Archiwum

System ochrony zdrowia pożera swój ogon

Udostępnij:
Od 2018 do 2024 r. nakłady na publiczną ochronę zdrowia wzrosły nominalnie o 100,4 mld złotych. Na płace z tej kwoty przeznaczono 69,4 mld (69 proc.). To obrazuje, jak obecny system, pożera swój własny ogon. – Nie stać nas na marnotrawstwo, a dzisiaj mamy system szalenie rozrzutny – mówi w „Menedżerze Zdrowia” dr Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Godne płace to jedno. Gdzie efektywność pracy?
Dane najnowszego „Monitora Finansowania Ochrony Zdrowia”, przygotowanego przez Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej, pokazują, że od 2018 do 2024 r. nakłady na publiczną ochronę zdrowia wzrosły nominalnie o 100,4 mld złotych. Z tej kwoty na płace przeznaczono 69,4 mld zł. To oznacza, że udział płac we wzroście nakładów w ochronie zdrowia wynosił 69 proc. I będzie dalej się zwiększać.

Na wszystkie pozostałe kategorie wydatkowe sektora zdrowia przeznaczono zaledwie 37 mld zł z tego niespodziewanego wzrostu nakładów w ciągu 6 lat zostało przeznaczonych na inne kategorie wydatkowe. Ta dysproporcja jest wysoce niepokojąca.

– Nie mieliśmy wątpliwości, że warunkiem poprawy jakości opieki zdrowotnej jest godne wynagrodzenie kadr medycznych. Myślę, że wszyscy zgodziliśmy się co do tego, że po dekadach zaniechań musimy istotnie docenić pracowników sektora ochrony zdrowia, których praca wymaga nie tylko wysokich kompetencji, ale również zaangażowania. Jest też pracą o szczególnym znaczeniu dla każdego kraju i każdego społeczeństwa – mówi dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.

– Zawsze jednak w tym kontekście pojawia się pytanie, czy tempo wzrostu wynagrodzeń, które ma wzmacniać motywację do pracy w sektorze publicznym, idzie w parze z poprawą wydajności systemu. Czy zostały wprowadzone mechanizmy równoważenia nakładów z efektami — nadrzędnymi celami systemu opieki zdrowotnej, wzrostem dostępności do świadczeń, ich skuteczności, bezpieczeństwa, czy w końcu wzrostem satysfakcji klienta tego systemu, który jednocześnie jest jego sponsorem – dodaje.

Kadry medyczne skorzystały, a pacjenci?
Zestawienie przedstawione przez CALPE w ósmej edycji „Monitora Finansowania Ochrony Zdrowia” pokazuje, jaka była dynamika nakładów na opiekę zdrowotną i jaki udział w tych środkach mają same wynagrodzenia kadr medycznych.

– To trzeba zestawić z podstawowymi parametrami, które określają wydajność systemu – liczbą obsłużonych pacjentów w latach 2018–2022. I ja podam te liczby w odniesieniu do trzech rodzajów kluczowych rodzajów świadczeń – stwierdza dr Gałązka-Sobotka i wskazuje liczby udzielonych świadczeń w tych kluczowych ogniwach systemu w latach 2018–2022, w POZ, AOS i szpitalnictwie.

POZ – liczba pacjentów przyjęta przez lekarzy podstawowej opieki wzrosła z 28 mln 262 tys. do 28 mln 605 tys. To oznacza, że o 337 tys. pacjentów więcej otrzymało świadczenia w POZ.

– Biorąc jednak pod uwagę, że nasze społeczeństwo się starzeje, a tempo starzenia się wynosi w ostatnich latach ok. 5 proc. – o tyle wzrasta rocznie populacja osób starszych – to liczba ta pokazuje, że w zasadzie tego wzrostu nie ma, tym bardziej w kontekście ogromnego długu zdrowotnego wynikającego z pandemii — komentuje ekspertka.

W przypadku AOS liczba pacjentów, którzy skorzystali ze świadczeń na tym poziomie, spadła z 17 mln 660 tys. do 16 mln 758 tys. Także w lecznictwie szpitalnym liczba przyjętych pacjentów spadła z 10 mln 172 tys. do 8 mln 349 tys. Także w przypadku porad medycznych dane są niepokojące. W POZ ich liczba wzrosła z 163 mln 834 tys. do 170 mln 741 tys. W AOS liczba porad spadła 83,5 mln do 83,4 mln, natomiast w lecznictwie szpitalnym liczba porad utrzymała się na niezmienionym poziomie – ok 17,8 mln porad.

– Te dane oznaczają, że głównymi beneficjentami wzrostu nakładów na ochronę zdrowia jest głównie kadra medyczna. To oczywiste, że poprawa warunków płacy jest właściwym kierunkiem, ale niestety, nie udało nam się wdrożyć, równolegle do wzrostu nakładów i wynagrodzeń, skutecznych rozwiązań poprawiających jakość opieki. Ustawa odnosząca się właśnie do niej została z wielkim trudem przyjęta dopiero w tym roku i to w bardzo okrojonym wymiarze. To powinno zmusić nowy rząd i kierownictwo Ministerstwa Zdrowia do refleksji i poszukiwania odpowiedzi na pytania, jak skutecznie zwiększyć dostępność do świadczeń wysokiej jakości, ze szczególnym naciskiem na zmniejszenie nierówności geograficznych i nierówności wynikających ze statusu pacjenta, w perspektywie dalszego wzrostu nakładów, co gwarantuje ustawa 7 proc. oraz wzrostu minimalnego wynagrodzenia – wyjaśnia dr Gałązka-Sobotka.

– Ciągle mamy przed sobą te same problemy, które mieliśmy w 2018 roku, związane z brakiem dostępności do wielu świadczeń, kolejkami, istotnymi różnicami w skuteczności leczenia i efektywności wykorzystania zasobów – dodaje.

W 2024 roku tylko na płace potrzeba dodatkowych 12,6 mld zł
Według danych zaprezentowanych przez Łukasza Kozłowskiego, głównego ekonomisty Federacji Przedsiębiorców Polskich, na gwarantowane ustawowo podwyżki najniższych wynagrodzeń w nadchodzącym roku w ochronie zdrowia potrzebnych będzie 12,6 mld złotych. Narodowy Fundusz Zdrowia nie może już liczyć na znaczący wzrost wpływów ze składki zdrowotnej (inflacja powoli, ale spada), a fundusz zapasowy płatnika już w tym roku został wykorzystany i świeci pustkami. Skąd więc wziąć tę niebagatelną kwotę?

– Plan finansowy NFZ na 2024 r. wskazuje, że na pokrycie kosztów świadczeń będzie do dyspozycji ponad 167 mld zł, czyli o 23 mld zł więcej od planowanych kosztów w roku 2023. Z najnowszej wersji planu finansowego płatnika publicznego wynika, że ten rok zamkniemy z bilansem wydatków na poziomie 159 mld zł. Biorąc pod uwagę fakt, iż prawie w każdym roku istnieje pewien poziom niedowykonania planu, nie byłabym zatem tak sceptyczna, iż środki będące w dyspozycji NFZ nie pozwolą na pokrycie zobowiązań płacowych – mówi ekonomistka.

– Niemniej nie ma wątpliwości, że kolejny wzrost wartości wskaźnika korygującego punkt rozliczeniowy, w który wpisuje się wyższe minimalne wynagrodzenie, sprawi, że za istotnie większe pieniądze będziemy mogli kupić niewiele więcej świadczeń. Cóż, inflacja w medycynie jest zjawiskiem powszechnym. W konsekwencji trudno oczekiwać skokowego wzrostu liczby pacjentów objętych opieką oraz liczby udzielanych im świadczeń — zauważa dr Gałązka-Sobotka.

– Marzenie świadczeniodawców – którzy na tyle zoptymalizowali swoje procesy lecznicze, że są w stanie przyjąć więcej pacjentów – o płaceniu za nadwykonania pozostaną jedynie w sferze marzeń. Chyba że rząd znajdzie dodatkowe finansowanie, o co nie będzie łatwo, biorąc pod uwagę kondycję budżetu — podkreśla.

Rok do roku 3 mld zł więcej na zdrowie osób starszych
Element wpływającym na zwiększające się koszty systemu to starzejące się społeczeństwo – od 2023 do 2030 roku koszty z tylko tego tytułu będą rosły rocznie o 3 mld zł. I to nie aby zmniejszyć kolejki, poprawić jakość opieki, ale jedynie utrzymać system na dotychczasowym, pozostawiającym wiele do życzenia, poziomie.

– Przedstawione w „Monitorze” wyliczenia i szacunki odnoszą się do aktualnego modelu funkcjonowania systemu i udzielania świadczeń, który można nazwać: chorobocentrycznym, szpitalnocentrycznym i lekarskocentrycznym. Dzisiaj najbardziej opłacalne jest leczenie poważnych chorób cywilizacyjnych w trybie hospitalizacji na podstawie kompetencji lekarskich. Tymczasem dobrze zorganizowane systemy stawiają na profilaktykę i koncentrację leczenia na poziomie POZ i AOS, angażując w ten proces innych profesjonalistów medycznych, tj. pielęgniarki, położne, fizjoterapeutów, farmaceutów itp. zapobiegają chorobom, aby ograniczyć potrzebę wykorzystywania najdroższych zasobów. Musimy przestawić orientację państwa z choroby na zdrowie, tylko wówczas podtrzymamy „tsunami” zapadalności na choroby cywilizacyjne – mówi ekspertka.

– Nie zgadzam się z tezą, że profilaktyka przynosi skutek odroczony. To nie jest prawda. Jeśli zaszczepimy się na grypę czy COVID, to osiągamy efekt w tym samym roku w sezonie grypowym, czy w czasie nasilenia zakażeń koronawirusem. Jeżeli zrobimy badanie kolonoskopii, to wykryjemy zmianę, która nie wygeneruje nowotworu w czasie najbliższych kilku lat, a nie dekady. Jeżeli wykryjemy wcześnie zmiany piersi czy w szyjce macicy, to będziemy mogli zastosować najprostszą, najmniej kosztochłonną terapię, z najlepszymi rokowaniami dla pacjenta, z możliwością ograniczenia dodatkowych kosztów powikłań. Musimy zmienić model udzielania świadczeń, inwestując w poprawę jakości i koordynacji na poziomie POZ, wzmocnić motywację zespołu POZ do działania promujących zdrowie i profilaktykę chorób, wczesną diagnostykę i sprawne zaopiekowanie się pacjentem we współpracy ze specjalistami AOS – dodaje dr Gałązka-Sobotka.

Nie stać nas na marnotrawstwo
Przekonuje, że powinniśmy konsekwentnie uatrakcyjniać procedury realizowane w trybie jednodniowym lub ambulatoryjnym, ograniczając hospitalizację do niezbędnego minimum.

– Zapowiedzi, że zniesione zostaną limity szpitalnych przyjęć, sugerują, że szpitalnicy będą mogli w jeszcze większym wymiarze kłaść pacjentów na szpitalne łóżka i fundusz będzie za to płacił. Nie stać nas na to i nie będzie nas na to stać w przyszłości. Potrzebujemy znacznie więcej zasobów zorientowanych na opiekę długoterminową niż opiekę ostrą, która może być realizowana i zabezpieczona w istotnie mniejszej liczbie podmiotów, niż jest to dzisiaj – argumentuje ekspertka.

Jak podkreśla, powinniśmy brać przykład z bogatych państw, takich jak Dania, Holandia, Anglia czy Niemcy, które ogłosiły swoje długoterminowe plany redukcji łóżek ostrych, na rzecz nowoczesnej medycyny ambulatoryjnej i opieki długoterminowej. Współczesne technologie pozwalają bezpiecznie zaopiekować się pacjentem w trybie opieki otwartej.

– Musimy sięgać po rozwiązania tańsze i skuteczne. Nie stać nas na marnotrawstwo, a dzisiaj niestety mamy system szalenie rozrzutny – podsumowuje dr Małgorzata Gałązka-Sobotka.

Przeczytaj także: „Cena zdrowia”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.