Archiwum
Prof. Knapp: Trzeba dążyć do zabezpieczania płodności przy leczeniu nowotworów ginekologicznych
Redaktor: Monika Stelmach
Data: 27.10.2023
Źródło: Izabela Próchnicka/PAP
Działy:
Aktualności w Onkologia
Aktualności
Tagi: | Paweł Knapp, nowotwór, ciąża, płodność, zabezpieczanie płodności |
Coraz częściej mówimy o zabezpieczaniu płodności przy leczeniu nowotworów ginekologicznych, bo są gotowe procedury. Jeżeli sytuacja konkretnej pacjentki na to pozwala, należy z nich korzystać, by kobiety mogły mieć dzieci – wskazuje ginekolog onkolog prof. Paweł Knapp z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
O zabezpieczaniu płodności prof. Knapp, który kieruje działającym w szpitalu USK Uniwersyteckim Centrum Onkologii, mówił 24 października na briefingu prasowym wspólnie z pacjentką panią Martą, która dzięki temu, że mogła skorzystać z tych procedur (zabezpieczono jej komórki jajowe w procesie stymulacji jajnika), gdy wyzdrowiała, niedawno urodziła dziecko.
Pani Marta zachorowała na raka przed czterema laty, o czym dowiedziała się z kontrolnych badań ginekologicznych, na które poszła. Miała wtedy 28 lat, a do UCO trafiła już z diagnozą raka trzonu macicy (endometrium). Nie miała dzieci, planowała wyjść za mąż. Prof. Knapp, który działa w Europejskim Towarzystwie Ginekologii Onkologicznej, przekazał dziennikarzom, że stopień zaawansowania nowotworu, który miała kobieta, kwalifikował ją do usunięcia macicy, co oznaczało, że nigdy nie będzie miała swoich dzieci, ale zastosowano niestandardowe działanie.
– Zaryzykowaliśmy i zdecydowaliśmy, że usuniemy za pomocą zabiegu histeroskopii dość dużą zmianę nowotworową, wdrożymy postępowanie radykalne hormonalne i zobaczymy, bo na usunięcie macicy zawsze będziemy mieli jeszcze czas. Wszystkie badania obrazowe i diagnostyczne pokazały, że miejscem dużego guza jest sama macica i to wprowadziło optymizm – tłumaczył prof. Knapp.
Pacjentkę monitorowano w UCO przez 3 lata i po kolejnych wizytach kontrolnych, które wskazywały, że jest zdrowa, zapadła decyzja, że może ona próbować zajść w ciążę. Zakończyło się to sukcesem, w sierpniu br. pani Marta urodziła dziecko.
– Często zapominamy o tym, że dysponujemy potężnym narzędziem, jakim jest zabezpieczenie płodności, i że absolutnie jesteśmy w stanie ją zabezpieczyć. Oczywiście potem pojawia się pytanie, w którym momencie jesteśmy w stanie wkroczyć z tymi wszystkimi procedurami tak, żeby pacjentka przestała być pacjentką, a stała się mamą – powiedział prof. Knapp, podkreślając, że należy o tym mówić częściej, a jest to także temat dla lekarzy różnych specjalności.
Ekspert ocenił, że procedura zabezpieczenia płodności (oncofertility) jest stosowana coraz częściej, choć konkretnych danych nie podał. Dodał, że jest ona ważna np. w przypadku raka endometrium, a takich nowotworów przybywa.
– Mamy w Polsce ok. 6 tys. nowych przypadków, z czego 1,5 tys. pań umrze, więc musimy być czujni i cały czas pamiętać o tym, że badania ginekologiczne trzeba wykonywać raz do roku, i że mamy procedurę oncofertility, czyli mamy wiele narzędzi, dzięki którym te młode panie nie są już skazane na nieposiadanie własnych dzieci – dodał prof. Paweł Knapp.
Onkolog pytany o to, jaka część pacjentek z nowotworami ginekologicznymi ma szanse na posiadanie dzieci, wskazał, że zależy to od wielu rzeczy, m.in. charakteru i wielkości oraz umiejscowienia guza, zastosowanej hormonoterapii, tego jak organizm odpowie na leczenie.
– To są pytania, na które tak naprawdę odpowiadamy na bieżąco i dopiero wtedy kwalifikując pacjentkę do danej procedury, możemy jednoznacznie stwierdzić: to jest ta lub tamta droga – dodał. Podkreślił, że rak późno rozpoznany uniemożliwia zastosowanie procedury zabezpieczenia płodności, a pacjentki są wtedy skazane na usunięcie narządów rodnych, bo to ratuje im życie.
– W procedurach oncofertility bardzo ważna jest kwalifikacja pacjentki. Nie każdej pani da się zabezpieczyć płodność, natomiast w wielu przypadkach jest to możliwe i o tym należy pamiętać, głośno o tym mówić – powiedział prof. Knapp. Podkreślił, że wszystko zależy od stopnia zaawansowania nowotworu. Obecnie rak nie w każdym przypadku oznacza śmierć, ponieważ są nowe terapie, a wiele nowotworów jest traktowanych jako choroby przewlekłe. Ekspert mówił, że ma pacjentki po raku szyjki macicy i guzie jajnika, które urodziły dzieci, bo zabezpieczono im płodność.
Pani Marta zachorowała na raka przed czterema laty, o czym dowiedziała się z kontrolnych badań ginekologicznych, na które poszła. Miała wtedy 28 lat, a do UCO trafiła już z diagnozą raka trzonu macicy (endometrium). Nie miała dzieci, planowała wyjść za mąż. Prof. Knapp, który działa w Europejskim Towarzystwie Ginekologii Onkologicznej, przekazał dziennikarzom, że stopień zaawansowania nowotworu, który miała kobieta, kwalifikował ją do usunięcia macicy, co oznaczało, że nigdy nie będzie miała swoich dzieci, ale zastosowano niestandardowe działanie.
– Zaryzykowaliśmy i zdecydowaliśmy, że usuniemy za pomocą zabiegu histeroskopii dość dużą zmianę nowotworową, wdrożymy postępowanie radykalne hormonalne i zobaczymy, bo na usunięcie macicy zawsze będziemy mieli jeszcze czas. Wszystkie badania obrazowe i diagnostyczne pokazały, że miejscem dużego guza jest sama macica i to wprowadziło optymizm – tłumaczył prof. Knapp.
Pacjentkę monitorowano w UCO przez 3 lata i po kolejnych wizytach kontrolnych, które wskazywały, że jest zdrowa, zapadła decyzja, że może ona próbować zajść w ciążę. Zakończyło się to sukcesem, w sierpniu br. pani Marta urodziła dziecko.
– Często zapominamy o tym, że dysponujemy potężnym narzędziem, jakim jest zabezpieczenie płodności, i że absolutnie jesteśmy w stanie ją zabezpieczyć. Oczywiście potem pojawia się pytanie, w którym momencie jesteśmy w stanie wkroczyć z tymi wszystkimi procedurami tak, żeby pacjentka przestała być pacjentką, a stała się mamą – powiedział prof. Knapp, podkreślając, że należy o tym mówić częściej, a jest to także temat dla lekarzy różnych specjalności.
Ekspert ocenił, że procedura zabezpieczenia płodności (oncofertility) jest stosowana coraz częściej, choć konkretnych danych nie podał. Dodał, że jest ona ważna np. w przypadku raka endometrium, a takich nowotworów przybywa.
– Mamy w Polsce ok. 6 tys. nowych przypadków, z czego 1,5 tys. pań umrze, więc musimy być czujni i cały czas pamiętać o tym, że badania ginekologiczne trzeba wykonywać raz do roku, i że mamy procedurę oncofertility, czyli mamy wiele narzędzi, dzięki którym te młode panie nie są już skazane na nieposiadanie własnych dzieci – dodał prof. Paweł Knapp.
Onkolog pytany o to, jaka część pacjentek z nowotworami ginekologicznymi ma szanse na posiadanie dzieci, wskazał, że zależy to od wielu rzeczy, m.in. charakteru i wielkości oraz umiejscowienia guza, zastosowanej hormonoterapii, tego jak organizm odpowie na leczenie.
– To są pytania, na które tak naprawdę odpowiadamy na bieżąco i dopiero wtedy kwalifikując pacjentkę do danej procedury, możemy jednoznacznie stwierdzić: to jest ta lub tamta droga – dodał. Podkreślił, że rak późno rozpoznany uniemożliwia zastosowanie procedury zabezpieczenia płodności, a pacjentki są wtedy skazane na usunięcie narządów rodnych, bo to ratuje im życie.
– W procedurach oncofertility bardzo ważna jest kwalifikacja pacjentki. Nie każdej pani da się zabezpieczyć płodność, natomiast w wielu przypadkach jest to możliwe i o tym należy pamiętać, głośno o tym mówić – powiedział prof. Knapp. Podkreślił, że wszystko zależy od stopnia zaawansowania nowotworu. Obecnie rak nie w każdym przypadku oznacza śmierć, ponieważ są nowe terapie, a wiele nowotworów jest traktowanych jako choroby przewlekłe. Ekspert mówił, że ma pacjentki po raku szyjki macicy i guzie jajnika, które urodziły dzieci, bo zabezpieczono im płodność.