Precz z limitami: bydgoski eksperyment potwierdza, że są niepotrzebne
Autor: Małgosia Michalak
Data: 24.09.2014
Źródło: Violetta Kraskowska
Działy:
Aktualności w Onkologia
Aktualności
Od przyszłego roku mają wejść w życie ustawy z pakietu kolejkowo-onkologicznego. Jak w praktyce będzie wyglądało uwolnienie limitów? Centrum Onkologii w Bydgoszczy „ćwiczy” to we własnym zakresie od kilku lat. Problem w tym, że ani Ministerstwo Zdrowia ani NFZ nie chce skorzystać z tego doświadczenia.
Jeszcze tylko kilka tygodni i machina, która ma wydatnie zmniejszyć kolejki do specjalistów, ruszy na dobre. Znikną limity na leczenie nowotworów, jednak tylko tam, gdzie szpital dotrzyma terminów szybkiej diagnozy i szybko wdroży leczenie. Z kolei lekarz rodzinny zyska nowy oręż w walce z chorobą. Oto od stycznia 2015 roku będzie mógł wydawać Kartę Pacjenta Onkologicznego, która „otwiera wszystkie drzwi” do „bezkolejkowej” diagnostyki i leczenia. Takie rozwiązanie wydaje się idealne, zwłaszcza w kraju, w którym przypadku chorego na raka płuc od pierwszej wizyty u lekarza rodzinnego do rozpoczęcia leczenia upływa pół roku, a w przypadku raka piersi pięć miesięcy (według najnowszego raportu Watch Health Care "Onkobarometr"). Tylko czy operacja na żywym organizmie, jakim jest system opieki zdrowotnej ma szansę się powieść? Nie trzeba czekać do 2015 roku, aby się o tym przekonać.
Lista pionierów
Z 375 ośrodków zajmujących się w Polsce leczeniem onkologicznym, niektóre już przyjmują chorych bez względu na limity wynikające z kontraktu z NFZ. I tak na przykład na początku 2014 roku limity zniósł Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Kopernika w Łodzi. Dzięki temu skróciły się kolejki do badań takich jak rezonans magnetyczny, tomografia komputerowa, scyntygrafia, USG, czy endoskopia. Pacjenci Opolskiego Centrum Onkologii też praktycznie nie czekają na zabiegi chirurgiczne, chemioterapię czy radioterapię. Efekt uboczny? Tylko za pierwszy kwartał tego roku szpital ma już blisko milion złotych nadwykonań (świadczeń wykraczających poza kontrakt). Pionierem w „kredytowaniu” NFZ-u było Centrum Onkologii w Bydgoszczy, w którym kwota nadwykonań za pierwszy kwartał tego roku wyniosła już 2 mln zł.
– Do końca 2012 roku przyjmowaliśmy pacjentów bez ograniczeń. To stworzyło sytuację, że mieliśmy 90 mln zł niezapłaconych świadczeń – mówi dyrektor Centrum Zbigniew Pawłowicz. – Próbowałem rozmawiać z kujawsko-pomorskim oddziałem NFZ, żeby zawrzeć ugodę, by zapłacono połowę tych nadwykonań, a wtedy nadal pacjenci onkologiczni mieliby zapewnioną dostępność do leczenia. Fundusz się nie zgodził. Jednak pod koniec 2013 roku, po wielkiej burzy medialnej, kiedy posądzono nas o wyłudzenie 6,5 mln zł, jeszcze raz usiadłem z dyrektorem wojewódzkiego NFZ do stołu. Płatnik zarzucił nam, że wystawialiśmy rachunki za leczenie szpitalne, podczas gdy pacjentów przyjmowaliśmy w trybie ambulatoryjnym. Ostatecznie sprawę umorzono, bo przecież leczyliśmy pacjentów, tyle że nie tak jak chciał NFZ na pierwszym piętrze, tylko na parterze– wyjaśnia dyrektor bydgoskiego Centrum. W 2013 roku, w jego obronie wystąpił nawet Rzecznik Praw Obywatelskich, wyrażając tym samym sprzeciw wobec limitów na świadczenia onkologiczne – świadczenia ratujące życie pacjentom z chorobą nowotworową. Moja decyzja o uwolnieniu limitów w 2014 roku była możliwa dzięki temu, że Fundusz w przypadku dwóch spraw sądowych zaproponował ugodę. Na podstawie wyroku Sądu w sprawie nadwykonań za rok 2010 zawarliśmy ugodą z NFZ, w wyniku której Centrum Onkologii otrzymało kwotę 17 mln złotych.
Zrezygnować z pośrednictwa sądów
Ale czy właśnie o to chodzi, by świadczeniodawcy odzyskiwali pieniądze za pośrednictwem sądu? Konfederacja Lewiatan zwraca uwagę, że NFZ już uchwalił plan wydatków na przyszły rok i… nie uwzględnił w nim pakietu onkologicznego. A przecież o tym, jak długo trzeba czekać na diagnozę, decydują właśnie pieniądze z NFZ. Może się więc okazać, że ośrodki nie będą mogły odmówić podjęcia diagnostyki lub leczenia, ale po zapłatę zostaną zmuszone pójść do sądu.
Niedopracowane pozostają też przepisy dotyczące świadczeń towarzyszących jak np. pobytu pacjenta onkologicznego w hotelu przyszpitalnym zamiast na łóżku szpitalnym. – Rozwiązanie kolejek polega dzisiaj m.in. na tym, że płatnik musi wyjść na przeciw takim pomysłom jak nasz i umieć rozliczyć pobyt w naszym hotelu – mówi dyrektor bydgoskiego Centrum Onkologii Zbigniew Pawłowicz, w którym fukcjonuje też Park Aktywnej Rehabilitacji i Sportu, sale konferencyjne do wynajęcia, basen i fitness. – Właśnie na tym zarabiamy. Dla porównania za dobę na łóżku do radioterapii NFZ płaci ponad 400 zł, a doba w hotelu kosztuje 150 zł, a więc racjonalnym byłoby, żeby Fundusz zakontraktował w Centrum np. 20 procedur w hotelu. Niestety nie wie jak to zrobić, bo od 2008 roku nie ma odpowiednich kodów! Dlatego pacjent, wymagający pilnej radioterapii, który nie jest w stanie pokryć pełnych kosztów zakwaterowania wyjątkowo płaci u nas 75zł, a resztę dopłaca Centrum Onkologii – wyjaśnia dr Pawłowicz. Jednak taka sytuacja nie zapewnia pełnej dostępności do leczenia promieniami.
Czerwony dywanik versus kolędowanie
Wojewódzki oddział NFZ bał się eksperymentu w Bydgoszczy. Dla niego uwolnienie limitów oznaczało wygenerowanie olbrzymich kosztów na hospitalizację. Ale życie pokazało, że te w bydgoskim Centrum nie wzrosły. – Przesunąłem część pacjentów z hospitalizacji do leczenia ambulatoryjnego, nie pogarszając im jakości świadczeń. Dalej jest 300 łóżek i 95% wykorzystania tej bazy. Pacjentów przyjmujemy także w soboty i niedziele – mówi dyrektor Zbigniew Pawłowicz, któremu udało się dojść z płatnikiem do porozumienia. – Przekonałem NFZ, że powinniśmy przyjąć zasadę, taką jak w cywilizowanym świecie: rozpoznana choroba nowotworowa powinna być traktowana, jako przypadek nagły, a pacjent w ciągu 14 dni w ośrodku referencyjnym powinien mieć rozpoczęte leczenie. Z analizy, którą robimy od 2006 roku wynika jasno, że nie rodzi to dla płatnika dodatkowych kosztów, ponieważ pacjent onkologiczny zanim trafi do naszego ośrodka wcześniej leczony jest w dwóch a czasami nawet trzech miejscach, a NFZ musi za to płacić. Jeśli choremu rozwiniemy, jak to określam "czerwony dywanik" do naszego Centrum, to nie będzie on po drodze "kolędowany" przez inne placówki. One będą miały "niedowykonania", a płatnik rezerwę finansową – wyjaśnia dyrektor Pawłowicz.
Pełny tekst Violetty Kraskowskiej ukaże się w najbliższym numerze "Menedżera Zdrowia"
Lista pionierów
Z 375 ośrodków zajmujących się w Polsce leczeniem onkologicznym, niektóre już przyjmują chorych bez względu na limity wynikające z kontraktu z NFZ. I tak na przykład na początku 2014 roku limity zniósł Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Kopernika w Łodzi. Dzięki temu skróciły się kolejki do badań takich jak rezonans magnetyczny, tomografia komputerowa, scyntygrafia, USG, czy endoskopia. Pacjenci Opolskiego Centrum Onkologii też praktycznie nie czekają na zabiegi chirurgiczne, chemioterapię czy radioterapię. Efekt uboczny? Tylko za pierwszy kwartał tego roku szpital ma już blisko milion złotych nadwykonań (świadczeń wykraczających poza kontrakt). Pionierem w „kredytowaniu” NFZ-u było Centrum Onkologii w Bydgoszczy, w którym kwota nadwykonań za pierwszy kwartał tego roku wyniosła już 2 mln zł.
– Do końca 2012 roku przyjmowaliśmy pacjentów bez ograniczeń. To stworzyło sytuację, że mieliśmy 90 mln zł niezapłaconych świadczeń – mówi dyrektor Centrum Zbigniew Pawłowicz. – Próbowałem rozmawiać z kujawsko-pomorskim oddziałem NFZ, żeby zawrzeć ugodę, by zapłacono połowę tych nadwykonań, a wtedy nadal pacjenci onkologiczni mieliby zapewnioną dostępność do leczenia. Fundusz się nie zgodził. Jednak pod koniec 2013 roku, po wielkiej burzy medialnej, kiedy posądzono nas o wyłudzenie 6,5 mln zł, jeszcze raz usiadłem z dyrektorem wojewódzkiego NFZ do stołu. Płatnik zarzucił nam, że wystawialiśmy rachunki za leczenie szpitalne, podczas gdy pacjentów przyjmowaliśmy w trybie ambulatoryjnym. Ostatecznie sprawę umorzono, bo przecież leczyliśmy pacjentów, tyle że nie tak jak chciał NFZ na pierwszym piętrze, tylko na parterze– wyjaśnia dyrektor bydgoskiego Centrum. W 2013 roku, w jego obronie wystąpił nawet Rzecznik Praw Obywatelskich, wyrażając tym samym sprzeciw wobec limitów na świadczenia onkologiczne – świadczenia ratujące życie pacjentom z chorobą nowotworową. Moja decyzja o uwolnieniu limitów w 2014 roku była możliwa dzięki temu, że Fundusz w przypadku dwóch spraw sądowych zaproponował ugodę. Na podstawie wyroku Sądu w sprawie nadwykonań za rok 2010 zawarliśmy ugodą z NFZ, w wyniku której Centrum Onkologii otrzymało kwotę 17 mln złotych.
Zrezygnować z pośrednictwa sądów
Ale czy właśnie o to chodzi, by świadczeniodawcy odzyskiwali pieniądze za pośrednictwem sądu? Konfederacja Lewiatan zwraca uwagę, że NFZ już uchwalił plan wydatków na przyszły rok i… nie uwzględnił w nim pakietu onkologicznego. A przecież o tym, jak długo trzeba czekać na diagnozę, decydują właśnie pieniądze z NFZ. Może się więc okazać, że ośrodki nie będą mogły odmówić podjęcia diagnostyki lub leczenia, ale po zapłatę zostaną zmuszone pójść do sądu.
Niedopracowane pozostają też przepisy dotyczące świadczeń towarzyszących jak np. pobytu pacjenta onkologicznego w hotelu przyszpitalnym zamiast na łóżku szpitalnym. – Rozwiązanie kolejek polega dzisiaj m.in. na tym, że płatnik musi wyjść na przeciw takim pomysłom jak nasz i umieć rozliczyć pobyt w naszym hotelu – mówi dyrektor bydgoskiego Centrum Onkologii Zbigniew Pawłowicz, w którym fukcjonuje też Park Aktywnej Rehabilitacji i Sportu, sale konferencyjne do wynajęcia, basen i fitness. – Właśnie na tym zarabiamy. Dla porównania za dobę na łóżku do radioterapii NFZ płaci ponad 400 zł, a doba w hotelu kosztuje 150 zł, a więc racjonalnym byłoby, żeby Fundusz zakontraktował w Centrum np. 20 procedur w hotelu. Niestety nie wie jak to zrobić, bo od 2008 roku nie ma odpowiednich kodów! Dlatego pacjent, wymagający pilnej radioterapii, który nie jest w stanie pokryć pełnych kosztów zakwaterowania wyjątkowo płaci u nas 75zł, a resztę dopłaca Centrum Onkologii – wyjaśnia dr Pawłowicz. Jednak taka sytuacja nie zapewnia pełnej dostępności do leczenia promieniami.
Czerwony dywanik versus kolędowanie
Wojewódzki oddział NFZ bał się eksperymentu w Bydgoszczy. Dla niego uwolnienie limitów oznaczało wygenerowanie olbrzymich kosztów na hospitalizację. Ale życie pokazało, że te w bydgoskim Centrum nie wzrosły. – Przesunąłem część pacjentów z hospitalizacji do leczenia ambulatoryjnego, nie pogarszając im jakości świadczeń. Dalej jest 300 łóżek i 95% wykorzystania tej bazy. Pacjentów przyjmujemy także w soboty i niedziele – mówi dyrektor Zbigniew Pawłowicz, któremu udało się dojść z płatnikiem do porozumienia. – Przekonałem NFZ, że powinniśmy przyjąć zasadę, taką jak w cywilizowanym świecie: rozpoznana choroba nowotworowa powinna być traktowana, jako przypadek nagły, a pacjent w ciągu 14 dni w ośrodku referencyjnym powinien mieć rozpoczęte leczenie. Z analizy, którą robimy od 2006 roku wynika jasno, że nie rodzi to dla płatnika dodatkowych kosztów, ponieważ pacjent onkologiczny zanim trafi do naszego ośrodka wcześniej leczony jest w dwóch a czasami nawet trzech miejscach, a NFZ musi za to płacić. Jeśli choremu rozwiniemy, jak to określam "czerwony dywanik" do naszego Centrum, to nie będzie on po drodze "kolędowany" przez inne placówki. One będą miały "niedowykonania", a płatnik rezerwę finansową – wyjaśnia dyrektor Pawłowicz.
Pełny tekst Violetty Kraskowskiej ukaże się w najbliższym numerze "Menedżera Zdrowia"