Prof. Pieńkowski: Interes ośrodków leczniczych i interes pacjentów są rozbieżne
Autor: Katarzyna Bakalarska
Data: 13.02.2014
Źródło: KG
O tym, że adres zamieszkania wpływa na rokowania wyjścia z raka piersi, systemowych brakach w leczeniu tego nowotworu i wyzwaniach, portal e.Onkologia rozmawia z prof. Tadeuszem Pieńkowskim - onkologiem z ponad 30-letnim doświadczeniem, kierownikiem Kliniki Onkologii CMPK w Europejskim Centrum Zdrowia w Otwocku.
- Jakie są największe ograniczenia w dostępie do technologii medycznych wykorzystywanych w leczeniu raka piersi? Co jest największym problemem?
- W tym kontekście problem jest bardzo złożony. Limitowane są wszystkie działania, na wszystkich etapach diagnostyki i leczenia. Trudno jest wskazać jedną, fundamentalną rzecz, która jest największym problemem, ponieważ mamy ich cały wachlarz. Problemem dość kuriozalnym, który związany jest nie tylko z diagnostyką raka piesi, ale i innych nowotworów, jest wykrywanie zmian biologicznych – najczęściej związanych z ekspresją różnych genów i identyfikowaniem grup chorych reagujących na daną, najlepszą dla nich metodę leczenia. Przykładowo w przypadku raka HER-2 dodatniego, stanowiącego około 17 proc. wszystkich nowotworów, jest program terapeutyczny zapewniający części chorym leczenie, ale są problemy z płaceniem za jego realizację. Płatnik płaci tylko za tych pacjentów, którzy w ramach programu mają pozytywne wyniki leczenia, a za wyniki chorych negatywnych, już nie.
- Czego brakuje w systemowym leczeniu raka piersi?
- Wielu rzeczy. W Polsce w tej chwili żyje około 70 tys. kobiet, które kiedykolwiek chorowały na raka piersi. Musimy przygotować się na to, że w kolejnych latach liczba takich kobiet znacznie się zwiększy. Wyleczenie z nowotworu, to dopiero połowa sukcesu. Takie pacjentki powinny być stale monitorowane i mieć zapewnione aktywne życie po raku, z dostępem do rehabilitacji, by mogły wracać do życia społeczno-zawodowego. Wyciąć guza jest dosyć łatwo, ale usunąć psychiczne konsekwencje choroby, znacznie trudniej. W Polsce brakuje udogodnień nie wprost medycznych, ale społecznych, socjalnych dla takiej grupy pacjentów, zapewnienia im poczucia bezpieczeństwa i komfortu psychicznego. Strategia walki z rakiem w naszym kraju powinna obejmować znacznie szersze spektrum działań, niż diagnostyczno-leczniczych.
- Jak adres zamieszkania wpływa w Polsce na rokowania wyjścia z raka piersi?
- W tym temacie faktycznie mamy Polskę A, B i C. Kilka lat temu w Anglii zorganizowano bardzo dużą akcję społeczną – „kod pocztowy, to nie wyrok”. Doprowadziła ona do pozytywnych zmian dla pacjentów m.in. w szerszym dostępie do różnych metod leczenia. W Polsce mamy system, w dużej mierze będący spadkiem minionej epoki politycznej, kiedy tworzono duże szpitale w niewielkiej liczbie. Spowodowało to, że dziś, jeśli ktoś mieszka blisko dużego ośrodka ma łatwiejszy dostęp do diagnostyki i leczenia, niż pacjentka mieszkająca dalej od niego. Prócz dużych akademickich ośrodków potrzebne są też inne, mniejsze, świadczące opiekę na podobnym poziomie, jak duże ośrodki. Trzeba pamiętać o tym, że czas liczony jest różnie z punktu widzenia lekarza i pacjenta. Lekarz z pacjentem w trakcie wizyty spędza średnio 15 minut, a dla wielu pacjentów czas przeznaczony na dojazd do ośrodka na wizytę, badanie i powrót do domu, to nierzadko 10 godzin. Ten czas mógłby być skrócony, gdyby pacjenci mieli większy dostęp do miejsc świadczących usługi medyczne, położonych bliżej ich miejsca zamieszkania. Zapytajmy czy na Mazowszu jest wystarczająca liczba urządzeń do radioterapii? Biorąc pod uwagę światowe normy, można powiedzieć, że praktycznie tak. Ale są one skoncentrowane praktycznie w jednym miejscu.
- Jak ocenia Pan dostępność do nowych terapii w raku piersi?
- W Polsce najlepiej jest chorować między styczniem, a październikiem, później wyczerpują się środki. Jednocześnie wprowadzanie i udostępnianie polskim pacjentom nowych terapii, w tym refundowanych, dokonuje się bardzo powoli. I trzeba to zmienić, usystematyzować.
- Co powinno zmienić się w systemie opieki nad pacjentem z rakiem piersi?
- Powinien być przyjęty strategiczny program zwalczania chorób nowotworowych - inny, niż ten funkcjonujący pod nazwą Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych - który całościowo ujmowałby aspekty zarówno medyczne, jak i niemedyczne w horyzoncie 20-letnim. Ważne, by miał on odpowiednie finansowanie. Istotne jest też powołanie instytucji, która koordynowałaby jego działania. Trzeba też zmienić sposób finansowania niektórych świadczeń, tak by pacjenta nie trzeba było tak często hospitalizować, a opłacało się wykonywać świadczenia jednego dnia. Wciąż interes ośrodka leczącego, a interes pacjenta, są całkowicie rozbieżne. Pacjentowi zależy na szybkim i skutecznym leczeniu, a szpitalom, by za świadczenia uzyskać jak najwięcej. Stąd tak wiele niepotrzebnych hospitalizacji. A onkologii nie leczy się łóżkami.
- W tym kontekście problem jest bardzo złożony. Limitowane są wszystkie działania, na wszystkich etapach diagnostyki i leczenia. Trudno jest wskazać jedną, fundamentalną rzecz, która jest największym problemem, ponieważ mamy ich cały wachlarz. Problemem dość kuriozalnym, który związany jest nie tylko z diagnostyką raka piesi, ale i innych nowotworów, jest wykrywanie zmian biologicznych – najczęściej związanych z ekspresją różnych genów i identyfikowaniem grup chorych reagujących na daną, najlepszą dla nich metodę leczenia. Przykładowo w przypadku raka HER-2 dodatniego, stanowiącego około 17 proc. wszystkich nowotworów, jest program terapeutyczny zapewniający części chorym leczenie, ale są problemy z płaceniem za jego realizację. Płatnik płaci tylko za tych pacjentów, którzy w ramach programu mają pozytywne wyniki leczenia, a za wyniki chorych negatywnych, już nie.
- Czego brakuje w systemowym leczeniu raka piersi?
- Wielu rzeczy. W Polsce w tej chwili żyje około 70 tys. kobiet, które kiedykolwiek chorowały na raka piersi. Musimy przygotować się na to, że w kolejnych latach liczba takich kobiet znacznie się zwiększy. Wyleczenie z nowotworu, to dopiero połowa sukcesu. Takie pacjentki powinny być stale monitorowane i mieć zapewnione aktywne życie po raku, z dostępem do rehabilitacji, by mogły wracać do życia społeczno-zawodowego. Wyciąć guza jest dosyć łatwo, ale usunąć psychiczne konsekwencje choroby, znacznie trudniej. W Polsce brakuje udogodnień nie wprost medycznych, ale społecznych, socjalnych dla takiej grupy pacjentów, zapewnienia im poczucia bezpieczeństwa i komfortu psychicznego. Strategia walki z rakiem w naszym kraju powinna obejmować znacznie szersze spektrum działań, niż diagnostyczno-leczniczych.
- Jak adres zamieszkania wpływa w Polsce na rokowania wyjścia z raka piersi?
- W tym temacie faktycznie mamy Polskę A, B i C. Kilka lat temu w Anglii zorganizowano bardzo dużą akcję społeczną – „kod pocztowy, to nie wyrok”. Doprowadziła ona do pozytywnych zmian dla pacjentów m.in. w szerszym dostępie do różnych metod leczenia. W Polsce mamy system, w dużej mierze będący spadkiem minionej epoki politycznej, kiedy tworzono duże szpitale w niewielkiej liczbie. Spowodowało to, że dziś, jeśli ktoś mieszka blisko dużego ośrodka ma łatwiejszy dostęp do diagnostyki i leczenia, niż pacjentka mieszkająca dalej od niego. Prócz dużych akademickich ośrodków potrzebne są też inne, mniejsze, świadczące opiekę na podobnym poziomie, jak duże ośrodki. Trzeba pamiętać o tym, że czas liczony jest różnie z punktu widzenia lekarza i pacjenta. Lekarz z pacjentem w trakcie wizyty spędza średnio 15 minut, a dla wielu pacjentów czas przeznaczony na dojazd do ośrodka na wizytę, badanie i powrót do domu, to nierzadko 10 godzin. Ten czas mógłby być skrócony, gdyby pacjenci mieli większy dostęp do miejsc świadczących usługi medyczne, położonych bliżej ich miejsca zamieszkania. Zapytajmy czy na Mazowszu jest wystarczająca liczba urządzeń do radioterapii? Biorąc pod uwagę światowe normy, można powiedzieć, że praktycznie tak. Ale są one skoncentrowane praktycznie w jednym miejscu.
- Jak ocenia Pan dostępność do nowych terapii w raku piersi?
- W Polsce najlepiej jest chorować między styczniem, a październikiem, później wyczerpują się środki. Jednocześnie wprowadzanie i udostępnianie polskim pacjentom nowych terapii, w tym refundowanych, dokonuje się bardzo powoli. I trzeba to zmienić, usystematyzować.
- Co powinno zmienić się w systemie opieki nad pacjentem z rakiem piersi?
- Powinien być przyjęty strategiczny program zwalczania chorób nowotworowych - inny, niż ten funkcjonujący pod nazwą Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych - który całościowo ujmowałby aspekty zarówno medyczne, jak i niemedyczne w horyzoncie 20-letnim. Ważne, by miał on odpowiednie finansowanie. Istotne jest też powołanie instytucji, która koordynowałaby jego działania. Trzeba też zmienić sposób finansowania niektórych świadczeń, tak by pacjenta nie trzeba było tak często hospitalizować, a opłacało się wykonywać świadczenia jednego dnia. Wciąż interes ośrodka leczącego, a interes pacjenta, są całkowicie rozbieżne. Pacjentowi zależy na szybkim i skutecznym leczeniu, a szpitalom, by za świadczenia uzyskać jak najwięcej. Stąd tak wiele niepotrzebnych hospitalizacji. A onkologii nie leczy się łóżkami.