Specjalizacje, Kategorie, Działy
Szymon Czerwiński

Pacjent z przewlekłą niewydolnością żylną w gabinecie POZ ►

Udostępnij:

– 80 proc. pacjentów z przewlekłą chorobą żylną trafia do gabinetów podstawowej opieki zdrowotnej. Ważne zatem, żeby lekarz wiedział, jak zdiagnozować chorobę, określić jej zaawansowanie, a także potrafił zastosować leczenie z zastosowaniem kompresjoterapii i mądrej farmakoterapii – powiedział prof. Jarosław Drobnik.

Podczas kongresu Top Medical Trends 2025 zapytaliśmy prof. dr. hab. n. med. Jarosława Drobnika, wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej, w jaki sposób leczenie przewlekłej choroby żylnej można rozpocząć w gabinecie POZ.

Poniżej nagranie rozmowy, pod wideo spisana wypowiedź eksperta.

– Większość pacjentów, a także część lekarzy, podchodzi do przewlekłej choroby żylnej jako do problemu estetycznego. Tymczasem jest poważny problem kliniczny z jednej strony związany z chorobą żył i z tym, że ich funkcja powoli spada. Zapominamy, że w żyłach jest ciśnienie. O nadciśnieniu tętniczym mówimy ciągle, a zapominamy, że mamy ciśnienie żylne – powiedział prof. Jarosław Drobnik.

– Bardzo ważnymi czynnikami przyspieszającymi chorobotwórcze procesy i pogarszającymi rokowanie jest nadwaga, otyłość, cukrzyca, brak aktywności fizycznej, długotrwałe przebywanie w pozycji siedzącej lub stojącej. Jeżeli te elementy się nakładają, dochodzi do uszkodzenia układu zastawkowego w naczyniach, więc  krew nie może płynąć tak, jak powinna. Z drugiej strony uszkadza się śródbłonek, dochodzi do wyrzutu mediatorów prozapalnych i powstaje stan zapalny, w związku z czym wzrasta ryzyko zakrzepowo-zatorowe, które jest bardzo poważnym czynnikiem ryzyka udarów – wyjaśnił.

Jest kilka stadiów przewlekłej niewydolności żylnej.

– Jeżeli pacjent znajduje się w stadium C2 albo C3, czyli zaawansowanym, wówczas możemy chorobę zatrzymać, ale cofnąć jej już się nie da. I niezwykle ważne jest to, żeby miał świadomość powikłań i konsekwencji klinicznych. Bardzo ważna jest w tym rola lekarza POZ. Szacuje się, że około 80 proc. pacjentów w różnym stadium przewlekłej choroby żylnej trafia do lekarza POZ. Badania populacyjne pokazują, że w krajach zachodnich problem ten może dotyczyć prawie 90 proc. populacji, a na pewno ponad 70 procent populacji po sześćdziesiątym piątym roku życia. Jest to zatem ogromne wyzwanie – wskazał prof. Drobnik.

Niestety często pacjenci, ignorując pierwsze objawy, trafiają do lekarza w dużo bardziej zaawansowanym stanie, kiedy już pojawiają się zmiany troficzne, przebarwienia skóry. Często problemy te korelują z miażdżycą i z cukrzycą, a lekarze często widzą cukrzycę, jest problem także z przewlekłą niewydolnością żylną.

– Dobrze byłoby, gdybyśmy wyłapywali pacjentów w stadium C1, a nawet C2. Diagnostyka jest prosta – potrzebny jest dobrze zabrany wywiad, zbadania pacjenta, podczas którego należy zmierzyć ciśnienie, obwody w pozycji stojącej, później leżącej itd. Jeżeli na tym etapie wyłapiemy pacjenta i zaczniemy odpowiednio interweniować, to mamy szansę na 60-, a nawet 80-procentowe ustąpienia objawów i zatrzymanie tego procesu – zauważył ekspert.

Pacjent powinien poznać trzy zasady, na których może zbudować sukces.

– Pierwsza to aktywność fizyczna. Mięsień działa jak naturalna pompa, wiec pacjent musi się ruszać. W pracy od czasu do czasu wstać, przejść, zrobić kilka ćwiczeń. Druga to kompresjoterapia, która jest fundamentalna dla powodzenia leczenia przewlekłej niewydolności żylnej. A trzecia to mądra farmakoterapia. Jeżeli te trzy elementy połączymy razem, to mamy sukces – stwierdził prof. Drobnik.

Tu tkwią niestety pułapki.

– Jeśli pacjent ma obrzęki i żylaki, które go bolą, ma skurcze, trudno jest go zmusić do ruchu. Mamy zatem mechanizm błędnego koła. Jak nie nałożymy kompresjoterapii, to z leczenia też nic nie wyniknie. I tu również jest problem, bo często pacjent dostaje informację: „Proszę sobie kupić wyrób medyczny kompresyjny pierwszego albo drugiego stopnia”, więc idzie i kupuje byle co w aptece. Nie jest to dobrze dobrane, brzydko wygląda, nie oddycha, swędzi itd. Pacjent ma więc złe doświadczenia, i tylko 20 proc. z nich kontynuuje takie leczenie – powiedział.

– Tymczasem nowoczesna kompresjoterapia przede wszystkim zapewnia odpowiedni poziom kompresji (oczywiście zanim ją zastosujemy, trzeba pacjenta zbadać i zmierzyć), ale jest to także wyrób estetyczny, oddycha, nie drażni. Ja nawet czasami pacjentkom mówię, że można w takich pończochach wyglądać seksownie, co jest nie bez znaczenia w jakości naszego życia – dodał specjalista.

Często pojawia się argument finansowy.

– Trzeba zapłacić czasami nawet kilkaset złotych za taką pończochę. Niby dużo, ale jeżeli przyjmiemy, że posłuży efektywnie przynajmniej przez 6 miesięcy, ładnie wygląda, a jednocześnie bardzo istotnie poprawia jakość życia i wpływa na komfort naszych nóg, to czy to drogo? Czasami kompresjoterapia jest stosowana tam, gdzie są duże czynniki ryzyka, np. w pracy, kiedy ciągle siedzimy, albo gdy odbywamy dłuższą podróż. Taki wyrób służy miesiącami, a czasami latami. Ja dużo latam, często kilka, czasem kilkanaście godzin spędzam w samolocie. Zakładam wówczas ładne, kolorowe podkolanówki, które chowają się pod spodniami, wychodzę z samolotu i z dużym komfortem dalej funkcjonuję. To naprawdę działa – przekonywał.

– Ogromnie ważna jest mądra farmakoterapia. Ona musi być, ale nie taka, że pacjent sobie weźmie coś z reklamy. Lek ma być dobrze dobrany przez lekarza, z uwzględnieniem różnych czynników ryzyka – podsumował prof. Jarosław Drobnik.

Przeczytaj także: „Nowe wytyczne w leczeniu wrzodziejącego zapalenia jelita grubego”.

Menedzer Zdrowia youtube

 
Szymon Czerwiński
© 2025 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.