Szwed o zwolnieniu lekarskim decyduje sam ►
Tagi: | Mateusz Rybicki, Szwecja, zwolnienie, zwolnienie lekarskie, pacjent, pacjenci, lekarz, lekarze, czy za granicą leczą lepiej |
W Szwecji pracownik, który czuje się źle, rano dzwoni do swojego przełożonego i informuje go, że jest chory – nie musi podawać szczegółów i mówić, co mu dolega, bo to jego prywatna sprawa. Tego dnia, kiedy zgłosi absencję, nie przychodzi do pracy.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski proponuje, aby pracownik, który chce wziąć krótkie zwolnienie lekarskie, nie musiał konsultować tego z medykiem. – To odciążyłoby lekarzy – wyjaśnia, dodając, że jest tak między innymi w niektórych krajach europejskich. Między innymi jest to możliwe w Szwecji.
Czy to dobre rozwiązanie – jak to działa w praktyce?
To opisuje w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” Mateusz Rybicki, specjalista medycyny rodzinnej z Gdańska praktykujący w Karlskronie i autor podcastu „Lekarz w Szwecji”.
– W Szwecji pracownik, który czuje się źle, rano dzwoni do swojego przełożonego i informuje go, że jest chory – nie musi podawać szczegółów i mówić, co mu dolega, bo to jego prywatna sprawa. Tego dnia, kiedy zgłosi absencję, nie przychodzi do pracy. Takie zwolnienie na żądanie bez jakiegokolwiek dokumentu od lekarza pracownik może mieć przez siedem dni. Jeśli potrzebuje przedłużyć to zwolnienie, ósmego dnia powinien się zgłosić do lekarza i otrzymać orzeczenie lekarskie – mówi Mateusz Rybicki, podkreślając, że „w Szwecji jest inaczej niż w Polsce – tam pracodawca płaci za świadczenie zatrudnionej osobie przez czternaście dni, a od piętnastego – odpowiednik polskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych”.
– Przez siedem dni pracownik nie potrzebuje zaświadczenia lekarskiego, ale na kolejne już tak. Pierwszy dzień zwolnienia, gdy pracownik melduje pracodawcy, że jest chory, jest niepłatny. Dopiero drugiego dnia jest płatny i to jest 80 proc. – opisuje Rybicki.
Lekarz pracujący w Szwecji przyznaje, że „dzień karencji motywuje, aby nie brać zwolnienia na żądanie w przypadku, kiedy jest się zdrowym”.
– W Polsce można byłoby modyfikować to skandynawskie rozwiązanie – na przykład ustalić więcej dni karencji chorowania. To zwiększyłoby szansę, że zwolnienia byłyby brane wtedy, kiedy są bardzo potrzebne. Mogłyby być na przykład trzy dni takiej karencji. Jeśli byłoby to kilkudniowe przeziębienie, opłacałoby się zostać w domu, by się podleczyć, a po trzecim z tych dni świadczenie byłoby wypłacane – choć jednak „boli”, że pensja w tym miesiącu zostałaby okrojona – sugeruje.
Czy jest to bezpieczne dla Szwedów?
Rybicki twierdzi, że tak – podkreśla, że nie nadużywają oni możliwości, jakie daje system.
– Zwolnienie przez pierwsze siedem dni nie jest równoznaczne z tym, że Szwed zostaje w domu, nie kontaktuje się całkowicie z przedstawicielami ochrony zdrowia i nie szuka pomocy. Jeśli czuje się gorzej przez tydzień albo dłużej, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się z lekarzem skonsultować – mówi Rybicki.
Wypowiedź eksperta, który jest także założycielem facebookowego profilu „Lekarz w Szwecji”, do obejrzenia poniżej.
Przeczytaj także: „O kształceniu specjalizacyjnym w Szwecji”, „Pacjent czeka dłużej niż 30 minut – oddają mu pieniądze za wizytę” i „Szwedzki sposób na nieodwoływanie wizyt lekarskich”.
Więcej tekstów z cyklu „Czy za granicą leczą lepiej?” po kliknięciu w poniższy baner.