iStock
Ogromne pole do nadużyć
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 22.09.2020
Źródło: Menedżer Zdrowia/Krzysztof Bukiel
Tagi: | Krzysztof Bukiel |
– Upaństwowienie szpitali to zaproszenie do wielkich nadużyć – ponad 100 mld zł rocznie, którymi można ręcznie sterować, kilkaset wielkich szpitali, z liczną kadrą dyrektorsko-kierowniczą, którą można dowolnie mianować i odwoływać, konieczność zakupu drogiego sprzętu, ciągłego jego serwisowania i nieustających remontów budynków – pisze Krzysztof Bukiel w „Menedżerze Zdrowia”.
Felieton Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
– Podobno rząd chce zmienić organy założycielskie szpitali z samorządów terytorialnych na państwo, reprezentowane przez ministra zdrowia lub wojewodę. Uzasadnia się to w ten sposób, że rozdrobnienie właścicielskie szpitali uniemożliwia odpowiednie nimi zarządzanie. Gdy właściciel będzie jeden, będzie mógł racjonalnie gospodarować zasobami szpitalnymi na danym obszarze – likwidując niektóre szpitale, łącząc inne, przesuwając oddziały albo sprzęt z jednej placówki do drugiej. Dzisiaj bowiem – zdaniem zwolenników takiego rozwiązania – szpitale niepotrzebnie konkurują ze sobą zamiast współpracować i dublują niektóre świadczenia, a przez to marnują siły i środki przeznaczone na publiczną ochronę zdrowia. Pomysł ujednolicenia organów założycielskich szpitali nie jest nowy, bo pojawił się niemal zaraz po wprowadzeniu kas chorych. Zwykle jednak mówiono o ujednoliceniu na poziomie województwa przez oddanie wszystkich szpitali samorządowi wojewódzkiemu. W tym przypadku chodzi o upaństwowienie szpitali, czyli poddanie ich wszystkich jednemu, państwowemu „zarządcy” w całym kraju.
W ten sposób czyni się kolejny krok na drodze do utworzenia w Polsce publicznej służby zdrowia, funkcjonującej jak Publiczna Służba Zdrowia – Przedsiębiorstwo Państwowe Użyteczności Publicznej (PSZ-PPUP). Przedsiębiorstwo takie składać się będzie z części finansowej i usługowej. Funkcję tej pierwszej spełni NFZ, funkcję drugiej – upaństwowione szpitale. Stąd logiczna, a nawet konieczna wydaje się przeprowadzona w ostatnim czasie „pionizacja” NFZ, czyli wprowadzenie centralnego zarządzania całą instytucją. Logiczne jest również powołanie byłego prezesa NFZ na stanowisko ministra zdrowia, czyli „dyrektora” planowanej PSZ–PPUP, a jego dotychczasowego zastępcę w NFZ na pełniącego obowiązki prezesa funduszu. W tej logice mieści się też ogłoszony niedawno zamiar stworzenia jednej centralnej e-rejestracji na refundowane świadczenia zdrowotne. Teraz pod jednym zarządem znajdzie się pozyskiwanie i rozdział publicznych środków przeznaczonych na ochronę zdrowia oraz kierowanie ruchem pacjentów.
Przewodnia idea tej koncepcji jest prosta i może nawet wydawać się logiczna – skoro znamy potrzeby zdrowotne obywateli i wielkość publicznych nakładów, to możemy odgórnie zaplanować – liczbę szpitali, liczbę i rodzaj oddziałów, ich rozmieszczenie, strukturę (sprzęt, kadry medyczne, pomieszczenia itp.). Gdy dodamy do tego możliwość centralnego kierowania odpowiednich pieniędzy do odpowiednich placówek i dopasowania do nich strumienia pacjentów, to wszystkie zasoby będą efektywnie wykorzystane. Dodatkowo sukces zapewni sprawny i kompetentny zarząd PPUP, co w tym konkretnym przypadku gwarantuje osoba ministra – doktora nauk ekonomicznych, doświadczonego menedżera. Zarząd taki opracuje odpowiednie standardy postępowania, zapewniające wysoką jakość usług, efektywność pracy, wysokie kwalifikacje kadry itp. Nie ma takiej opcji, aby tak zorganizowana publiczna służba zdrowia źle działała.
Z takiego właśnie założenia wychodzą zwolennicy gospodarki nakazowo-rozdzielczej i wszędzie, gdzie realizują swoje plany, ponoszą porażkę. Nie oznacza to, że każde państwowe przedsięwzięcie musi skończyć się niepowodzeniem. Z pewnością jednak kończą się nim te, których skala jest za duża. Powodem jest „czynnik ludzki”. W systemie nakazowo-rozdzielczym głównym elementem dyscyplinującym ludzi na poszczególnych etapach „systemu” są przepisy, administracyjne nakazy, odgórne kontrole, a nie osobiste motywacje. Powodzenie takiego przedsięwzięcia zależy od uczciwości niemal każdego uczestnika systemu, a na pewno zarządzających i kontrolerów. Szef PiS, który przecież zna fatalne doświadczenia etatystycznego zarządzania „za komuny”, jest zapewne przekonany, że wynikało to głównie z nieuczciwości komunistów. Dzisiaj to co innego. Dzisiaj partia rządząca i jej szef dopilnują, aby wszyscy byli uczciwi, dzięki czemu system działał będzie sprawnie. I nawet jeśli przyjąć to rozumowanie za uzasadnione, to przecież rządy PiS kiedyś się skończą, a wtedy co? Publiczna ochrona zdrowia zbudowana na wzór ogólnopolskiego przedsiębiorstwa państwowego to zaproszenie do wielkich nadużyć. Ponad 100 mld zł rocznie, którymi można ręcznie sterować, kilkaset wielkich szpitali, z liczną kadrą dyrektorsko-kierowniczą, którą można dowolnie mianować i odwoływać, konieczność zakupu drogiego sprzętu do szpitali, ciągłego jego serwisowania i nieustających remontów budynków. Ogromne pole do nadużyć.
Mimo tego, co tu napisałem, pomysł powrotu do państwowej, budżetowej służby zdrowia może mieć wielu zwolenników. Oprócz partii rządzącej i innych polityków mogą go poprzeć dyrektorzy szpitali (spadnie z nich ciężki obowiązek zbilansowania szpitali w warunkach konkurencji i działania „dla zysku”), mogą samorządy terytorialne (zwolnione z odpowiedzialności za swoje – stale deficytowe – placówki), mogą – w końcu – również pracownicy ochrony zdrowia i ich związki zawodowe, jeśli tylko „siatka płac” (która w takich warunkach musi powstać) będzie odpowiednia. Nawiasem mówiąc, OZZL liczy na to, że wreszcie praca lekarzy w publicznej ochronie zdrowia zostanie doceniona przynajmniej w stopniu podobnym do innych „państwowych jednostek”, takich jak ZUS i armia. Skoro tak wielu może być zadowolonych z proponowanych przez rząd zmian, czy w ogóle ktoś na tym straci? W sumie – niewielu. Najwyżej pacjenci.
Tekst pochodzi z „Menedżera Zdrowia” 7-8/2020. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.
Przeczytaj także: „Upaństwowienie spowoduje konflikty między samorządami a rządem”, „Dowód porażki”, „Powtórka z lat siedemdziesiątych”, „Dłużej czekać nie można”, „Co z własnością szpitali?”, „Marcin Pakulski o szpitalach, które nie są niezbędne” i „Dyrektor Kister zapowiada centralną elektroniczną rejestrację”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
– Podobno rząd chce zmienić organy założycielskie szpitali z samorządów terytorialnych na państwo, reprezentowane przez ministra zdrowia lub wojewodę. Uzasadnia się to w ten sposób, że rozdrobnienie właścicielskie szpitali uniemożliwia odpowiednie nimi zarządzanie. Gdy właściciel będzie jeden, będzie mógł racjonalnie gospodarować zasobami szpitalnymi na danym obszarze – likwidując niektóre szpitale, łącząc inne, przesuwając oddziały albo sprzęt z jednej placówki do drugiej. Dzisiaj bowiem – zdaniem zwolenników takiego rozwiązania – szpitale niepotrzebnie konkurują ze sobą zamiast współpracować i dublują niektóre świadczenia, a przez to marnują siły i środki przeznaczone na publiczną ochronę zdrowia. Pomysł ujednolicenia organów założycielskich szpitali nie jest nowy, bo pojawił się niemal zaraz po wprowadzeniu kas chorych. Zwykle jednak mówiono o ujednoliceniu na poziomie województwa przez oddanie wszystkich szpitali samorządowi wojewódzkiemu. W tym przypadku chodzi o upaństwowienie szpitali, czyli poddanie ich wszystkich jednemu, państwowemu „zarządcy” w całym kraju.
W ten sposób czyni się kolejny krok na drodze do utworzenia w Polsce publicznej służby zdrowia, funkcjonującej jak Publiczna Służba Zdrowia – Przedsiębiorstwo Państwowe Użyteczności Publicznej (PSZ-PPUP). Przedsiębiorstwo takie składać się będzie z części finansowej i usługowej. Funkcję tej pierwszej spełni NFZ, funkcję drugiej – upaństwowione szpitale. Stąd logiczna, a nawet konieczna wydaje się przeprowadzona w ostatnim czasie „pionizacja” NFZ, czyli wprowadzenie centralnego zarządzania całą instytucją. Logiczne jest również powołanie byłego prezesa NFZ na stanowisko ministra zdrowia, czyli „dyrektora” planowanej PSZ–PPUP, a jego dotychczasowego zastępcę w NFZ na pełniącego obowiązki prezesa funduszu. W tej logice mieści się też ogłoszony niedawno zamiar stworzenia jednej centralnej e-rejestracji na refundowane świadczenia zdrowotne. Teraz pod jednym zarządem znajdzie się pozyskiwanie i rozdział publicznych środków przeznaczonych na ochronę zdrowia oraz kierowanie ruchem pacjentów.
Przewodnia idea tej koncepcji jest prosta i może nawet wydawać się logiczna – skoro znamy potrzeby zdrowotne obywateli i wielkość publicznych nakładów, to możemy odgórnie zaplanować – liczbę szpitali, liczbę i rodzaj oddziałów, ich rozmieszczenie, strukturę (sprzęt, kadry medyczne, pomieszczenia itp.). Gdy dodamy do tego możliwość centralnego kierowania odpowiednich pieniędzy do odpowiednich placówek i dopasowania do nich strumienia pacjentów, to wszystkie zasoby będą efektywnie wykorzystane. Dodatkowo sukces zapewni sprawny i kompetentny zarząd PPUP, co w tym konkretnym przypadku gwarantuje osoba ministra – doktora nauk ekonomicznych, doświadczonego menedżera. Zarząd taki opracuje odpowiednie standardy postępowania, zapewniające wysoką jakość usług, efektywność pracy, wysokie kwalifikacje kadry itp. Nie ma takiej opcji, aby tak zorganizowana publiczna służba zdrowia źle działała.
Z takiego właśnie założenia wychodzą zwolennicy gospodarki nakazowo-rozdzielczej i wszędzie, gdzie realizują swoje plany, ponoszą porażkę. Nie oznacza to, że każde państwowe przedsięwzięcie musi skończyć się niepowodzeniem. Z pewnością jednak kończą się nim te, których skala jest za duża. Powodem jest „czynnik ludzki”. W systemie nakazowo-rozdzielczym głównym elementem dyscyplinującym ludzi na poszczególnych etapach „systemu” są przepisy, administracyjne nakazy, odgórne kontrole, a nie osobiste motywacje. Powodzenie takiego przedsięwzięcia zależy od uczciwości niemal każdego uczestnika systemu, a na pewno zarządzających i kontrolerów. Szef PiS, który przecież zna fatalne doświadczenia etatystycznego zarządzania „za komuny”, jest zapewne przekonany, że wynikało to głównie z nieuczciwości komunistów. Dzisiaj to co innego. Dzisiaj partia rządząca i jej szef dopilnują, aby wszyscy byli uczciwi, dzięki czemu system działał będzie sprawnie. I nawet jeśli przyjąć to rozumowanie za uzasadnione, to przecież rządy PiS kiedyś się skończą, a wtedy co? Publiczna ochrona zdrowia zbudowana na wzór ogólnopolskiego przedsiębiorstwa państwowego to zaproszenie do wielkich nadużyć. Ponad 100 mld zł rocznie, którymi można ręcznie sterować, kilkaset wielkich szpitali, z liczną kadrą dyrektorsko-kierowniczą, którą można dowolnie mianować i odwoływać, konieczność zakupu drogiego sprzętu do szpitali, ciągłego jego serwisowania i nieustających remontów budynków. Ogromne pole do nadużyć.
Mimo tego, co tu napisałem, pomysł powrotu do państwowej, budżetowej służby zdrowia może mieć wielu zwolenników. Oprócz partii rządzącej i innych polityków mogą go poprzeć dyrektorzy szpitali (spadnie z nich ciężki obowiązek zbilansowania szpitali w warunkach konkurencji i działania „dla zysku”), mogą samorządy terytorialne (zwolnione z odpowiedzialności za swoje – stale deficytowe – placówki), mogą – w końcu – również pracownicy ochrony zdrowia i ich związki zawodowe, jeśli tylko „siatka płac” (która w takich warunkach musi powstać) będzie odpowiednia. Nawiasem mówiąc, OZZL liczy na to, że wreszcie praca lekarzy w publicznej ochronie zdrowia zostanie doceniona przynajmniej w stopniu podobnym do innych „państwowych jednostek”, takich jak ZUS i armia. Skoro tak wielu może być zadowolonych z proponowanych przez rząd zmian, czy w ogóle ktoś na tym straci? W sumie – niewielu. Najwyżej pacjenci.
Tekst pochodzi z „Menedżera Zdrowia” 7-8/2020. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.
Przeczytaj także: „Upaństwowienie spowoduje konflikty między samorządami a rządem”, „Dowód porażki”, „Powtórka z lat siedemdziesiątych”, „Dłużej czekać nie można”, „Co z własnością szpitali?”, „Marcin Pakulski o szpitalach, które nie są niezbędne” i „Dyrektor Kister zapowiada centralną elektroniczną rejestrację”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.