane. Wykonujemy je w nocy, gdy pacjent śpi. Sprawdzamy, jak przebiega jego sen. Rejestrujemy wiele parametrów. Najprostsza jest pulsoksymetria. Znamy dobrze to badanie z czasów COVID-19. W wypadku badania snu używamy takich pulsoksymetrów, które rejestrują i zapamiętują dane. Rano otrzymujemy wynik z całej nocy. Możemy zobaczyć, jak wygląda krzywa saturacji, i sprawdzić, czy występują niedotlenienia. U osób z podejrzeniem bezdechu możemy wykonać również polisomnografię. To skomplikowane badanie robi się w warunkach szpitalnych. Na naszym oddziale mamy trzy stanowiska polisomnograficzne. Są zajęte prawie codziennie, również w weekendy. Oznacza to 60–80 polisomnografii miesięcznie. Pacjent trafia do szpitala wieczorem, przyklejamy mu kilkanaście elektrod i podłączamy do aparatury. Przez całą noc urządzenie mierzy wiele różnych parametrów i w sposób najbardziej dokładny ocenia jakość snu. Jednak i ta metoda nie jest idealna, bo sen w szpitalnym łóżku nie jest w pełni miarodajny.
A jakie są metody leczenia?
– Najczęściej stosujemy aparaty CPAP. Są to urządzenia, które składają się z urządzenia generującego dodatnie ciśnienie, rurki łączącej oraz maski na nos albo na usta i nos. W tej masce pacjent śpi. Doprowadzane do niej powietrze ma nieco wyższe ciśnienie. Dzięki temu CPAP rozszerza drogi oddechowe, a pacjent jest w stanie robić swobodnie wdech i wydech. Stosowanie maski nie jest zbyt komfortowe, jednak trzeba podkreślić, że to metoda skuteczna, nieinwazyjna i bezpieczna. Nie wiąże się z żadnym ryzykiem, problem w tym, że po miesiącu czy dwóch wielu pacjentów przestanie ją stosować. Tymczasem, żeby leczenie aparatem CPAP miało sens, trzeba spać w masce każdej nocy. Są pacjenci, których bardzo łatwo namówić na to urządzenie, ale są i tacy, których nie da się przekonać. Wówczas mamy inne możliwości. U niektórych pacjentów możemy zastosować metody zabiegowe, np. wyprostowanie krzywej przegrody, czy usunięcie polipów… Do użycia wchodzą też aparaty wewnątrzustne, metody najnowocześniejsze, np. stymulator nerwu podjęzykowego. Działa on podobnie jak rozrusznik – stymuluje nerw, który napina mięśnie języka. Mamy już trzy firmy na świecie, które zarejestrowały taki produkt. Obecnie jest on bardzo drogi i NFZ go nie refunduje.
Co możemy zrobić sami, żeby przestać chrapać?
– Jeśli ktoś tylko chrapie albo ma pojedyncze bezdechy, może spróbować pomóc sobie prostymi metodami. Warto skorzystać z aplikacji, które mierzą intensywność chrapania, podpowiadają możliwe przyczyny problemu oraz sposoby na poprawę sytuacji. Można również wyżej ułożyć poduszkę, zastosować leki poprawiające drożność nosa i inne środki dla chrapiących. Pomocne będą też zmiany w trybie życia, więcej aktywności fizycznej, rzucenie palenia i unikanie alkoholu, zwłaszcza przed snem. U osób otyłych najlepszym sposobem na pozbycie się chrapania jest odchudzanie.
Rozmawiała Iwona Kołakowska z Biura Komunikacji i Promocji WUM.
Materiał w „Menedżerze Zdrowia” opublikowano za zgodą i dzięki uprzejmości Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – pierwotnie udostępniono go na stronie internetowej: www.wum.edu.pl/node/17334.