Czy protest rezydentów jest polityczny? Oczywiście, że tak
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 25.10.2017
Źródło: BL
Nie może być inaczej w kraju, gdzie w zdrowiu decyzją polityka jest wszystko: od wysokości składki, poprzez pensje i wskazanie szpitali, które dostają do sieci. W tej sytuacji w zdrowiu byle kichnięcie to sprawa polityczna, czy się tego chce, czy nie.
Politycy sami na siebie ukręcili ten bicz i pracowali na ten stan rzeczy przez ostatnich kilkanaście lat. W rezultacie stopień kontroli politycznej nad ochroną zdrowia jest znacznie większy niż np. nad wojskiem, policją czy służbami specjalnymi. Zakres ingerencji dotyczy przecież nawet… obsad pielęgniarskich. Nie do pomyślenia w innych dziedzinach gospodarki czy działalności publicznej. Na dodatek obecny rząd zapowiada, że w proces upolitycznienia decyzji w zdrowiu brnąć będzie dalej.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że protest siłą rzeczy nabrał charakteru politycznego, choć rezydenci bardzo chcieli tego uniknąć. Można zadbać jedynie o to, by unikać opowiadania się po którejkolwiek stronie partyjnej, o co akurat rezydenci dbają po równo krytykując rząd, jak i opozycję.
Janusz Atłachowicz, dyrektor Szpitala Powiatowego w Wieluniu:
- W ochronie zdrowia stajemy wobec lawinowo rosnącej liczby rozporządzeń, zarządzeń instrukcji i innych decyzji podejmowanych przez ciała polityczne. Wysokość składki, a więc określenie czym dysponować będzie ochrona zdrowia – to decyzja polityka. Sposób ich podziału na szpitale – tak samo. Który lek będzie refundowany, ile zarobi pielęgniarka, który oddział otrzyma ryczałt, który nie – tak samo. Pomału przestajemy czuć się dyrektorami, a zaczynamy administratorami.
Dla nas to trudne, ale trudne dla samych polityków. Bo skoro w tak jednoznaczny sposób biorą na siebie odium podejmowania decyzji, od węzłowych po drobne szczególiki, tym samym biorą na siebie odpowiedzialność za ich skutki, także złe. A o nie właśnie dość łatwo, w sytuacji gdy jednym zarządzeniem usiłuje się „uszczęśliwić na siłę” tak różne jednostki jak np. wielki stołeczny instytut i mały powiatowy szpital. Skoro politycy tak chętnie narzucają swoje rozwiązanie tłumiąc samodzielność – siłą rzeczy muszą za nie ponosić odpowiedzialność. I właśnie ponoszą.
Krzysztof Kuszewski, były wiceminister zdrowia, niezależny ekspert:
- To, aby sprawę zdrowia uczynić publiczną, choć nie polityczną leżało u podstaw reformy rządu Buzka. Jej autorzy uznali, że anomalię upolitycznienia ochrony zdrowia należy maksymalnie ukrócić. Zmniejszyć, bo przecież tak do końca zlikwidować nie sposób.
Reformę wprowadzono, a potem… już było tylko gorzej. I wpływ na ten stan rzeczy miały w zasadzie wszystkie kolejne rządy dokładały swoje cegiełki do dzieła upolitycznienia ochrony zdrowia. Spore zasługi na tym polu położył Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia w rządzie PO, do końca likwidując niezależność NFZ. Obecny rząd zapowiada jednak, że upolitycznieniu ochrony zdrowia stawiać będzie kolejne kroki, że będziemy mieli nie ochronę, a służbę zdrowia. Co to oznacza? Między innymi to, że wzrośnie rola polityków, a wraz z nią odpowiedzialność, a każdy spór zyska polityczny wymiar.
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że protest siłą rzeczy nabrał charakteru politycznego, choć rezydenci bardzo chcieli tego uniknąć. Można zadbać jedynie o to, by unikać opowiadania się po którejkolwiek stronie partyjnej, o co akurat rezydenci dbają po równo krytykując rząd, jak i opozycję.
Janusz Atłachowicz, dyrektor Szpitala Powiatowego w Wieluniu:
- W ochronie zdrowia stajemy wobec lawinowo rosnącej liczby rozporządzeń, zarządzeń instrukcji i innych decyzji podejmowanych przez ciała polityczne. Wysokość składki, a więc określenie czym dysponować będzie ochrona zdrowia – to decyzja polityka. Sposób ich podziału na szpitale – tak samo. Który lek będzie refundowany, ile zarobi pielęgniarka, który oddział otrzyma ryczałt, który nie – tak samo. Pomału przestajemy czuć się dyrektorami, a zaczynamy administratorami.
Dla nas to trudne, ale trudne dla samych polityków. Bo skoro w tak jednoznaczny sposób biorą na siebie odium podejmowania decyzji, od węzłowych po drobne szczególiki, tym samym biorą na siebie odpowiedzialność za ich skutki, także złe. A o nie właśnie dość łatwo, w sytuacji gdy jednym zarządzeniem usiłuje się „uszczęśliwić na siłę” tak różne jednostki jak np. wielki stołeczny instytut i mały powiatowy szpital. Skoro politycy tak chętnie narzucają swoje rozwiązanie tłumiąc samodzielność – siłą rzeczy muszą za nie ponosić odpowiedzialność. I właśnie ponoszą.
Krzysztof Kuszewski, były wiceminister zdrowia, niezależny ekspert:
- To, aby sprawę zdrowia uczynić publiczną, choć nie polityczną leżało u podstaw reformy rządu Buzka. Jej autorzy uznali, że anomalię upolitycznienia ochrony zdrowia należy maksymalnie ukrócić. Zmniejszyć, bo przecież tak do końca zlikwidować nie sposób.
Reformę wprowadzono, a potem… już było tylko gorzej. I wpływ na ten stan rzeczy miały w zasadzie wszystkie kolejne rządy dokładały swoje cegiełki do dzieła upolitycznienia ochrony zdrowia. Spore zasługi na tym polu położył Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia w rządzie PO, do końca likwidując niezależność NFZ. Obecny rząd zapowiada jednak, że upolitycznieniu ochrony zdrowia stawiać będzie kolejne kroki, że będziemy mieli nie ochronę, a służbę zdrowia. Co to oznacza? Między innymi to, że wzrośnie rola polityków, a wraz z nią odpowiedzialność, a każdy spór zyska polityczny wymiar.
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.