Dyrektor NIO o kluczowej roli koordynatorów w KSO
Tagi: | Krajowa Sieć Onkologiczna, KSO, Narodowy Instytut Onkologii, Beata Jagielska, onkologia, pacjent, pacjenci, leczenie, koordynator, ośrodki |
− W Krajowej Sieci Onkologicznej to nie pacjent szuka odpowiedniego miejsca do leczenia onkologicznego i specjalistów, ale zajmuje się tym koordynator − mówi dyrektor Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie dr hab. Beata Jagielska.
Rozmowa z dr hab. Beatą Jagielską, dyrektor Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie – Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie.
Czym jest Krajowa Sieć Onkologiczna?
− Sieć opiera się na współpracy między ośrodkami, co jest opisane
określonymi aktami prawnymi. W założeniach, opiekę nad pacjentami mają
sprawować ośrodki posiadające odpowiednie kompetencje w zakresie leczenia,
adekwatne zasoby kadrowe i wyposażenie aparaturowe. Dla mnie Krajowa Sieć
Onkologiczna zamyka się właśnie w tym jednym słowie: współpraca.
Polegająca na czym?
− Na współdziałaniu szpitali onkologicznych [te będące w
sieci to specjalistyczne ośrodki leczenia onkologicznego, tzw. SOLO – PAP] i
ciągłym wsparciu pacjenta, aby miał dostęp do wszystkich koniecznych w jego
przypadku technologii medycznych, specjalistów i świadczeń − niekoniecznie w
jednym ośrodku. Bo leczenie onkologiczne jest leczeniem wielospecjalistycznym.
Przy czym w KSO to nie pacjent szuka odpowiedniego miejsca do leczenia onkologicznego i specjalistów, ale zajmuje się tym koordynator, który w sieci znajduje właściwy dla każdego przypadku czy etapu leczenia ośrodek.
Od czego zależeć będzie, czy pacjent trafi do szpitala
o niższym stopniu referencyjności, tzw. SOLO I, czy ośrodka z najwyższą
referencyjnością − SOLO III?
− Stopień przypisany ośrodkowi zależy od tego, ile świadczeń onkologicznych wykonuje dany ośrodek i jakiego są one rodzaju. SOLO III oferują
pełen zakres, to jest leczenie chirurgiczne, chemioterapię i inne metody leczenia
systemowego oraz radioterapię. SOLO II ma dwa z nich, a SOLO I − jeden. W
przypadku leczenia chirurgicznego ważna też jest liczba wykonywanych zabiegów.
Jeśli pacjent trafia do szpitala, który nie oferuje danego rodzaju leczenia, to zostanie skierowany do takiego ośrodka w sieci, który zapewni mu adekwatne postępowanie terapeutyczne. Podobnie z wielodyscyplinarnym konsylium, które jest podstawą wyboru właściwego postępowania − jeśli nie będzie możliwości konsultacji odpowiednich specjalistów w macierzystym ośrodku, to szpital wykorzysta w konsylium lekarzy z SOLO wyższego poziomu.
Co się musi wydarzyć, by ta współpraca zaistniała?
− Główną rolę odgrywają w tym wypadku koordynatorzy odpowiedzialni za
wsparcie pacjenta na poszczególnych etapach opieki onkologicznej i
koordynowanie całości procesu diagnostyczno–terapeutycznego, tj. m.in.
ustalanie daty konsyliów między ośrodkami, dbałość o to, by wizyty odbywały się
o zaplanowanych godzinach, aby pacjent otrzymywał konkretne informacje i nie
„zaginął” w tym skomplikowanym systemie.
Na nowotwory choruje coraz więcej osób, czy mamy
wystarczającą liczbę koordynatorów, by sprostać tej sytuacji?
− Koordynatorzy odegrają swoją rolę, jeśli zostaną
odpowiednio umiejscowieni w systemie, będą mieć mocną pozycję, z możliwością
podejmowania istotnych decyzji organizacyjnych dotyczących leczenia pacjenta.
Do tej pory funkcję tę pełnili lekarze, pielęgniarki, statystycy medyczni. Myślę, że właśnie ta ostatnia grupa zawodowa ma szczególne predyspozycje do pełnienia funkcji koordynatorów. Lekarze i pielęgniarki przede wszystkim powinni skupić się na leczeniu i opiece medycznej nad chorym, a nie na kwestiach organizacyjnych.
Jak to wygląda w Narodowym Instytucie Onkologii, którym
pani kieruje?
− Mamy ułożony system koordynacji zarówno na poziomie
ambulatoryjnym, jak i szpitalnym. To niezbędne, biorąc pod uwagę, że rocznie w
instytucie odbywa się pół miliona wizyt.
Praca koordynatorów zaczyna się od wprowadzenia w system nowych pacjentów. Przyspieszyliśmy procesy, które były przez długi czas bolączką instytutu. Obecnie rejestracja odbywa się nie tylko przy stanowiskach rejestracyjnych, ale i bezpośrednio w kolejce − to tak zwana rejestracja w miejscu. Koordynator podchodzi do pacjenta czekającego do rejestracji z tabletem, uzyskuje konieczne informacje i kieruje do właściwego gabinetu.
Szpitale zostały przypisane do poszczególnych poziomów
sieci onkologicznej według pewnych kryteriów, m.in. dotyczących liczby
pacjentów z określonymi rozpoznaniami i liczby operacji w poszczególnych
nowotworach. Czy to właściwy klucz?
− Wybór ośrodków przez pryzmat ich zasobów i
doświadczenia jest słuszny. Są to kryteria, które oceniają kompetencje danej
placówki właśnie poprzez uwzględnienie liczby udzielanych świadczeń danego rodzaju, co jest bezpośrednim miernikiem doświadczenia w tym
zakresie.
Od kwietnia przyszłego roku szpitale, które nie weszły
do sieci onkologicznej, nie będą już mogły udzielać świadczeń onkologicznych.
Dlaczego?
− Leczenie onkologiczne powinno być prowadzone tylko w
ośrodkach mających odpowiednie kompetencje − mówimy w tym przypadku o leczeniu
planowym, a nie o chorych przyjmowanych w trybie nagłym. W szpitalach poza siecią udzielanych jest zbyt mało świadczeń w zakresie leczenia
onkologicznego, aby miały one wystarczające doświadczenie do prowadzenia
pacjenta na wymaganym poziomie. Dotyczy to placówek, w których rocznie wykonywanych
jest kilka zabiegów danego typu. To zdecydowanie za mało.
Co Krajowa Sieć Onkologiczna oznacza dla Narodowego
Instytutu Onkologii?
− Dla NIO sieć jest niezmiernie ważna − mamy nadzieję,
że niektóre ośrodki przejmą od nas – tam, gdzie to będzie możliwe i w pewnym
zakresie − leczenie zabiegowe oraz opiekę nad pacjentami kontrolnymi, czyli
obserwację po zakończeniu terapii.
Już teraz współpracujemy z dwoma warszawskimi szpitalami właśnie w tym zakresie. Ich lekarze uczestniczą w naszych konsyliach i zajmują się częścią pacjentów, a instytut daje gwarancję pełnej konsultacji i dalszego leczenia, o ile będzie ono niezbędne. Chciałabym, by dzięki sieci taki model współdziałania z innymi szpitalami się rozwijał. Dzięki temu pacjenci będą mogli leczyć się bliżej domu, mając gwarancję, że jest to miejsce o właściwych kompetencjach, przy zachowaniu perspektywy przejęcia opieki przez szpital o wyższym poziomie referencyjności − o ile zajdzie taka potrzeba.
Kiedy zobaczymy efekty KSO?
− Szacuję, że mniej więcej za dwa lata zauważymy różnicę
w funkcjonowaniu systemu. Jednak na efekty terapeutyczne, mające
odzwierciedlenie danych epidemiologicznych, poczekamy znacznie dłużej. Ale
musimy zacząć tu i teraz, tym bardziej że nadal zmagamy się w onkologii z
długiem zdrowotnym spowodowanym przez pandemię, czyli ze wzrostem liczby
chorych z wyjściowo zaawansowanymi nowotworami.
Rozmawiała Anita Karwowska.