Frakcjonować

Udostępnij:
Gdy wybuchła głośna afera wokół budowy polskiej fabryki przetwarzania osocza wydawało się, że kluczowa dla kilkunastu tysięcy chorych inwestycja, utknie w martwym punkcie. Po latach oczekiwania pojawiło się światełko w tunelu. Ministerstwo zdrowia wytypowało firmę, która ma wybudować zakład. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, produkcja krwiopochodnych leków ruszy do końca 2015 r.
Konkurs na budowę długo oczekiwanego laboratorium frakcjonowania osocza (LFO) ogłoszono pod koniec ubiegłego roku. Ministerstwo zwlekało z tym przez ponad dwa lata. Smród związany z fiaskiem poprzedniej inwestycji w Mielcu, którą od ponad 10 lat badają sądy i prokuratura, jeszcze się nie ulotnił. Dlatego nikt się przesadnie nie śpieszył z powrotem do drażliwego tematu.

Tajne/poufne
Konsultacje prowadzono w ścisłej tajemnicy. Szczegóły przetargu opracowała powołana w resorcie komisja konkursowa, której uczestników pouczono, że o wynikach obrad nie mogą pisnąć ani słowa. W lipcu ujawniono, że do dalszych rozmów zaproszono jednego ze światowych liderów wytwarzających produkty krwiopochodne - konsorcjum Octapharma. Gigant z siedzibą w Lachen w Szwajcarii pokonał Biomed-Lublin Wytwórnię Surowic i Szczepionek S.A. oraz Baxter Polska Sp. z o.o. Resort zdrowia lakonicznie poinformował, że tylko Octapharma spełniła wszystkie wymagane warunki uczestnictwa w konkursie. Szczegóły ustaleń są tajne. - Postępowanie konkursowe nie zostało jeszcze zakończone, trwa jego drugi etap, czyli tzw. rozmowa aplikacyjna. Po zakończeniu drugiego etapu postępowania inwestor otrzyma zaproszenie do złożenia aplikacji - mówi wymijająco Piotr Olechno, rzecznik resortu zdrowia i dodaje, że na razie docelowa lokalizacja fabryki nie jest jeszcze znana.
- Ta firma ma wszystkie karty: technologię, patenty, centra badawcze. Poza tym od dawna chciała wyłożyć pieniądze na taki projekt w Polsce - przyznaje w rozmowie z “Menadżerem zdrowia” prof. dr hab. med. Wiesław Jędrzejczak, krajowy konsultant ds. hematologii. Jego zdaniem ryzyko inwestycji jest niemal żadne, a profity, jakie przyniesie Polsce fabryka przetwarzania osocza, będą olbrzymie.

Zdani na łaskę rynku
Koszt budowy przetwórni szacowany jest na 100 – 150 mln euro. Octapharma będzie musiała wyłożyć te pieniądze z własnej kieszeni. Po ich stronie leży też określenie wielkości przerobu osocza w litrach oraz harmonogram jego osiągnięcia w oparciu o ilość krwi rocznie pobieraną od polskich dawców.
Firma będzie też musiała zobowiązać się, że zapewni wytwarzanie czynników krzepnięcia, albumin (stosowanych m.in. w leczeniu oparzeń) i immunoglobulin (stosowane m.in. w chorobach nowotworowych). Leki trafią na polski rynek i będą sprzedawane po konkurencyjnych cenach. Nie mogą też odbiegać jakością od produktów wytarzanych za granicą. Do tej pory drogie leki krwiopochodne Polska kupowała właśnie od zagranicznych dostawców, wydając na ten cel 155 mln zł rocznie. A i tak nie zawsze udawało się zapewnić leczenie wszystkim chorym.
Leków krwiopochodnych potrzebują m.in. hemofilitycy, chorzy na nowotwory, po przeszczepie szpiku kostnego, osoby z osłabionym układem immunologicznym. To kilkanaście tysięcy osób. Nie wszyscy mogą spać spokojnie, bo ryzyko, że medykamentów, albo pieniędzy na ich wykupienie zabraknie, jest spore - To niedopuszczalne, żeby 40-milionowy kraj był zdany na łaskę zagranicznych dostawców i koniunktury na rynku. Tu chodzi o zdrowie i życie tysięcy chorych. Istnienie krajowego źródła ustabilizowałoby sytuację - mówi Jędrzejczak.

W Polsce rocznie uzyskuje się ok. 250 tys. litrów osocza. Ale do celów klinicznych zużywa się jedynie około 30 proc. osocza pochodzącego od honorowych dawców. Pozostałe 180 tys. litrów powinno być przerabiane na drogie preparaty krwiopochodne. Sęk w tym, że w kraju osocza przerabiać nie ma gdzie, a jego sprzedaż zagranicznym firmom idzie jak - nie przymierzając - krew z nosa. Cenny składnik krwi zalega w mroźniach (osocze musi być przechowywane w temperaturze poniżej 25 st. Celsjusza.) - Codzienne utrzymywanie takiej ilości osocza, jako składnika leków, obciąża regionalne centra krwiodawstwa bardzo dużymi niepotrzebnymi kosztami. W wielu przypadkach dochodzi tam do utraty płynności finansowej - alarmował już rok temu poseł Kazimierz Moskal z PiS w interpelacji. Problem częściowo rozwiązała umowa z niemiecką firmą CSL Plasma GmbH, która zdecydowała się, że będzie kupować polskie osocze do 2013 roku. Ale umowa z CSL Plasma zakłada tylko kupowanie od centrów krwiodawstwa bieżących nadwyżek osocza. Jak udało nam się dowiedzieć do tej pory Niemcy kupili ok. 22 tys. litrów. Problem rezerw pozostaje. Podobnie jak problem szalejących cen krwiopochodnych leków na rynku i ich drogiego importu.

Pełny tekst Barbary Leszczyńskiej w najnowszym numerze "Menedżera Zdrowia"
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.