Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Cieszyński: Dlaczego zapisałem się do PiS? Najbliżej było mi do tej partii i jej wartości
Tagi: | Janusz Cieszyński |
- Ale zapisałem się w 2012 roku, więc trudno posądzić mnie o polityczny koniunkturalizm. Od 2015 roku współpracowałem z premierem Morawieckim, a potem z profesorem Szumowskim - przyznaje wiceminister Janusz Cieszyński. Mówi też o pracy w resorcie i o tym, że nie przeraża go to, jak wiele osób nie wytrzymało presji, będąc zatrudnionym w Ministerstwie Zdrowia.
- Był pan w biznesie i miał pan spokój, a poszedł pan do resortu, gdzie o niego trudno. Dlaczego? – pyta „Rzeczpospolita”, a wiceminister Cieszyński odpowiada: - Nigdy nie robiłem tak ciekawych rzeczy jak teraz. Mam świetny zespół i pokazujemy, że to, co wydawało się niemożliwe, jest jednak do zrobienia. Kiedyś podczas posiedzenia Komisji Zdrowia jeden z posłów opozycji podszedł do mnie i powiedział, że głosują "za", bo i tak się nam nie uda. Udało się. To była jedna z ustaw, które dotyczyły e-zdrowia.
Wiceminister mówi też o tym, czy nie przeraża go to, jak wiele osób nie wytrzymało presji, pracując w Ministerstwie Zdrowia.
- Jak się ma 31 lat, to trudno być przerażonym wizją zmęczenia czy wypalenia. Jestem wdzięczny ministrowi Szumowskiego, że mi zaufał – mówi Cieszyński.
"Rzeczpospolita" komentuje, że szef Ministerstwa Zdrowia zaufał Cieszyńskiego, bo jest członkiem partii.
- Do PiS zapisałem się w 2012 roku, więc trudno posądzić mnie o polityczny koniunkturalizm. Od 2015 roku współpracowałem z premierem Morawieckim, a potem z profesorem Szumowskim - przyznaje Cieszyński i odpowiada na pytanie, dlaczego zapisał się do PiS.
- Najbliżej było mi właśnie do tej partii i jej wartości. Poza tym zawsze interesowałem się życiem publicznym. Pamiętam jedną z ostatnich rozmów z moim dziadkiem, o którym Bogdan Zdrojewski mówił niedawno jako o swoim kontrkandydacie na stanowisko prezydenta Wrocławia z ramienia Solidarności. Był już śmiertelnie chory i wspomniał, że miał marzenie, by zostać ministrem przemysłu, i nie udało mu się go spełnić. Cieszę się, że mi częściowo udało się zbliżyć do tego, o czym on marzył. Chodzi o to, by pracować dla Polski i robić rzeczy, które uważa się za słuszne.
„Rzeczpospolita” pyta o to, czym się różni praca w korporacji od pracy w rządzie.
- Jednym i drugim rządzą podobne zasady. Gdy przychodziłem do pracy w korporacji, na pierwszy komputer czekałem dwa tygodnie, a gdy trafiłem do poprzedniego ministerstwa, w którym pracowałem, to też usłyszałem, że czeka się dwa tygodnie. Korporacja uczy strukturyzować problemy i funkcjonować w pewnych ramach. W dążeniu do porządkowania rzeczywistości administracja osiągnęła mistrzostwo świata albo poszła nawet kilka kroków za daleko, ale to ma swój sens. To sprawia, że państwo trwa.
Cieszyński o raportowaniu do godziny 10
- Codzienne raporty są zbyt dużym kłopotem dla lekarzy i zarządzających placówkami ochrony zdrowia, dla tych, którzy muszą informować Narodowy Fundusz Zdrowia o czasie oczekiwania na wizytę u specjalisty lub na zabieg. Mają powody do radości, resort zapowiada zmiany - poinformowaliśmy 23 lipca 2019.
- Odpowiadając na postulaty zarządzających placówkami, usuwamy z przepisu wymóg przesłania danych do godz. 10 rano – powiedział wiceminister Janusz Cieszyński w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną". Podkreślił, że resort jednak nie chce całkiem odpuszczać i przekonuje, że wraz z rozwojem informatyzacji codzienne raportowanie będzie łatwiejsze.
O co chodzi i dlaczego zmiana się nie podoba?
- Od 1 lipca placówki ochrony zdrowia muszą raportować do NFZ czas oczekiwania na wizytę u specjalisty lub na zabieg. Do godz. 10 w każdy dzień roboczy są zobowiązane wysyłać informacje o pierwszym wolnym terminie udzielenia świadczenia według stanu na koniec dnia poprzedniego. Pacjenci mogą się cieszyć, dla przedstawicieli szpitali i przychodni to kłopot - poinformowaliśmy na początku lipca 2019 r.
- Codzienne raportowanie pierwszego wolnego terminu przy kłopotach kadrowych jest nierealne – przyznała Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, a Tomasz Adam, prezes zarządu Escalar Sp. z o.o., firmy specjalizującej się w doradztwie w zakresie rozliczeń i współpracy z NFZ, podał przykład. - U jednego ze świadczeniodawców, z którymi współpracujemy, realizującego umowy z NFZ w wielu zakresach, generowanie raportu trwa w systemie lokalnym około półtorej godziny. Dochodzi do absurdów, osoba odpowiedzialna za raportowanie zaczyna pracę po godz. 7 i… ma nadzieję, że podczas tworzenia tego pliku nie zdarzą się błędy techniczne i proces nie zostanie przerywany. Oznacza to, że pracownik ma w praktyce dwie lub trzy próby, żeby zdążyć do 10 – opisał Tomasz Adam.
- Każdorazowe zmiany w systemie informatycznym świadczeniodawców będą powodowały kłopoty techniczne, wynikające ze skomplikowanych procesów integracji systemów IT w publicznej ochronie zdrowia. Przekazywanie informacji statystyczno-rozliczeniowych odbywa się bowiem na zasadzie wymiany danych i każda zmiana wersji systemu stwarza ryzyko, że nagle coś przestanie działać – powiedział Tomasz Adam w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”. Podkreślił, że w przyszłości codzienne przekazywanie informacji o pierwszym wolnym terminie jest możliwe, ale wymaga wprowadzenia przez NFZ rozwiązań pozwalających na bezpośrednią integrację systemów.
Kłopoty dostrzegł też Szczepan Cofta, przewodniczący Polskiej Unii Szpitali Klinicznych i dyrektor Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.
- Zwracamy się o pilne zawieszenie konieczności sprawozdawania pierwszego wolnego terminu udzielania świadczeń w trybie codziennym - zaapelował Szczepan Cofta w liście adresowanym do ministra Łukasza Szumowskiego. Napisał, że to kolejne obciążenie administracji, które jednoznacznie skutkuje kolejnym wzrostem kosztów pracy z uwagi na konieczność dodatkowego opłacenia lub zatrudnienia pracowników, którzy będą wypełniać obowiązek sprawozdawczy w dni wolne od pracy. - Nowy wymóg to ewidentny przykład nadmiernej biurokratyzacji, w żaden sposób nie przyczyni się do rzeczywistej poprawy rzetelności przekazywania informacji, a wręcz powoduje, że dane nie będą mogły być odpowiednio weryfikowane - wyjaśnił Cofta.
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
Wiceminister mówi też o tym, czy nie przeraża go to, jak wiele osób nie wytrzymało presji, pracując w Ministerstwie Zdrowia.
- Jak się ma 31 lat, to trudno być przerażonym wizją zmęczenia czy wypalenia. Jestem wdzięczny ministrowi Szumowskiego, że mi zaufał – mówi Cieszyński.
"Rzeczpospolita" komentuje, że szef Ministerstwa Zdrowia zaufał Cieszyńskiego, bo jest członkiem partii.
- Do PiS zapisałem się w 2012 roku, więc trudno posądzić mnie o polityczny koniunkturalizm. Od 2015 roku współpracowałem z premierem Morawieckim, a potem z profesorem Szumowskim - przyznaje Cieszyński i odpowiada na pytanie, dlaczego zapisał się do PiS.
- Najbliżej było mi właśnie do tej partii i jej wartości. Poza tym zawsze interesowałem się życiem publicznym. Pamiętam jedną z ostatnich rozmów z moim dziadkiem, o którym Bogdan Zdrojewski mówił niedawno jako o swoim kontrkandydacie na stanowisko prezydenta Wrocławia z ramienia Solidarności. Był już śmiertelnie chory i wspomniał, że miał marzenie, by zostać ministrem przemysłu, i nie udało mu się go spełnić. Cieszę się, że mi częściowo udało się zbliżyć do tego, o czym on marzył. Chodzi o to, by pracować dla Polski i robić rzeczy, które uważa się za słuszne.
„Rzeczpospolita” pyta o to, czym się różni praca w korporacji od pracy w rządzie.
- Jednym i drugim rządzą podobne zasady. Gdy przychodziłem do pracy w korporacji, na pierwszy komputer czekałem dwa tygodnie, a gdy trafiłem do poprzedniego ministerstwa, w którym pracowałem, to też usłyszałem, że czeka się dwa tygodnie. Korporacja uczy strukturyzować problemy i funkcjonować w pewnych ramach. W dążeniu do porządkowania rzeczywistości administracja osiągnęła mistrzostwo świata albo poszła nawet kilka kroków za daleko, ale to ma swój sens. To sprawia, że państwo trwa.
Cieszyński o raportowaniu do godziny 10
- Codzienne raporty są zbyt dużym kłopotem dla lekarzy i zarządzających placówkami ochrony zdrowia, dla tych, którzy muszą informować Narodowy Fundusz Zdrowia o czasie oczekiwania na wizytę u specjalisty lub na zabieg. Mają powody do radości, resort zapowiada zmiany - poinformowaliśmy 23 lipca 2019.
- Odpowiadając na postulaty zarządzających placówkami, usuwamy z przepisu wymóg przesłania danych do godz. 10 rano – powiedział wiceminister Janusz Cieszyński w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną". Podkreślił, że resort jednak nie chce całkiem odpuszczać i przekonuje, że wraz z rozwojem informatyzacji codzienne raportowanie będzie łatwiejsze.
O co chodzi i dlaczego zmiana się nie podoba?
- Od 1 lipca placówki ochrony zdrowia muszą raportować do NFZ czas oczekiwania na wizytę u specjalisty lub na zabieg. Do godz. 10 w każdy dzień roboczy są zobowiązane wysyłać informacje o pierwszym wolnym terminie udzielenia świadczenia według stanu na koniec dnia poprzedniego. Pacjenci mogą się cieszyć, dla przedstawicieli szpitali i przychodni to kłopot - poinformowaliśmy na początku lipca 2019 r.
- Codzienne raportowanie pierwszego wolnego terminu przy kłopotach kadrowych jest nierealne – przyznała Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, a Tomasz Adam, prezes zarządu Escalar Sp. z o.o., firmy specjalizującej się w doradztwie w zakresie rozliczeń i współpracy z NFZ, podał przykład. - U jednego ze świadczeniodawców, z którymi współpracujemy, realizującego umowy z NFZ w wielu zakresach, generowanie raportu trwa w systemie lokalnym około półtorej godziny. Dochodzi do absurdów, osoba odpowiedzialna za raportowanie zaczyna pracę po godz. 7 i… ma nadzieję, że podczas tworzenia tego pliku nie zdarzą się błędy techniczne i proces nie zostanie przerywany. Oznacza to, że pracownik ma w praktyce dwie lub trzy próby, żeby zdążyć do 10 – opisał Tomasz Adam.
- Każdorazowe zmiany w systemie informatycznym świadczeniodawców będą powodowały kłopoty techniczne, wynikające ze skomplikowanych procesów integracji systemów IT w publicznej ochronie zdrowia. Przekazywanie informacji statystyczno-rozliczeniowych odbywa się bowiem na zasadzie wymiany danych i każda zmiana wersji systemu stwarza ryzyko, że nagle coś przestanie działać – powiedział Tomasz Adam w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”. Podkreślił, że w przyszłości codzienne przekazywanie informacji o pierwszym wolnym terminie jest możliwe, ale wymaga wprowadzenia przez NFZ rozwiązań pozwalających na bezpośrednią integrację systemów.
Kłopoty dostrzegł też Szczepan Cofta, przewodniczący Polskiej Unii Szpitali Klinicznych i dyrektor Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.
- Zwracamy się o pilne zawieszenie konieczności sprawozdawania pierwszego wolnego terminu udzielania świadczeń w trybie codziennym - zaapelował Szczepan Cofta w liście adresowanym do ministra Łukasza Szumowskiego. Napisał, że to kolejne obciążenie administracji, które jednoznacznie skutkuje kolejnym wzrostem kosztów pracy z uwagi na konieczność dodatkowego opłacenia lub zatrudnienia pracowników, którzy będą wypełniać obowiązek sprawozdawczy w dni wolne od pracy. - Nowy wymóg to ewidentny przykład nadmiernej biurokratyzacji, w żaden sposób nie przyczyni się do rzeczywistej poprawy rzetelności przekazywania informacji, a wręcz powoduje, że dane nie będą mogły być odpowiednio weryfikowane - wyjaśnił Cofta.
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.