Wirus, na który nie warto się szczepić

Udostępnij:
Połączyła ich muzyka. I to ona sprawiła, że raz na jakiś czas odkładają aparaty EKG, defibrylatory czy inny sprzęt medyczny przydatny w pracy kardiologa i sięgają po gitarę, skrzypce lub perkusję. Każdy z nich dobrze zna szpitalny kierat, ale mimo to potrafi znaleźć czas na próbę na drugim końcu Polski, gdy trzeba się przygotować do koncertu. Tak działa Kardioband – niecodzienny projekt muzyczny angażujący coraz więcej lekarzy pasjonatów. Jak mówi jego pomysłodawca, dr Marek Kania: – To jest piękne, bo Kardioband to muzyka naszych serc.
- Lekarze często pasjonują się muzyką?
- Lekarze grają od dawna. Było ich w Polsce bardzo wielu. W powojennych czasach jednym z nich był prof. Jerzy Woy-Wojciechowski. Nie wszyscy wiedzą, że to on jest twórcą słynnych „Kormoranów” śpiewanych przez Piotra Szczepanika. Takim przykładem jest także Kuba Sienkiewicz, który zagrał z nami ostatnio na konferencji Hospital Management. To chyba największy profesjonalista- muzyk wśród lekarzy. Fakt zaangażowania środowiska lekarskiego w świat muzyki nie jest tematem nowym. W Kardioband staramy się to robić nieco inaczej niż to było do tej pory. Nie tylko sami gramy, ale także chcemy zachęcać do tego innych lekarzy. Przede wszystkim chcemy grać dla swoich własnych pacjentów, w szpitalach, w których pracujemy na co dzień. Uważamy, że naturalną przestrzenią życiową dla lekarza jest jego szpital czy przychodnia. Dlatego to przede wszystkim pacjenci powinni być odbiorcami tej sztuki. Oni są częścią naszego życia. Chcemy pokazać ludzką twarz medycyny. Nie tylko chłodny profesjonalizm, z którym pacjent styka się w gabinecie, ale nasze emocje.

-To pomaga w pracy zawodowej?

- Bardzo! W ten sposób, dzięki muzyce, przełamujemy dystans jaki naturalnie tworzy się między lekarzem a pacjentem. A kiedy nagle on widzi tego samego lekarza w zupełnie innej roli mówi: Byłem na Pana koncercie, bardzo mi się podobało… Ta relacja wtedy zupełnie się zmienia.

-Dużo takich koncertów już zagraliście?

- Kardioband to projekt muzyczny, który nie jest jednorazowy ani chwilowy. Wymyśliłem go kilka lat temu z prostej przyczyny: nie miałem z kim grać. Od tego się zaczęło i pomału nabiera ta idea rumieńców.

-Jak powstał obecny skład?
- Zaprosiłem kolegów na jam session w 2007 r. na Kongresie Kardiologicznym i tam zrobiliśmy próbę, na której spotkało się kilku kardiologów na jednej scenie. Zagraliśmy kilka bluesowych kawałków i od tego to się zaczęło. W grupie Kardioband Rock&Blues gra dr Jan Węgłowski-wokalista i gitarzysta, na co dzień kierownik Pracowni Hemodynamiki Lubuskiego Centrum Medycznego w Zielonej Górze. Perkusistą jest prof. Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, a basistą dr Błażej Głowicki z Krakowa. Ja gram na skrzypcach.

- Każdy z członków tej grupy jest z innego miasta więc chyba ciężko zebrać wszystkich na próbie?

- Jakoś się udało stworzyć ten skład, zrobić program. Nie jest to tak, jak w profesjonalnym zespole muzycznym. My spotykamy się rzadziej, ponieważ z racji naszego zawodu nie jest to łatwe. Umawiamy się na pasujący wszystkim weekend i gramy, czasem kilkanaście godzin. Każdy z członków zespołu miał już w mniejszym lub większym stopniu wcześniej do czynienia z muzyką. Jednak poziom wykształcenia muzycznego i obycia scenicznego jest bardzo różny.

-Jest trema przed koncertami?
-Koledzy bardzo emocjonalnie reagują, kiedy mają wystąpić przed widownią, która liczy kilkaset osób. A tu jednak trzeba wyjść na scenę i coś zagrać. Nie ukrywam, że niejednemu nogi się uginają.

-Macie ulubiony repertuar?

-Rockowo- bluesowy, standardy jak utwory Jimiego Hendrixa, Erica Claptona. Niestety w tym składzie nie mamy na razie kompozytora. Pracuję jednak nad tym i jest szansa, że będziemy mieli swój autorski program.

- Jak takie występy przyjmują pacjenci?

-Oni są przede wszystkim zdziwieni. Podobnie zresztą jak moi koledzy ze szpitala w Opolu. Tam działam w innym składzie znanym jako Reanimators. Ta nazwa wzięła się z …. reanimacji zapomnianej pasji lekarzy czyli muzyki. Blisko współpracujemy z Opolską Izbą Lekarską i to jest instytucja, która „daje nam swoją twarz”. Generalnie jednak projekt Kardioband ma charakter nieformalny i bardzo bym nie chciał żeby to się zmieniło.

-Bo przestanie być frajdą?

-Dokładnie. W tym wszystkim chodzi przecież też o to, żeby oderwać się od tej szarej rzeczywistości i przypomnieć sobie, co się robiło w czasach młodości i ile przyjemności to sprawiało. Ja już miałem okazję grać z blisko czterdziestoma lekarzami, różnych specjalności i z różnych stron Polski. Uczestniczyliśmy też w podobnym projekcie zagranicznym, w którym brali udział lekarze i przedstawiciele innych zawodów medycznych z 15 krajów. W ciągu 2 lat utworzyli ponad stuosobowy zespół operowy – Philharmonic Doctors Opera i przygotowali kompletną operę Mozarta „Czarodziejski Flet”.

-To robi wrażenie...
-Muzykę i medycynę łączy o wiele więcej niż to, co do tej pory eksponowano. Nie chodzi o to, żeby pokazać na ile my jesteśmy sprawnymi artystami, ale muzyka grana przez lekarzy może spełniać o wiele ważniejszą rolę społeczną. To naprawdę burzy pewne bariery. Zauważyłem to kiedy graliśmy w Opolskim Centrum Onkologii, gdzie jestem konsultantem. Żaden pacjent nie chce słyszeć: Mam Pan raka. Kiedy widzi lekarza-muzyka, odbiera diagnozę, którą od niego usłyszy trochę inaczej. Widzi w tym lekarzu człowieka a nie swoją wyrocznię na życie lub śmierć. Dla mnie w pracy było to bardzo pomocne.

-Zaraził Pan już tym projektem wielu lekarzy, zagraliście sporo koncertów, jest o was głośno w prasie… O czym zatem jeszcze Pan marzy?
-Chcielibyśmy zaangażować się też w trochę inne działania, zahaczające o tzw. profilaktykę chorób populacyjnych. Planujemy taki koncert w związku z profilaktyką chorób nowotworowych. Chciałbym, żeby tam zagrali lekarze, którzy zachęcaliby zdrowych ludzi do badań. W szczególności mam na myśli mammografię. Chciałbym żeby w tej działalności było głębsze przesłanie a nie tylko nasza zabawa.
Marzę, żeby ta idea się rozprzestrzeniła jak zaraza, jak wirus… Żeby coraz więcej lekarzy muzykowało. Czasem chodząc koło własnego kolegi w szpitalu, latami się nie wie, że on gra. Jednak kiedy uda się takiego kolegę namówić na wspólny koncert, to już jest dobrze. Generalnie lekarze są ludźmi dość zdyscyplinowanymi więc jak mają coś zrobić, to robią to najlepiej jak potrafią. Prędko się uczą i czynią szybkie postępy. Problem jest bardziej natury psychologicznej- żeby wyjść, żeby się pokazać, żeby sobie uświadomić, że poza pracą zawodową można robić coś innego i to naprawdę nie jest żaden wstyd.

Rozmawiała Ewa Gosiewska

*Dr Marek Kania
lekarz, specjalista chorób wewnętrznych, kardiolog. Absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu. Starszy asystent Oddziału Kardiologii Wojewódzkiego Centrum Medycznego i konsultant – echokardiografista Opolskiego Centrum Onkologii. Na skrzypcach gra od 4 roku życia. Ukończył dyplomem z wyróżnieniem Podstawową i Średnią Szkołę Muzyczną w Opolu uzyskując tytuł muzyka – instrumentalisty. Na muzycznym szlaku od ponad 20 lat, grał muzykę poważną solo, w zespołach kameralnych, orkiestrach symfonicznych i operze oraz muzykę rozrywkową w wielu dziwnych miejscach i kapelach. Pomysłodawca i współzałożyciel projektu muzycznego – Kardioband.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.