Fot. Arch. NIL

Awantura o czerwonych

Udostępnij:
Liczne media coraz szerzej informują o narastającym problemie „czerwonych”, których nikt nie chce. I nie jest to realizacja niezbyt miłej przyśpiewki niektórych krewkich antykomunistów, że już niebawem „na drzewach, zamiast liści, będą wisieć…”.
Chodzi po prostu o to, że, według niektórych doniesień nawet dwa miliony Polaków mają w słynnym eWUŚ status nieuprawnionych do świadczeń opieki zdrowotnej w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego.

Kim są ci „palący się na czerwono” pacjenci pojawiający się w placówkach opieki zdrowotnej? Okazuje się, że trudno nawet odpowiedzieć na to pytanie. Mogą to być osoby rzeczywiście nieubezpieczone, które powinny zgodnie z prawem płacić za opiekę zdrowotną, ale również osoby, których status w eWUŚ jest wynikiem czyjegoś niedopatrzenia lub pomyłki, prawdopodobnie stanowiące większość tej grupy. I tak są tu noworodki, którym nie nadano jeszcze numeru PESEL, matki na urlopach macierzyńskich, pracownicy na długich zwolnieniach chorobowych, dorosła młodzież ucząca się i studiująca, osoby, które ostatnio zmieniły pracę lub przeszły na rentę albo emeryturę, i Pan Bóg raczy wiedzieć, kto jeszcze. Sprawa byłaby po prostu śmieszna, gdyby nie to, że jest straszna: za opiekę nad tymi osobami NFZ nie płaci placówkom medycznym.

Polska jest krajem, którego konstytucja gwarantuje „każdemu prawo do ochrony zdrowia, a wszystkim obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, zapewnia równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”. Czy wobec tego eWUŚ to nie supernarzędzie, które – jak w starym dowcipie – służy do rozwiązywania problemu nieznanego nigdzie indziej (który samemu stworzyło się wcześniej)? Dzisiejszy minister zdrowia i niedzisiejsza już prezes NFZ, wprowadzając ten system, prezentowali go jako szczyt osiągnięć informatyki. Dziś widać, że cała sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana.

Warto zadać więc ponownie pytanie podstawowe: czy zasada uprawnienia do świadczeń oparta na zapłaceniu składki na powszechne ubezpieczenie zdrowotne, albo szerzej: czy zasada dzielenia Polaków na uprawnionych i nieuprawnionych do korzystania ze świadczeń opieki zdrowotnej w publicznym systemie ochrony zdrowia – to dobre rozwiązanie? Skutki dla obywateli bywają groźne. Ci, którzy finansowo mają się dobrze i mimo to nie mają ubezpieczenia zdrowotnego (zdecydowana mniejszość), jakoś sobie poradzą. Ci, którzy są nieuprawnieni, a jednocześnie biedni (i to nie tylko skrajnie biedni czy bezdomni, lecz także tysiące młodych ludzi pracujących na ustnych lub śmieciowych umowach), w wielu sytuacjach mogą mieć utrudniony dostęp do opieki zdrowotnej...

Pełny tekst Konstantego Radziwiłła ukazał się w najnowszym numerze "Menedżera Zdrowia".
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.