Konstanty Radziwiłł: czy uda się plan każdemu według potrzeb?
Redaktor: Kamila Gębska
Data: 17.01.2016
Źródło: MK
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł opowiada się za odejściem od ekonomizacji służby zdrowia, za przywróceniem etosu pracy lekarza oraz za prawem chorego do otrzymania świadczeń, jakich oczekuje i jakie są mu niezbędne albo do powrotu do zdrowia, albo do uzyskania poprawy jakości życia. Czy to się powiedzie?
W Polsce obowiązuje system ubezpieczeniowy w ochronie zdrowia, a to oznacza, że każdy pracujący lub prowadzący działalność gospodarczą odprowadza określoną składkę na wypadek zachorowania. Składki przypisywane są jedynemu płatnikowi za świadczenia zdrowotne, czyli Narodowemu Funduszowi Zdrowia. I z roku na rok, wraz ze wzrostem płac i zamożności naszych obywateli, budżet NFZ rośnie.
W 2016 r. wynosi ponad 70 mld zł. To oczywiście bardzo dużo, ale jak przyznaje minister zdrowia, ochrona zdrowia może pochłonąć każde pieniądze. Sęk w tym, jak je wydatkować, aby pacjenci mieli poczucie, że płacone przez nich pieniądze nie giną w czeluści niewydolnego systemu.
Minister zdrowia zamierza sprostać oczekiwaniom. Na początku urzędowania wysłał ponad 200 listów do różnych środowisk z prośbą o wskazanie koniecznych zmian: tych najpilniejszych, tych, które są niezbędne w średnim okresie i tych fundamentalnych, do których trzeba się przygotować. Odpowiedzi otrzymał więcej niż zapytań, co oznacza, że obywatele, pacjenci, eksperci, lekarze też widzą potrzebę zmian i chcą podpowiedzieć, jakie z nich należałoby przeprowadzić.
– Polska jest jednym z najzamożniejszych krajów – mówi Konstanty Radziwiłł, przywołując jako dowód rankingi zamożności, w których nasz kraj plasuje się mniej więcej na 20. miejscu spośród wszystkich państw. – Tym bardziej jako kraj powinniśmy być w stanie zapewnić należytą opiekę chorym, słabym i cierpiącym, opiekę taką, jakiej potrzebują, ze świadomością, że zdrowia nie przywrócimy każdemu, ale możemy choć wpłynąć na jakość życia i to jest nasz koszt cywilizacyjny.
W Polsce nakłady na zdrowie wynoszą około 4,4 proc. PKB. Konstanty Radziwiłł wielokrotnie zapowiadał, że należy je podnieść, co najmniej do 6,6 proc. PKB, choć nie jednorazowo, ale stopniowo. Czy to jednak wystarczy, aby każdy, nie tylko ubezpieczony, czyli płacący składki, mógł korzystać ze służby zdrowia w sposób pełny, wtedy, kiedy jest mu to potrzebne?
– Ten solidaryzm społeczny i to, że chory winien otrzymać jednakową liczbę świadczeń, które poprawią jego stan zdrowia, już jest wpisany w system poprzez składki wykorzystywane na leczenie bezdomnych i żyjących w ubóstwie. Trudno zmierzyć, jaka jest potrzeba dostarczenia, jakiego rodzaju usług i ile by one kosztowały, żeby stan zdrowotności podnieść do poziomu odpowiedniego i właściwie, co to jest ten poziom odpowiedni. Nie wiem, jak wprowadzić zmiany jakościowe, o których mówi minister, aby rzeczywiście była zauważalna różnica między tym, co było, a tym, co jest i będzie. Bardziej przemawia do mnie pomysł wprowadzenia koordynowanej opieki zdrowotnej, aby chory nie błądził po systemie, ale prowadził go lekarz rodziny, który potem może kierować do szpitala bądź specjalisty, a pacjent po uzyskaniu kompleksowej opieki wraca do lekarza rodzinnego po adnotację, że leczenie zostało zakończone lub też, że konieczna jest jego kontynuacja – mówi Janusz Atłachowicz, wiceprezes Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej, STOMOZ.
– To są górnolotne słowa ministra, ale co tak naprawdę znaczą – że w ochronie zdrowia przestaną się liczyć pieniądze? Przecież nie, bo lekarze i cały personel medyczny nie zrzekną się swoich pensji. Odejście od ekonomizacji jest nierealne. W każdej dziedzinie pieniądze potrzebne są do funkcjonowania, choć na pewno pogratuluję ministrowi, jeśli uda się je w ochronie zdrowia zwiększyć, choć i wtedy nie ustaną głosy, że jest ich za mało. A dlaczego? Bo lekarze i personel chcą godnie żyć, bo kosztują coraz to nowsze leki i technologie, utrzymanie budynków. Medycyna jest domeną usługową, w której za wiedzę trzeba płacić. I 60-70 proc. kosztów ochrony zdrowia stanowią właśnie wydatki na personel – mówi Elżbieta Gelert, posłanka PO, członek sejmowej Komisji Zdrowia.
W 2016 r. wynosi ponad 70 mld zł. To oczywiście bardzo dużo, ale jak przyznaje minister zdrowia, ochrona zdrowia może pochłonąć każde pieniądze. Sęk w tym, jak je wydatkować, aby pacjenci mieli poczucie, że płacone przez nich pieniądze nie giną w czeluści niewydolnego systemu.
Minister zdrowia zamierza sprostać oczekiwaniom. Na początku urzędowania wysłał ponad 200 listów do różnych środowisk z prośbą o wskazanie koniecznych zmian: tych najpilniejszych, tych, które są niezbędne w średnim okresie i tych fundamentalnych, do których trzeba się przygotować. Odpowiedzi otrzymał więcej niż zapytań, co oznacza, że obywatele, pacjenci, eksperci, lekarze też widzą potrzebę zmian i chcą podpowiedzieć, jakie z nich należałoby przeprowadzić.
– Polska jest jednym z najzamożniejszych krajów – mówi Konstanty Radziwiłł, przywołując jako dowód rankingi zamożności, w których nasz kraj plasuje się mniej więcej na 20. miejscu spośród wszystkich państw. – Tym bardziej jako kraj powinniśmy być w stanie zapewnić należytą opiekę chorym, słabym i cierpiącym, opiekę taką, jakiej potrzebują, ze świadomością, że zdrowia nie przywrócimy każdemu, ale możemy choć wpłynąć na jakość życia i to jest nasz koszt cywilizacyjny.
W Polsce nakłady na zdrowie wynoszą około 4,4 proc. PKB. Konstanty Radziwiłł wielokrotnie zapowiadał, że należy je podnieść, co najmniej do 6,6 proc. PKB, choć nie jednorazowo, ale stopniowo. Czy to jednak wystarczy, aby każdy, nie tylko ubezpieczony, czyli płacący składki, mógł korzystać ze służby zdrowia w sposób pełny, wtedy, kiedy jest mu to potrzebne?
– Ten solidaryzm społeczny i to, że chory winien otrzymać jednakową liczbę świadczeń, które poprawią jego stan zdrowia, już jest wpisany w system poprzez składki wykorzystywane na leczenie bezdomnych i żyjących w ubóstwie. Trudno zmierzyć, jaka jest potrzeba dostarczenia, jakiego rodzaju usług i ile by one kosztowały, żeby stan zdrowotności podnieść do poziomu odpowiedniego i właściwie, co to jest ten poziom odpowiedni. Nie wiem, jak wprowadzić zmiany jakościowe, o których mówi minister, aby rzeczywiście była zauważalna różnica między tym, co było, a tym, co jest i będzie. Bardziej przemawia do mnie pomysł wprowadzenia koordynowanej opieki zdrowotnej, aby chory nie błądził po systemie, ale prowadził go lekarz rodziny, który potem może kierować do szpitala bądź specjalisty, a pacjent po uzyskaniu kompleksowej opieki wraca do lekarza rodzinnego po adnotację, że leczenie zostało zakończone lub też, że konieczna jest jego kontynuacja – mówi Janusz Atłachowicz, wiceprezes Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej, STOMOZ.
– To są górnolotne słowa ministra, ale co tak naprawdę znaczą – że w ochronie zdrowia przestaną się liczyć pieniądze? Przecież nie, bo lekarze i cały personel medyczny nie zrzekną się swoich pensji. Odejście od ekonomizacji jest nierealne. W każdej dziedzinie pieniądze potrzebne są do funkcjonowania, choć na pewno pogratuluję ministrowi, jeśli uda się je w ochronie zdrowia zwiększyć, choć i wtedy nie ustaną głosy, że jest ich za mało. A dlaczego? Bo lekarze i personel chcą godnie żyć, bo kosztują coraz to nowsze leki i technologie, utrzymanie budynków. Medycyna jest domeną usługową, w której za wiedzę trzeba płacić. I 60-70 proc. kosztów ochrony zdrowia stanowią właśnie wydatki na personel – mówi Elżbieta Gelert, posłanka PO, członek sejmowej Komisji Zdrowia.