Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl
Szybko i po sprawie?
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 05.04.2023
Źródło: Menedżer Zdrowia/Konstanty Radziwiłł
– Czy system ochrony zdrowia należy szybko zupełnie zmienić i zaraz będzie po sprawie? Taką wizję oczekiwanej perspektywy ma Andrzej Sośnierz, który na szczęście nie jest ministrem zdrowia – pisze w „Menedżerze Zdrowia” Konstanty Radziwiłł.
Komentarz byłego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła:
Czytając rozmowę [link do artykułu znajduje się na końcu tekstu – red.], w której pan Sośnierz przedstawił plan totalnej zmiany wszystkiego, w pierwszej chwili pomyślałem, że to dobrze, że nie jest ministrem zdrowia, mającym rzeczywisty wpływ na teraźniejszość i przyszłość systemu. I pewnie można by przejść nad tym wywiadem do porządku dziennego, gdyby nie to, że Andrzej Sośnierz jest nadal postrzegany jako osoba, której w sprawach służby zdrowia powinno się przynajmniej słuchać.
Za punkt odniesienia mojego felietonu przyjąłem jego słowa, ponieważ mam wrażenie, że wiele osób wypowiadających się w sprawach systemu ochrony zdrowia wydaje się tkwić w miejscu, w którym Polska była wiele lat temu.
Wchodząc w okres transformacji ponad trzydzieści lat temu, przytłaczająca większość polskich polityków (ale chyba także społeczeństwa) rzeczywiście postrzegała konkurencję, dążenie do zysku i wolny rynek jako fundamentalne narzędzia naprawy wszystkiego, co w naszym kraju przedtem nie funkcjonowało należycie. Zmieniające się ekipy rządzące (od prawa do lewa) w gruncie rzeczy dość konsekwentnie zaczęły realizować te idee we wszystkich dziedzinach życia społeczno-gospodarczego. Nie odmawiając wolnemu rynkowi licznych oczywiście pozytywnych skutków w przemianie ustrojowej Polski, nie można nie zauważyć, że po bliższym przyjrzeniu się sposobowi funkcjonowania liberalnych skądinąd krajów sprawy nie są tak proste. Praktycznie wszystkie dobrze zorganizowane i zamożne kraje, w których gospodarka wolnorynkowa jest obecna od zawsze, zbudowały liczne bariery chroniące wiele dziedzin życia przed rynkiem lub co najmniej ograniczające jego funkcjonowanie. W różnych krajach dotyczy to w różnym stopniu bezpieczeństwa, edukacji, dróg, kolei, często także handlu i przemysłu narodowego, ale we wszystkich – zwłaszcza ochrony zdrowia. Takie podejście potwierdza nie tylko praktyka, ale i prawo tych państw, a także prawo Unii Europejskiej (na przykład tzw. dyrektywa usługowa).
Mając to wszystko na uwadze, trzeba powiedzieć wprost – nawoływanie dziś do uzdrawiania nie do końca uregulowanego systemu ochrony zdrowia (w którym ciągle dominuje moim zdaniem szkodliwa – przede wszystkim dla pacjenta – konkurencja zamiast koordynacji) za pomocą narzędzi rynkowych: (oczywiście kosztownej) konkurencji od płatników do świadczeniodawców, wprowadzenia finansowania marży (zysku) w miejsce pokrywania kosztów świadczeń, otwarcia możliwości nieograniczonego inwestowania w ochronie zdrowia z automatyczną gwarancją wejścia do systemu i kilku innych skompromitowanych rewelacji po prostu zdumiewa.
Polski system ochrony zdrowia potrzebuje stabilizacji, a nie rewolucji (by nie napisać – zawracania historii). Ważne są zwiększanie nakładów (to od 2018 r. dzieje się na mocy ustawowej gwarancji odsetka PKB przeznaczanego na ten cel z pieniędzy publicznych), poprawianie zarządzania placówkami opieki zdrowotnej (przede wszystkim szpitalami) także poprzez odpowiednie regulacje ustawowe, wzmacnianie podstawowej opieki zdrowotnej (w tym poprzez wprowadzanie narzędzi koordynacji), koordynacja opieki nad pacjentami z bardziej skomplikowanymi problemami zdrowotnymi (na przykład onkologia, kardiologia, neurologia, ortopedia), inwestowanie tylko tam, gdzie wskazują na to odpowiednie narzędzia oceny ich celowości itp. Mam nadzieję na taki spokojny scenariusz zmian. W dodatku zmian zaplanowanych jako proces ciągły, a nie realizacja jakiejś utopijnej wizji „docelowej” – takiej po prostu nie ma.
Tekst opublikowano w „Menedżerze Zdrowia” 1–2/2023.
Przeczytaj także: „Wizja zdrowia Andrzeja Sośnierza”.
Czytając rozmowę [link do artykułu znajduje się na końcu tekstu – red.], w której pan Sośnierz przedstawił plan totalnej zmiany wszystkiego, w pierwszej chwili pomyślałem, że to dobrze, że nie jest ministrem zdrowia, mającym rzeczywisty wpływ na teraźniejszość i przyszłość systemu. I pewnie można by przejść nad tym wywiadem do porządku dziennego, gdyby nie to, że Andrzej Sośnierz jest nadal postrzegany jako osoba, której w sprawach służby zdrowia powinno się przynajmniej słuchać.
Za punkt odniesienia mojego felietonu przyjąłem jego słowa, ponieważ mam wrażenie, że wiele osób wypowiadających się w sprawach systemu ochrony zdrowia wydaje się tkwić w miejscu, w którym Polska była wiele lat temu.
Wchodząc w okres transformacji ponad trzydzieści lat temu, przytłaczająca większość polskich polityków (ale chyba także społeczeństwa) rzeczywiście postrzegała konkurencję, dążenie do zysku i wolny rynek jako fundamentalne narzędzia naprawy wszystkiego, co w naszym kraju przedtem nie funkcjonowało należycie. Zmieniające się ekipy rządzące (od prawa do lewa) w gruncie rzeczy dość konsekwentnie zaczęły realizować te idee we wszystkich dziedzinach życia społeczno-gospodarczego. Nie odmawiając wolnemu rynkowi licznych oczywiście pozytywnych skutków w przemianie ustrojowej Polski, nie można nie zauważyć, że po bliższym przyjrzeniu się sposobowi funkcjonowania liberalnych skądinąd krajów sprawy nie są tak proste. Praktycznie wszystkie dobrze zorganizowane i zamożne kraje, w których gospodarka wolnorynkowa jest obecna od zawsze, zbudowały liczne bariery chroniące wiele dziedzin życia przed rynkiem lub co najmniej ograniczające jego funkcjonowanie. W różnych krajach dotyczy to w różnym stopniu bezpieczeństwa, edukacji, dróg, kolei, często także handlu i przemysłu narodowego, ale we wszystkich – zwłaszcza ochrony zdrowia. Takie podejście potwierdza nie tylko praktyka, ale i prawo tych państw, a także prawo Unii Europejskiej (na przykład tzw. dyrektywa usługowa).
Mając to wszystko na uwadze, trzeba powiedzieć wprost – nawoływanie dziś do uzdrawiania nie do końca uregulowanego systemu ochrony zdrowia (w którym ciągle dominuje moim zdaniem szkodliwa – przede wszystkim dla pacjenta – konkurencja zamiast koordynacji) za pomocą narzędzi rynkowych: (oczywiście kosztownej) konkurencji od płatników do świadczeniodawców, wprowadzenia finansowania marży (zysku) w miejsce pokrywania kosztów świadczeń, otwarcia możliwości nieograniczonego inwestowania w ochronie zdrowia z automatyczną gwarancją wejścia do systemu i kilku innych skompromitowanych rewelacji po prostu zdumiewa.
Polski system ochrony zdrowia potrzebuje stabilizacji, a nie rewolucji (by nie napisać – zawracania historii). Ważne są zwiększanie nakładów (to od 2018 r. dzieje się na mocy ustawowej gwarancji odsetka PKB przeznaczanego na ten cel z pieniędzy publicznych), poprawianie zarządzania placówkami opieki zdrowotnej (przede wszystkim szpitalami) także poprzez odpowiednie regulacje ustawowe, wzmacnianie podstawowej opieki zdrowotnej (w tym poprzez wprowadzanie narzędzi koordynacji), koordynacja opieki nad pacjentami z bardziej skomplikowanymi problemami zdrowotnymi (na przykład onkologia, kardiologia, neurologia, ortopedia), inwestowanie tylko tam, gdzie wskazują na to odpowiednie narzędzia oceny ich celowości itp. Mam nadzieję na taki spokojny scenariusz zmian. W dodatku zmian zaplanowanych jako proces ciągły, a nie realizacja jakiejś utopijnej wizji „docelowej” – takiej po prostu nie ma.
Tekst opublikowano w „Menedżerze Zdrowia” 1–2/2023.
Przeczytaj także: „Wizja zdrowia Andrzeja Sośnierza”.