Archiwum
Rozszerzanie dostępu do skutecznych terapii SM
Autor: Agata Misiurewicz-Gabi
Data: 18.07.2022
Działy:
Aktualności w Neurologia
Aktualności
Tagi: | Monika Adamczyk-Sowa, Konrad Rejdak, Maciej Miłkowski, Małgorzata Gałązka-Sobotka, Iwona Kasprzak, Tomasz Połeć, Malina Wieczorek |
W Polsce na stwardnienie rozsiane (SM) choruje ok. 50 tys. osób. Każdego roku systematycznie rośnie liczba pacjentów leczonych w programach lekowych. W 2015 r. było ich 15 tys., a w 2021 r. już 20 tys. Refundacją obejmowane są kolejne terapie, dzięki czemu chorzy na SM mają szansę terapii na światowym poziomie. Nadal jednak pacjenci i klinicyści apelują o zmiany, aby leczenie tej choroby przebiegało jeszcze efektywniej.
W ostatnich latach podjęto wiele zmian zmierzających do optymalizacji leczenia. W 2019 r. uruchomiono procedury wydawania leków raz na trzy miesiące oraz podniesiono o 29 proc. wyceny ryczałtów na diagnostykę w programach lekowych. W 2020 r. wprowadzono kompleksowe uproszczenia w programie B29 w oparciu o ChPL leków, między innymi wydłużono ważność MRI. Na leczenie stwardnienia rozsianego NFZ wydaje coraz więcej pieniędzy. W 2016 było to 280 milionów, w ubiegłym roku – 443 miliony.
Złagodzenie kryteriów włączenia do drugiej linii leczenia
Mimo tych wielu korzystnych rozwiązań pewne obszary nadal wymagają udoskonalenia. Od kilku lat toczy się dyskusja nad koniecznymi zmianami systemowymi, w tym dotyczącymi zwiększenia dostępności do leków na wysokoaktywną postać choroby (HAD) oraz złagodzenia kryteriów włączania pacjentów do drugiej linii leczenia. Polskie Towarzystwo Neurologiczne opublikowało stanowisko, w którym wnosiło o modyfikacje zbyt restrykcyjnych kryteriów, które od 2013 r. nie były zmieniane. W konsekwencji z programu leczenia B46 linii korzysta obecnie jedynie ok. 13 proc. pacjentów, czyli niespełna 2,5 tys. osób z wysoką aktywnością choroby.
Jakie rozwiązania mogą tę statystykę poprawić i lepiej zaspokoić potrzeby pacjentów?
O tym rozmawiano podczas debaty pod tytułem „Rozszerzanie dostępu do skutecznej terapii SM – kolejny etap ewolucji programów lekowych w obliczu nowych wyzwań systemowych”, która odbyła się 4 lipca.
Udział w dyskusji wzięli:
– prof. Monika Adamczyk-Sowa, prezes Sekcji Stwardnienia Rozsianego i Neuroimmunologii Polskiego Towarzystwa Neurologicznego,
– wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski,
– dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego oraz dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego,
– Iwona Kasprzak, dyrektor Departamentu Gospodarki Lekami w Narodowym Funduszu Zdrowia,
– Tomasz Połeć, prezes Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego,
– prof. Konrad Rejdak, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego,
– prof. Agnieszka Słowik, konsultant krajowa w dziedzinie neurologii,
– Malina Wieczorek, prezes Fundacji SM – Walcz o Siebie.
Od lewej: Małgorzata Gałązka-Sobotka, Konrad Rejdak, Monika Adamczyk-Sowa, Maciej Miłkowski, Krzysztof Jakubiak (moderator), Tomasz Połeć i Iwona Kasprzak.
Zdaniem prof. dr hab. n. med. Konrada Rejdaka, kierownika Katedry i Kliniki Neurologii UM w Lublinie, prezesa Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, te 13 proc. osób korzystających z wysokoaktywnej terapii to niewiele.
– Dla porównania w wielu krajach europejskich liczba ta sięga 30, a nawet 40 procent. Widzimy ewidentnie, że pewne zapisy w programach lekowych mogą skutecznie sparaliżować swobodę modyfikacji leczenia. Obecnie, aby pacjent mógł przejść do drugiej linii leczenia, musi mieć dwa rzuty i zmiany w rezonansie, które trzeba w tym czasie wychwycić. Wiemy, że już jeden rzut może skutkować ciężką niepełnosprawnością. Dlatego uważamy, że należałoby opracować takie kryteria, według których uznanie jednego rzutu byłoby wystarczające do zmiany leczenia. Może to być poparte badaniami radiologicznymi, aczkolwiek w praktyce wiemy, że wówczas trzeba przeszukać całą długość OUN i znaleźć ogniska, co nie zawsze jest możliwe. Dla przykładu, możemy mieć pacjenta z istotnym pogorszeniem stanu klinicznego, a ognisko nie zostanie wychwycone i co z takim pacjentem zrobić? Dlatego to przede wszystkim kliniczne wykładniki są tu najważniejsze. Mamy też chorych z wysoką aktywnością radiologiczną, którzy nie odczuwają rzutu. Wiąże się to z obecnością niemych klinicznie obszarów w mózgu, czyli wychwytujemy dużą aktywność choroby, są nowe zmiany, a pozornie pacjent tego nie odczuwa. Oczywiście tylko do czasu, bo w którymś momencie nastąpi dekompensacja. Należy pamiętać o tym, że choroba od samego początku może mieć wysoką aktywność i pewne leki sobie z nią nie poradzą. W związku z tym uważamy, że na problem należy patrzeć szerzej, ponieważ inaczej dojdzie do powstania nisz, w których pacjent utknie i nie będziemy mogli zaoferować mu skutecznej terapii – podkreślał prof. Rejdak podczas debaty pod tytułem „Rozszerzanie dostępu do skutecznej terapii SM – kolejny etap ewolucji programów lekowych w obliczu nowych wyzwań systemowych”.
Od lewej: Małgorzata Gałązka-Sobotka, Konrad Rejdak, Monika Adamczyk-Sowa i Maciej Miłkowski.
O konieczności złagodzenia kryteriów włączania pacjentów do drugiej linii leczenia mówiła także prof. dr hab. n. med. Monika Adamczyk-Sowa, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Wydziału Medycznego w Zabrzu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz przewodnicząca Sekcji SM i Neuroimmunologii PTN.
– W ostatnim czasie w Polsce nastąpiło wiele korzystnych zmian dotyczących leczenia chorych z SM. Nasi pacjenci mają dostęp do większości terapii, które są w tej chwili zarejestrowane do leczenia SM na świecie i mogą być wcześnie leczeni, czyli wtedy, kiedy ta choroba dopiero się zaczyna – ale to nie wszystko. Chorzy na SM chcą być leczeni zgodnie z najnowszą wiedzą, a my, klinicyści, potwierdzamy, że postęp na świecie w dostępie do leczenia nowymi terapiami jest bardzo wyraźny i również chcielibyśmy mieć go w Polsce. W związku z tym apelujemy o zmniejszenie zbyt restrykcyjnych kryteriów włączenia do drugiej linii leczenia, które zupełnie nie przystają zarówno do rekomendacji międzynarodowych, jak i do ChPL. Obecnie warunkiem przełączenia pacjenta do drugiej linii są dwa rzuty i dwie zmiany aktywne, co oznacza, że stan pacjenta musi się znacznie pogorszyć. My natomiast nie możemy bezczynnie czekać, ponieważ jeśli pojawi się niesprawność, to będzie ona trwała i nieodwracalna. Tu mamy pewną lukę, o której powinniśmy pomyśleć. Dotyczy to niedużej grupy pacjentów, według szacunków z dostępnych analiz ok. 1400 osób, której powinniśmy mieć możliwość pomóc natychmiast po zaostrzeniu choroby. Dlatego naszą rolą jest, aby leczenie wysokoefektywne pacjenta z SM włączyć możliwie jak najszybciej, kiedy występuje aktywność albo kliniczna, albo radiologiczna – przyznała ekspertka.
– Zależy nam bardzo, aby wszystkie nowe technologie i leki były dostępne także dla polskich pacjentów. Obecnie stosowane leczenie spowalnia naturalny postęp choroby, ale najnowsze terapie spowalniają go jeszcze wyraźniej. Zastosowanie nowoczesnych leków pozwoli pozostać pacjentom sprawnym przez wiele lat, często do końca życia. Proces wprowadzania zmian, które obecnie występują w leczeniu stwardnienia rozsianego, jest bardzo skomplikowany, trudny i wymaga od wszystkich zainteresowanych bardzo dużo uwagi, cierpliwości i pracy. Jestem przekonana, że jak dotychczas głos środowiska lekarzy zostanie wysłuchany – stwierdziła prof. dr hab. n. med. Agnieszka Słowik ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, konsultant krajowa w dziedzinie neurologii.
Od lewej: Krzysztof Jakubiak, Małgorzata Gałązka-Sobotka, Konrad Rejdak, Monika Adamczyk-Sowa i Maciej Miłkowski.
Utworzenie centrów opieki skoordynowanej
Raporty przygotowane przez Instytut Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego pod kierownictwem dr Małgorzaty Gałązki-Sobotki „Ścieżka pacjenta z postacią rzutowo-remisyjną stwardnienia rozsianego w placówkach publicznej opieki zdrowotnej w Polsce. Kierunki optymalizacji” oraz „Stan polskiej neurologii i kierunki jej rozwoju w perspektywie do 2030 r.” dotyczą optymalizacji opieki nad pacjentem z SM. W dokumentach zaproponowano nowe rozwiązania organizacyjne.
Jak stwierdziła dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego i wiceprzewodnicząca Rady NFZ, stwardnienie rozsiane jest przykładem jednostki chorobowej, której do złotego standardu zarządzania chorobą niewiele brakuje.
– Pokazaliśmy w Polsce, że mamy pełną świadomość tego, że warto inwestować w poprawę jakości opieki nad osobami, które doświadczają choroby przewlekłej na starcie zawodowego życia, co przekłada się chociażby na opóźnienie ich niepełnosprawności czy też wartość kosztów ponoszonych przez ZUS czy kosztów pośrednich. W Polsce już od 2016 r. odnotowujemy spadek tych wartości, co potwierdza, że jest to inwestycja z pozytywną stopą zwrotu. Podczas pracy nad strategią dla polskiej neurologii wskazano konkretne działania, które pozwolą na optymalizację procesu diagnostyki i leczenia pacjentów z SM. Pojawiają się rekomendacje mówiące o tym, żeby proces diagnozy następował szybciej, z czym na tle Europy mamy dosyć poważny problem. Analiza NFZ pokazała, że pacjent dzisiaj „krąży” w systemie nawet dwa lata. Dlatego konieczne jest usprawnienie ścieżki pacjenta, który z pierwszymi objawami udaje się do lekarza POZ. Niezbędne jest podniesienie wiedzy i czujności tej grupy profesjonalistów medycznych, aby pacjent z symptomami wskazującymi na SM, trafił jak najszybciej do poradni neurologicznej, w której powinno być zweryfikowane podejrzenie SM. Aby praca neurologów mogła być sprawniejsza, konieczne jest zmodyfikowanie pakietu badań diagnostycznych, które lekarz może zlecić już podczas pierwszej wizyty. Po potwierdzeniu diagnozy lub konieczności pogłębienia diagnostyki pacjent powinien trafić do poradni leczenia SM, czyli poradni neurologicznej, która specjalizuje się w leczeniu tej choroby. Takich ośrodków jest w Polsce dzisiaj ok. 130. Każda z nich ma doświadczenie w prowadzeniu pacjentów m.in. w pierwszej linii leczenia. Część z nich prowadzi dwa programy lekowe, zatem naturalnie są one centrami o najwyższym stopniu referencyjności, dysponują wysoce kompetentnym zespołem specjalistów doświadczonych w leczeniu SM wszystkimi dostępnymi i refundowanymi technologiami. To, czego im dzisiaj brakuje, to efektywnych pakietów diagnostycznych, które pozwoliłyby w trybie ambulatoryjnym prowadzić diagnostykę i leczenie większości pacjentów. Zakładamy, że zgodnie z koncepcją modelu skoordynowanego, Centra Kompleksowej Diagnostyki i Leczenia SM (CKDiL SM – ang. MS Care Unit) powinny dzielić się z ośrodkami pierwszo-liniowymi wiedzą i konsultować najtrudniejsze przypadki, pełnić rolę koordynatora regionalnego w obszarze leczenia i rehabilitacji oraz zapewnić m.in. dostęp pacjentów do infolinii. Taki model obserwujemy zarówno w onkologii, jak i w kardiologii; wszystkie rekomendacje w neurologii też zmierzają w tym kierunku. Bezwzględnym oczekiwaniem pacjentów byłoby rozszerzanie dostępu do technologii, które odbywałoby się w komforcie zarówno bezpieczeństwa finansowego, jak i kompetencyjnego. Uważamy, że powinien powstać dwustopniowy, zintegrowany model sieci regionalnej, który zapewniłby lepszą organizację i współpracę środowiska POZ, poradni neurologicznych ogólnych i ośrodków SM, w celu poprawy jakości opieki we wszystkich województwach. Być może specjalizacja ośrodków sprawi, że opieka nad pacjentami się skoncentruje, co może być z korzyścią dla pacjenta, bowiem będzie pod opieką doświadczonego zespołu. Kluczowymi czynnikami sukcesu w procesie zmian będzie przegląd / stworzenie pakietów diagnostycznych na obu poziomach opieki neurologicznej oraz rozwój opieki koordynowanej, do której niezbędny jest koordynator, który powinien być zatrudniony w każdym CKDiL SM. Myślę, że o tym też nie powinniśmy zapominać, szczególnie wtedy, kiedy zagospodarujemy technologie, które są kosztochłonne i lepsza organizacja opieki zwiększa ich efektywność – mówiła Gałązka-Sobotka.
O koncepcji leczenia pacjentów z SM w wysokospecjalistycznych ośrodkach przekonywała również Iwona Kasprzak, dyrektor Departamentu Gospodarki Lekami NFZ.
– Dążeniem Ministerstwa Zdrowia jest, aby pacjentami z SM zajmowały się ośrodki wysokospecjalistyczne i takie, które są centrami kompetencji. Pacjent miałby w nich zapewniony zarówno dostęp do pełnej diagnostyki, jak i poradni wyspecjalizowanych w leczeniu SM. Ograniczyłoby to liczbę placówek, które dziś mają tylko jedną linię leczenia. Przypomnijmy, że ośrodków pierwszoliniowych mamy obecnie 128, a drugoliniowych – 72. Jednocześnie musimy też terytorialnie zabezpieczyć pacjentom dostęp do leczenia, żeby w każdym województwie były przynajmniej od 1 do 3 ośrodków leczenia SM, w zależności od wielkości województwa. Dlatego należałoby sprawdzić, jak wygląda sytuacja w poszczególnych jednostkach oraz ilu pacjentów jest w nich leczonych. Mamy informacje, że są ośrodki, w których w ciągu roku jest leczonych zaledwie kilku pacjentów. Myślę, że jeśli wcześniej do tego tematu usiądziemy, przeanalizujemy dokładną sytuację, jaka jest obecnie w Polsce, to będziemy w stanie potencjalne ryzyko, które będzie się z tym wiązało zidentyfikować i wyeliminować. Będziemy też prowadzić rozmowy z placówkami, które w przyszłości potencjalnie tego kontraktu nie będą posiadały, aby żadna grupa pacjentów nie została dotknięta brakiem leczenia. Liczymy na to, że będą to dla pacjentów zmiany na lepsze – podkreśliła Iwona Kasprzak.
Najnowsze międzynarodowe rekomendacje leczenia SM
W czerwcu 2022 r., podczas kongresu Europejskiej Akademii Neurologii, który odbył się w Wiedniu, zostały zaprezentowane najnowsze rekomendacje dotyczące leczenia immunomodulującego, które są uaktualnieniem wcześniejszych rekomendacji z 2018 roku.
– Wśród przedstawionych rekomendacji chcielibyśmy zwrócić szczególną uwagę na zalecenie mówiące o tym, że wszystkie leki immunomodulujące powinny być włączane przez lekarzy neurologów z dużym doświadczeniem w ośrodkach, które mają pełną infrastrukturę. Jest to nawiązanie do rekomendowanych na świecie centrów doskonałości, jakimi w przypadku stwardnienia rozsianego są MS Care Unit jako formy najbardziej optymalnej organizacji opieki zdrowotnej – mówiła prof. Monika Adamczyk-Sowa.
Kolejna informacja dotyczy włączania interferonów oraz octanu glatirameru u pacjentów na poziomie pierwszego objawu klinicznie izolowanego (CIS), czyli zanim jeszcze nawet jest rozpoznane SM, co ma swoje uzasadnienie medyczne oraz naukowe i – jak pokazują badania – jest skuteczne.
Istotny jest też zapis mówiący o tym, żeby rozważyć wybór leku o wysokiej skuteczności na wczesnym etapie choroby, biorąc pod uwagę aktywność choroby – czy to kliniczną, czy rezonansową, a nie jedną lub drugą, ponieważ każda aktywność to przecież aktywność choroby.
W dokumencie tym jest również mowa o stosowaniu leków wysokoefektywnych u pacjentów, którzy już wcześniej stosowali terapie immunomodulujące. Jest zalecenie, żeby szybko i wcześnie stosować te leki przy nieskuteczności dotychczas stosowanych terapii. W przypadku kiedy te leki wysokoskuteczne nie działają, a taka sytuacja też może się zdarzyć, albo mają ryzyko działań niepożądanych, wtedy również powinniśmy przełączyć pacjenta na inny wysokoskuteczny lek.
– Bardzo istotna informacja dotyczy możliwości zastosowania interferonów beta oraz octanu glatirameru u pacjentek, które planują ciążę, są w ciąży albo karmią, by była możliwość bezpośredniego przełączenia z innych leków. Poza tym u pacjentów, którzy są leczeni natalizumabem i są stabilni, ale w grupie podwyższonego ryzyka, można rozważyć możliwość zastosowania sześciotygodniowych podań zamiast co cztery tygodnie, co zmniejsza ryzyko rozwoju PML. Odnośnie do natalizumabu – wiemy, że pojawiła się również możliwość podania podskórnego, co też jest formą bardzo dla pacjentów wygodną przy jednoczesnym zachowaniu 100 proc. compliance. I wreszcie na koniec możliwość wczesnego zastosowania terapii o wysokiej efektywności u pacjentów, którzy wymagają szybkiego efektu, szybkiego działania leku wysokoskutecznego. Wiemy bowiem, że część leków potrzebuje czasu, żeby zadziałała, ale są leki wysokoefektywne, które działają od razu i jedna z rekomendacji mówi o możliwości zastosowania takich terapii od początku – podkreśliła prof. Monika Adamczyk-Sowa.
– Rekomendacji jest oczywiście więcej. Bardzo duża ich część znajduje już zastosowanie w naszym polskim programie lekowym i są one na bieżąco uaktualniane zgodnie z rejestracją nowych leków. Wiemy, że bardzo dużo dobrego w Polsce w ostatnich latach w leczeniu SM się wydarzyło, a my chcemy postępować i leczyć zgodnie z najnowszą wiedzą i najnowszymi rekomendacjami. Jako Sekcja SM i Neuroimmunologii PTN pracujemy obecnie nad opracowaniem polskich wytycznych dotyczących leczenia – mówiła prof. Monika Adamczyk-Sowa.
Kiedy oczekiwane zmiany?
Zgodnie z zapowiedziami wiceministra zdrowia Macieja Miłkowskiego najprawdopodobniej już 1 listopada br. zostaną wprowadzone istotne zmiany w programach leczących SM – Byłby to jeden wspólny program lekowy z kilkoma liniami leczenia, przy czym dostęp do terapii pierwszo-liniowej u pacjentów nowo zdiagnozowanych pozostałby tak samo dobry, jak w obecnej chwili, a może nawet lepszy. Zostaną też rozważone najnowsze rekomendacje – zapewnia wiceminister Maciej Miłkowski.
– Jedna z proponowanych zmian to złagodzenie kryterium wejścia do 2 linii z 2 +2 na 1+1. Dotyczyłoby to wszystkich leków, które są dzisiaj dostępne w ramach terapii drugoliniowej. Druga rzecz, to oczekująca już 2 lata refundacja nowych terapii dla postaci wtórnie postępującej. Jak dotąd nie mamy dla tej grupy chorych leczenia i to musi się zmienić. Poza tym nowe leki, o których włączenie do I linii wnioskowano, zostaną włączone do II linii leczenia, ale jak wcześniej wspomniałem, w złagodzonych kryteriach. W ten sposób klinicyści i pacjenci otrzymają znacznie poszerzone możliwości leczenia w sytuacji wysokiej aktywności choroby. Mamy też w procedowaniu wniosek do II linii dotyczący terapii podskórnej. Na pewno nie będzie teraz włączany do programu lekowego ponesimod, jak i fumaran diroksymelu, które są na początkowym etapie. Szacowaliśmy kiedyś, że zrobimy duże zmiany w momencie, jak będziemy mieli oszczędności w systemie ochrony zdrowia. Tymczasem wejście produktów biopodobnych opóźnia się, gdyż wyjaśnienia wymagają zagadnienia wyłączności patentowej. W związku z tym, że planujemy połączyć dwa programy, proponujemy, aby zostały utworzone ośrodki, które będą je realizowały. Zależy nam na tym, żeby pacjenci z powodu braku specjalistów nie byli przetrzymywani na leczeniu pierwszo-liniowym, jeśli mają wskazania do II linii. Powinny to być ośrodki pełnoprofilowe, które są w stanie monitorować pacjenta, wykonać mu wszystkie badania, które mają konsultantów wymienionych w programie lekowym, takich jak okulista, kardiolog czy dermatolog.
Poszliśmy też pacjentom na rękę, wydłużając okres ich monitorowania do pół roku. Dotyczy to w szczególności tych pacjentów, którzy są leczeni kolejne lata tym samym lekiem i są w stanie stabilnym. Oczekujemy od AOTMiT odpowiedzi na pytania, jaka powinna być ścieżka leczenia w zakresie rzutowo-remisyjnej postaci SM odnośnie wprowadzenia leków wysokoefektywnych w I linii.
Przekazaliśmy wszystkim wnioskodawcom propozycje programu lekowego i czekamy na ich uwagi, które następnie przekażemy do AOTMiT. Negocjacje nadal trwają, ale żeby zrobić analizę szacunkową musimy znać ostateczne ceny. Dopiero wtedy będą podejmowane decyzje.
Jak do zmian odnoszą się pacjenci?
– Trudno mi się odnosić do jakości zmian, bo nie znam zapisów, które znajdują się w programie lekowym, o którym mówi pan minister. Od wielu lat mówimy o tym, że sposób rozwiązania problemów powinien należeć do przedstawicieli systemu i nauki, którzy wiedzą najlepiej, co zrobić, żeby pacjent został jak najszybciej zdiagnozowany i włączony do odpowiedniej terapii. To jest dla nas najważniejsze. Nie rozumiem jednak, dlaczego wciąż trzymamy się założenia, że muszą być jakieś kryteria. Naszym zdaniem najlepszym kryterium jest wiedza lekarza, który zna pacjenta i wie, w jakim jest stanie – czy należy go trzymać jeszcze w I linii, czy może należy wprowadzić ostrzejsze leki. Do tej pory najdroższymi terapiami, czyli tymi drugoliniowymi, zaczynamy leczyć zbyt późno, gdy choroba poczyniła już spustoszenia w organizmie osoby z SM. Jest to z perspektywy pacjenta mało logiczne. Czy nie lepiej, bazując na doświadczeniach i wiedzy lekarza, stosować je – jeżeli jest taka konieczność – od razu, aby utrzymać pacjenta w sprawności, aby mógł pozostać na rynku pracy oraz spełniać swoje społeczne i rodzinne funkcje? Czy zgodnie z zapisami programu musimy trzymać go i czekać, aż te zmiany nastąpią i dopiero, jak już będzie niepełnosprawność, zaczniemy stosować te wysokoefektywne terapie? Nie chciałbym pozostawić wrażenia, że Polskie Towarzystwo SM jest do proponowanych zmian negatywnie nastawione. Wręcz przeciwnie. Doceniamy każdy krok, który zmierza do poprawy sytuacji chorych na SM, i dialog, jaki się ostatnio pojawia. Takiego tempa zmian, jak mamy obecnie, do tej pory nie było, ale jeśli wprowadzać zmiany, to takie, które będą z korzyścią przede wszystkim dla pacjenta. – wyjaśnił Tomasz Połeć, prezes Polskiego Towarzystwa SM.
Do proponowanych przez Ministerstwo Zdrowia zmian optymistycznie odnosi się Malina Wieczorek, prezes Fundacji SM Walcz o Siebie.
– Myślę, że ta wrześniowa lista będzie dla pacjentów szczególnie istotna, ponieważ będzie zmierzała do tego, o czym mówimy od dawna, a mianowicie do personalizacji rzeczywistej leczenia. Przy czym ta personalizacja to dobór leku nie tylko pod względem klinicznym, lecz również pod względem tego, jak pacjent żyje, jaką ma pracę, plany związane z rodzicielstwem, czy ma choroby współistniejące albo niekorzystny wywiad rodzinny, który pewne leki może wykluczać. Dlatego potrzebujemy wachlarza leków, który cały czas zwiększamy. Bardzo cieszę się ze zmiany, według której włączenie do drugiej linii leczenia będzie miało mniej restrykcji. Jeśli osoba jest młoda, ze zmianami w określonych miejscach w mózgu i rdzeniu kręgowym, które się dynamicznie rozwijają i następują jedne po drugim, przechodzenie z leku łagodniejszego na bardziej zaawansowany powinno następować płynnie, bez przeszkód. Inaczej niepotrzebnie tracimy sprawność tej osoby, która jest nie do odzyskania. Niezwykle ważne jest też przejście na wygodną dla pacjentów podskórną formę podania leków, jak i wprowadzenie kontroli co sześć miesięcy. Odnośnie do pomysłu rezygnacji z niektórych ośrodków chciałabym zwrócić uwagę na to, że pacjenci nie mogą być z dnia na dzień postawieni w sytuacji, w której dany ośrodek przestaje funkcjonować. Mam obawy, że osoby dłużej leczone, bardziej zaawansowane wiekowo, mogłyby wówczas odstąpić od leczenia, zwłaszcza jeśli są to pacjenci z mniejszych miejscowości i wraz ze zmianą ośrodków pojawiłby się u nich problem mobilności. W związku z tym musimy bardzo dobrze tymi osobami pokierować i zadbać o cały proces przekierowania ich do innych ośrodków – powiedziała.
Debata pod tytułem „Rozszerzanie dostępu do skutecznej terapii SM – kolejny etap ewolucji programów lekowych w obliczu nowych wyzwań systemowych” odbyła się 4 lipca.
Złagodzenie kryteriów włączenia do drugiej linii leczenia
Mimo tych wielu korzystnych rozwiązań pewne obszary nadal wymagają udoskonalenia. Od kilku lat toczy się dyskusja nad koniecznymi zmianami systemowymi, w tym dotyczącymi zwiększenia dostępności do leków na wysokoaktywną postać choroby (HAD) oraz złagodzenia kryteriów włączania pacjentów do drugiej linii leczenia. Polskie Towarzystwo Neurologiczne opublikowało stanowisko, w którym wnosiło o modyfikacje zbyt restrykcyjnych kryteriów, które od 2013 r. nie były zmieniane. W konsekwencji z programu leczenia B46 linii korzysta obecnie jedynie ok. 13 proc. pacjentów, czyli niespełna 2,5 tys. osób z wysoką aktywnością choroby.
Jakie rozwiązania mogą tę statystykę poprawić i lepiej zaspokoić potrzeby pacjentów?
O tym rozmawiano podczas debaty pod tytułem „Rozszerzanie dostępu do skutecznej terapii SM – kolejny etap ewolucji programów lekowych w obliczu nowych wyzwań systemowych”, która odbyła się 4 lipca.
Udział w dyskusji wzięli:
– prof. Monika Adamczyk-Sowa, prezes Sekcji Stwardnienia Rozsianego i Neuroimmunologii Polskiego Towarzystwa Neurologicznego,
– wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski,
– dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego oraz dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego,
– Iwona Kasprzak, dyrektor Departamentu Gospodarki Lekami w Narodowym Funduszu Zdrowia,
– Tomasz Połeć, prezes Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego,
– prof. Konrad Rejdak, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego,
– prof. Agnieszka Słowik, konsultant krajowa w dziedzinie neurologii,
– Malina Wieczorek, prezes Fundacji SM – Walcz o Siebie.
Od lewej: Małgorzata Gałązka-Sobotka, Konrad Rejdak, Monika Adamczyk-Sowa, Maciej Miłkowski, Krzysztof Jakubiak (moderator), Tomasz Połeć i Iwona Kasprzak.
Zdaniem prof. dr hab. n. med. Konrada Rejdaka, kierownika Katedry i Kliniki Neurologii UM w Lublinie, prezesa Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, te 13 proc. osób korzystających z wysokoaktywnej terapii to niewiele.
– Dla porównania w wielu krajach europejskich liczba ta sięga 30, a nawet 40 procent. Widzimy ewidentnie, że pewne zapisy w programach lekowych mogą skutecznie sparaliżować swobodę modyfikacji leczenia. Obecnie, aby pacjent mógł przejść do drugiej linii leczenia, musi mieć dwa rzuty i zmiany w rezonansie, które trzeba w tym czasie wychwycić. Wiemy, że już jeden rzut może skutkować ciężką niepełnosprawnością. Dlatego uważamy, że należałoby opracować takie kryteria, według których uznanie jednego rzutu byłoby wystarczające do zmiany leczenia. Może to być poparte badaniami radiologicznymi, aczkolwiek w praktyce wiemy, że wówczas trzeba przeszukać całą długość OUN i znaleźć ogniska, co nie zawsze jest możliwe. Dla przykładu, możemy mieć pacjenta z istotnym pogorszeniem stanu klinicznego, a ognisko nie zostanie wychwycone i co z takim pacjentem zrobić? Dlatego to przede wszystkim kliniczne wykładniki są tu najważniejsze. Mamy też chorych z wysoką aktywnością radiologiczną, którzy nie odczuwają rzutu. Wiąże się to z obecnością niemych klinicznie obszarów w mózgu, czyli wychwytujemy dużą aktywność choroby, są nowe zmiany, a pozornie pacjent tego nie odczuwa. Oczywiście tylko do czasu, bo w którymś momencie nastąpi dekompensacja. Należy pamiętać o tym, że choroba od samego początku może mieć wysoką aktywność i pewne leki sobie z nią nie poradzą. W związku z tym uważamy, że na problem należy patrzeć szerzej, ponieważ inaczej dojdzie do powstania nisz, w których pacjent utknie i nie będziemy mogli zaoferować mu skutecznej terapii – podkreślał prof. Rejdak podczas debaty pod tytułem „Rozszerzanie dostępu do skutecznej terapii SM – kolejny etap ewolucji programów lekowych w obliczu nowych wyzwań systemowych”.
Od lewej: Małgorzata Gałązka-Sobotka, Konrad Rejdak, Monika Adamczyk-Sowa i Maciej Miłkowski.
O konieczności złagodzenia kryteriów włączania pacjentów do drugiej linii leczenia mówiła także prof. dr hab. n. med. Monika Adamczyk-Sowa, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Wydziału Medycznego w Zabrzu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz przewodnicząca Sekcji SM i Neuroimmunologii PTN.
– W ostatnim czasie w Polsce nastąpiło wiele korzystnych zmian dotyczących leczenia chorych z SM. Nasi pacjenci mają dostęp do większości terapii, które są w tej chwili zarejestrowane do leczenia SM na świecie i mogą być wcześnie leczeni, czyli wtedy, kiedy ta choroba dopiero się zaczyna – ale to nie wszystko. Chorzy na SM chcą być leczeni zgodnie z najnowszą wiedzą, a my, klinicyści, potwierdzamy, że postęp na świecie w dostępie do leczenia nowymi terapiami jest bardzo wyraźny i również chcielibyśmy mieć go w Polsce. W związku z tym apelujemy o zmniejszenie zbyt restrykcyjnych kryteriów włączenia do drugiej linii leczenia, które zupełnie nie przystają zarówno do rekomendacji międzynarodowych, jak i do ChPL. Obecnie warunkiem przełączenia pacjenta do drugiej linii są dwa rzuty i dwie zmiany aktywne, co oznacza, że stan pacjenta musi się znacznie pogorszyć. My natomiast nie możemy bezczynnie czekać, ponieważ jeśli pojawi się niesprawność, to będzie ona trwała i nieodwracalna. Tu mamy pewną lukę, o której powinniśmy pomyśleć. Dotyczy to niedużej grupy pacjentów, według szacunków z dostępnych analiz ok. 1400 osób, której powinniśmy mieć możliwość pomóc natychmiast po zaostrzeniu choroby. Dlatego naszą rolą jest, aby leczenie wysokoefektywne pacjenta z SM włączyć możliwie jak najszybciej, kiedy występuje aktywność albo kliniczna, albo radiologiczna – przyznała ekspertka.
– Zależy nam bardzo, aby wszystkie nowe technologie i leki były dostępne także dla polskich pacjentów. Obecnie stosowane leczenie spowalnia naturalny postęp choroby, ale najnowsze terapie spowalniają go jeszcze wyraźniej. Zastosowanie nowoczesnych leków pozwoli pozostać pacjentom sprawnym przez wiele lat, często do końca życia. Proces wprowadzania zmian, które obecnie występują w leczeniu stwardnienia rozsianego, jest bardzo skomplikowany, trudny i wymaga od wszystkich zainteresowanych bardzo dużo uwagi, cierpliwości i pracy. Jestem przekonana, że jak dotychczas głos środowiska lekarzy zostanie wysłuchany – stwierdziła prof. dr hab. n. med. Agnieszka Słowik ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, konsultant krajowa w dziedzinie neurologii.
Od lewej: Krzysztof Jakubiak, Małgorzata Gałązka-Sobotka, Konrad Rejdak, Monika Adamczyk-Sowa i Maciej Miłkowski.
Utworzenie centrów opieki skoordynowanej
Raporty przygotowane przez Instytut Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego pod kierownictwem dr Małgorzaty Gałązki-Sobotki „Ścieżka pacjenta z postacią rzutowo-remisyjną stwardnienia rozsianego w placówkach publicznej opieki zdrowotnej w Polsce. Kierunki optymalizacji” oraz „Stan polskiej neurologii i kierunki jej rozwoju w perspektywie do 2030 r.” dotyczą optymalizacji opieki nad pacjentem z SM. W dokumentach zaproponowano nowe rozwiązania organizacyjne.
Jak stwierdziła dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego i wiceprzewodnicząca Rady NFZ, stwardnienie rozsiane jest przykładem jednostki chorobowej, której do złotego standardu zarządzania chorobą niewiele brakuje.
– Pokazaliśmy w Polsce, że mamy pełną świadomość tego, że warto inwestować w poprawę jakości opieki nad osobami, które doświadczają choroby przewlekłej na starcie zawodowego życia, co przekłada się chociażby na opóźnienie ich niepełnosprawności czy też wartość kosztów ponoszonych przez ZUS czy kosztów pośrednich. W Polsce już od 2016 r. odnotowujemy spadek tych wartości, co potwierdza, że jest to inwestycja z pozytywną stopą zwrotu. Podczas pracy nad strategią dla polskiej neurologii wskazano konkretne działania, które pozwolą na optymalizację procesu diagnostyki i leczenia pacjentów z SM. Pojawiają się rekomendacje mówiące o tym, żeby proces diagnozy następował szybciej, z czym na tle Europy mamy dosyć poważny problem. Analiza NFZ pokazała, że pacjent dzisiaj „krąży” w systemie nawet dwa lata. Dlatego konieczne jest usprawnienie ścieżki pacjenta, który z pierwszymi objawami udaje się do lekarza POZ. Niezbędne jest podniesienie wiedzy i czujności tej grupy profesjonalistów medycznych, aby pacjent z symptomami wskazującymi na SM, trafił jak najszybciej do poradni neurologicznej, w której powinno być zweryfikowane podejrzenie SM. Aby praca neurologów mogła być sprawniejsza, konieczne jest zmodyfikowanie pakietu badań diagnostycznych, które lekarz może zlecić już podczas pierwszej wizyty. Po potwierdzeniu diagnozy lub konieczności pogłębienia diagnostyki pacjent powinien trafić do poradni leczenia SM, czyli poradni neurologicznej, która specjalizuje się w leczeniu tej choroby. Takich ośrodków jest w Polsce dzisiaj ok. 130. Każda z nich ma doświadczenie w prowadzeniu pacjentów m.in. w pierwszej linii leczenia. Część z nich prowadzi dwa programy lekowe, zatem naturalnie są one centrami o najwyższym stopniu referencyjności, dysponują wysoce kompetentnym zespołem specjalistów doświadczonych w leczeniu SM wszystkimi dostępnymi i refundowanymi technologiami. To, czego im dzisiaj brakuje, to efektywnych pakietów diagnostycznych, które pozwoliłyby w trybie ambulatoryjnym prowadzić diagnostykę i leczenie większości pacjentów. Zakładamy, że zgodnie z koncepcją modelu skoordynowanego, Centra Kompleksowej Diagnostyki i Leczenia SM (CKDiL SM – ang. MS Care Unit) powinny dzielić się z ośrodkami pierwszo-liniowymi wiedzą i konsultować najtrudniejsze przypadki, pełnić rolę koordynatora regionalnego w obszarze leczenia i rehabilitacji oraz zapewnić m.in. dostęp pacjentów do infolinii. Taki model obserwujemy zarówno w onkologii, jak i w kardiologii; wszystkie rekomendacje w neurologii też zmierzają w tym kierunku. Bezwzględnym oczekiwaniem pacjentów byłoby rozszerzanie dostępu do technologii, które odbywałoby się w komforcie zarówno bezpieczeństwa finansowego, jak i kompetencyjnego. Uważamy, że powinien powstać dwustopniowy, zintegrowany model sieci regionalnej, który zapewniłby lepszą organizację i współpracę środowiska POZ, poradni neurologicznych ogólnych i ośrodków SM, w celu poprawy jakości opieki we wszystkich województwach. Być może specjalizacja ośrodków sprawi, że opieka nad pacjentami się skoncentruje, co może być z korzyścią dla pacjenta, bowiem będzie pod opieką doświadczonego zespołu. Kluczowymi czynnikami sukcesu w procesie zmian będzie przegląd / stworzenie pakietów diagnostycznych na obu poziomach opieki neurologicznej oraz rozwój opieki koordynowanej, do której niezbędny jest koordynator, który powinien być zatrudniony w każdym CKDiL SM. Myślę, że o tym też nie powinniśmy zapominać, szczególnie wtedy, kiedy zagospodarujemy technologie, które są kosztochłonne i lepsza organizacja opieki zwiększa ich efektywność – mówiła Gałązka-Sobotka.
O koncepcji leczenia pacjentów z SM w wysokospecjalistycznych ośrodkach przekonywała również Iwona Kasprzak, dyrektor Departamentu Gospodarki Lekami NFZ.
– Dążeniem Ministerstwa Zdrowia jest, aby pacjentami z SM zajmowały się ośrodki wysokospecjalistyczne i takie, które są centrami kompetencji. Pacjent miałby w nich zapewniony zarówno dostęp do pełnej diagnostyki, jak i poradni wyspecjalizowanych w leczeniu SM. Ograniczyłoby to liczbę placówek, które dziś mają tylko jedną linię leczenia. Przypomnijmy, że ośrodków pierwszoliniowych mamy obecnie 128, a drugoliniowych – 72. Jednocześnie musimy też terytorialnie zabezpieczyć pacjentom dostęp do leczenia, żeby w każdym województwie były przynajmniej od 1 do 3 ośrodków leczenia SM, w zależności od wielkości województwa. Dlatego należałoby sprawdzić, jak wygląda sytuacja w poszczególnych jednostkach oraz ilu pacjentów jest w nich leczonych. Mamy informacje, że są ośrodki, w których w ciągu roku jest leczonych zaledwie kilku pacjentów. Myślę, że jeśli wcześniej do tego tematu usiądziemy, przeanalizujemy dokładną sytuację, jaka jest obecnie w Polsce, to będziemy w stanie potencjalne ryzyko, które będzie się z tym wiązało zidentyfikować i wyeliminować. Będziemy też prowadzić rozmowy z placówkami, które w przyszłości potencjalnie tego kontraktu nie będą posiadały, aby żadna grupa pacjentów nie została dotknięta brakiem leczenia. Liczymy na to, że będą to dla pacjentów zmiany na lepsze – podkreśliła Iwona Kasprzak.
Najnowsze międzynarodowe rekomendacje leczenia SM
W czerwcu 2022 r., podczas kongresu Europejskiej Akademii Neurologii, który odbył się w Wiedniu, zostały zaprezentowane najnowsze rekomendacje dotyczące leczenia immunomodulującego, które są uaktualnieniem wcześniejszych rekomendacji z 2018 roku.
– Wśród przedstawionych rekomendacji chcielibyśmy zwrócić szczególną uwagę na zalecenie mówiące o tym, że wszystkie leki immunomodulujące powinny być włączane przez lekarzy neurologów z dużym doświadczeniem w ośrodkach, które mają pełną infrastrukturę. Jest to nawiązanie do rekomendowanych na świecie centrów doskonałości, jakimi w przypadku stwardnienia rozsianego są MS Care Unit jako formy najbardziej optymalnej organizacji opieki zdrowotnej – mówiła prof. Monika Adamczyk-Sowa.
Kolejna informacja dotyczy włączania interferonów oraz octanu glatirameru u pacjentów na poziomie pierwszego objawu klinicznie izolowanego (CIS), czyli zanim jeszcze nawet jest rozpoznane SM, co ma swoje uzasadnienie medyczne oraz naukowe i – jak pokazują badania – jest skuteczne.
Istotny jest też zapis mówiący o tym, żeby rozważyć wybór leku o wysokiej skuteczności na wczesnym etapie choroby, biorąc pod uwagę aktywność choroby – czy to kliniczną, czy rezonansową, a nie jedną lub drugą, ponieważ każda aktywność to przecież aktywność choroby.
W dokumencie tym jest również mowa o stosowaniu leków wysokoefektywnych u pacjentów, którzy już wcześniej stosowali terapie immunomodulujące. Jest zalecenie, żeby szybko i wcześnie stosować te leki przy nieskuteczności dotychczas stosowanych terapii. W przypadku kiedy te leki wysokoskuteczne nie działają, a taka sytuacja też może się zdarzyć, albo mają ryzyko działań niepożądanych, wtedy również powinniśmy przełączyć pacjenta na inny wysokoskuteczny lek.
– Bardzo istotna informacja dotyczy możliwości zastosowania interferonów beta oraz octanu glatirameru u pacjentek, które planują ciążę, są w ciąży albo karmią, by była możliwość bezpośredniego przełączenia z innych leków. Poza tym u pacjentów, którzy są leczeni natalizumabem i są stabilni, ale w grupie podwyższonego ryzyka, można rozważyć możliwość zastosowania sześciotygodniowych podań zamiast co cztery tygodnie, co zmniejsza ryzyko rozwoju PML. Odnośnie do natalizumabu – wiemy, że pojawiła się również możliwość podania podskórnego, co też jest formą bardzo dla pacjentów wygodną przy jednoczesnym zachowaniu 100 proc. compliance. I wreszcie na koniec możliwość wczesnego zastosowania terapii o wysokiej efektywności u pacjentów, którzy wymagają szybkiego efektu, szybkiego działania leku wysokoskutecznego. Wiemy bowiem, że część leków potrzebuje czasu, żeby zadziałała, ale są leki wysokoefektywne, które działają od razu i jedna z rekomendacji mówi o możliwości zastosowania takich terapii od początku – podkreśliła prof. Monika Adamczyk-Sowa.
– Rekomendacji jest oczywiście więcej. Bardzo duża ich część znajduje już zastosowanie w naszym polskim programie lekowym i są one na bieżąco uaktualniane zgodnie z rejestracją nowych leków. Wiemy, że bardzo dużo dobrego w Polsce w ostatnich latach w leczeniu SM się wydarzyło, a my chcemy postępować i leczyć zgodnie z najnowszą wiedzą i najnowszymi rekomendacjami. Jako Sekcja SM i Neuroimmunologii PTN pracujemy obecnie nad opracowaniem polskich wytycznych dotyczących leczenia – mówiła prof. Monika Adamczyk-Sowa.
Kiedy oczekiwane zmiany?
Zgodnie z zapowiedziami wiceministra zdrowia Macieja Miłkowskiego najprawdopodobniej już 1 listopada br. zostaną wprowadzone istotne zmiany w programach leczących SM – Byłby to jeden wspólny program lekowy z kilkoma liniami leczenia, przy czym dostęp do terapii pierwszo-liniowej u pacjentów nowo zdiagnozowanych pozostałby tak samo dobry, jak w obecnej chwili, a może nawet lepszy. Zostaną też rozważone najnowsze rekomendacje – zapewnia wiceminister Maciej Miłkowski.
– Jedna z proponowanych zmian to złagodzenie kryterium wejścia do 2 linii z 2 +2 na 1+1. Dotyczyłoby to wszystkich leków, które są dzisiaj dostępne w ramach terapii drugoliniowej. Druga rzecz, to oczekująca już 2 lata refundacja nowych terapii dla postaci wtórnie postępującej. Jak dotąd nie mamy dla tej grupy chorych leczenia i to musi się zmienić. Poza tym nowe leki, o których włączenie do I linii wnioskowano, zostaną włączone do II linii leczenia, ale jak wcześniej wspomniałem, w złagodzonych kryteriach. W ten sposób klinicyści i pacjenci otrzymają znacznie poszerzone możliwości leczenia w sytuacji wysokiej aktywności choroby. Mamy też w procedowaniu wniosek do II linii dotyczący terapii podskórnej. Na pewno nie będzie teraz włączany do programu lekowego ponesimod, jak i fumaran diroksymelu, które są na początkowym etapie. Szacowaliśmy kiedyś, że zrobimy duże zmiany w momencie, jak będziemy mieli oszczędności w systemie ochrony zdrowia. Tymczasem wejście produktów biopodobnych opóźnia się, gdyż wyjaśnienia wymagają zagadnienia wyłączności patentowej. W związku z tym, że planujemy połączyć dwa programy, proponujemy, aby zostały utworzone ośrodki, które będą je realizowały. Zależy nam na tym, żeby pacjenci z powodu braku specjalistów nie byli przetrzymywani na leczeniu pierwszo-liniowym, jeśli mają wskazania do II linii. Powinny to być ośrodki pełnoprofilowe, które są w stanie monitorować pacjenta, wykonać mu wszystkie badania, które mają konsultantów wymienionych w programie lekowym, takich jak okulista, kardiolog czy dermatolog.
Poszliśmy też pacjentom na rękę, wydłużając okres ich monitorowania do pół roku. Dotyczy to w szczególności tych pacjentów, którzy są leczeni kolejne lata tym samym lekiem i są w stanie stabilnym. Oczekujemy od AOTMiT odpowiedzi na pytania, jaka powinna być ścieżka leczenia w zakresie rzutowo-remisyjnej postaci SM odnośnie wprowadzenia leków wysokoefektywnych w I linii.
Przekazaliśmy wszystkim wnioskodawcom propozycje programu lekowego i czekamy na ich uwagi, które następnie przekażemy do AOTMiT. Negocjacje nadal trwają, ale żeby zrobić analizę szacunkową musimy znać ostateczne ceny. Dopiero wtedy będą podejmowane decyzje.
Jak do zmian odnoszą się pacjenci?
– Trudno mi się odnosić do jakości zmian, bo nie znam zapisów, które znajdują się w programie lekowym, o którym mówi pan minister. Od wielu lat mówimy o tym, że sposób rozwiązania problemów powinien należeć do przedstawicieli systemu i nauki, którzy wiedzą najlepiej, co zrobić, żeby pacjent został jak najszybciej zdiagnozowany i włączony do odpowiedniej terapii. To jest dla nas najważniejsze. Nie rozumiem jednak, dlaczego wciąż trzymamy się założenia, że muszą być jakieś kryteria. Naszym zdaniem najlepszym kryterium jest wiedza lekarza, który zna pacjenta i wie, w jakim jest stanie – czy należy go trzymać jeszcze w I linii, czy może należy wprowadzić ostrzejsze leki. Do tej pory najdroższymi terapiami, czyli tymi drugoliniowymi, zaczynamy leczyć zbyt późno, gdy choroba poczyniła już spustoszenia w organizmie osoby z SM. Jest to z perspektywy pacjenta mało logiczne. Czy nie lepiej, bazując na doświadczeniach i wiedzy lekarza, stosować je – jeżeli jest taka konieczność – od razu, aby utrzymać pacjenta w sprawności, aby mógł pozostać na rynku pracy oraz spełniać swoje społeczne i rodzinne funkcje? Czy zgodnie z zapisami programu musimy trzymać go i czekać, aż te zmiany nastąpią i dopiero, jak już będzie niepełnosprawność, zaczniemy stosować te wysokoefektywne terapie? Nie chciałbym pozostawić wrażenia, że Polskie Towarzystwo SM jest do proponowanych zmian negatywnie nastawione. Wręcz przeciwnie. Doceniamy każdy krok, który zmierza do poprawy sytuacji chorych na SM, i dialog, jaki się ostatnio pojawia. Takiego tempa zmian, jak mamy obecnie, do tej pory nie było, ale jeśli wprowadzać zmiany, to takie, które będą z korzyścią przede wszystkim dla pacjenta. – wyjaśnił Tomasz Połeć, prezes Polskiego Towarzystwa SM.
Do proponowanych przez Ministerstwo Zdrowia zmian optymistycznie odnosi się Malina Wieczorek, prezes Fundacji SM Walcz o Siebie.
– Myślę, że ta wrześniowa lista będzie dla pacjentów szczególnie istotna, ponieważ będzie zmierzała do tego, o czym mówimy od dawna, a mianowicie do personalizacji rzeczywistej leczenia. Przy czym ta personalizacja to dobór leku nie tylko pod względem klinicznym, lecz również pod względem tego, jak pacjent żyje, jaką ma pracę, plany związane z rodzicielstwem, czy ma choroby współistniejące albo niekorzystny wywiad rodzinny, który pewne leki może wykluczać. Dlatego potrzebujemy wachlarza leków, który cały czas zwiększamy. Bardzo cieszę się ze zmiany, według której włączenie do drugiej linii leczenia będzie miało mniej restrykcji. Jeśli osoba jest młoda, ze zmianami w określonych miejscach w mózgu i rdzeniu kręgowym, które się dynamicznie rozwijają i następują jedne po drugim, przechodzenie z leku łagodniejszego na bardziej zaawansowany powinno następować płynnie, bez przeszkód. Inaczej niepotrzebnie tracimy sprawność tej osoby, która jest nie do odzyskania. Niezwykle ważne jest też przejście na wygodną dla pacjentów podskórną formę podania leków, jak i wprowadzenie kontroli co sześć miesięcy. Odnośnie do pomysłu rezygnacji z niektórych ośrodków chciałabym zwrócić uwagę na to, że pacjenci nie mogą być z dnia na dzień postawieni w sytuacji, w której dany ośrodek przestaje funkcjonować. Mam obawy, że osoby dłużej leczone, bardziej zaawansowane wiekowo, mogłyby wówczas odstąpić od leczenia, zwłaszcza jeśli są to pacjenci z mniejszych miejscowości i wraz ze zmianą ośrodków pojawiłby się u nich problem mobilności. W związku z tym musimy bardzo dobrze tymi osobami pokierować i zadbać o cały proces przekierowania ich do innych ośrodków – powiedziała.
Debata pod tytułem „Rozszerzanie dostępu do skutecznej terapii SM – kolejny etap ewolucji programów lekowych w obliczu nowych wyzwań systemowych” odbyła się 4 lipca.