Specjalizacje, Kategorie, Działy

Systemowe sito ogranicza dostęp do leczenia biologicznego

Udostępnij:
Prof. Andrzej Kaszuba, konsultant krajowy w dziedzinie dermatologii i wenerologii w rozmowie z portalem e.Dermatologia o bolączkach, absurdach w dermatologii oraz propozycjach ich rozwiązania.
Jak wypada nasza dermatologia pod kątem dostępności do innowacyjnych terapii, leków na tle Europy?
- Niestety nie najlepiej. Wystarczy przytoczyć przykład izotretynoiny wprowadzonej na świecie w latach 80-tych. W Polsce dopiero teraz zaczynamy się do niej przekonywać – doustnie stosuje ją zaledwie 40 proc. lekarzy, a na świecie stosują ją wszyscy. Problemem są konserwatywni lekarze, często nienadążający za nowoczesną wiedzą, którzy często krytykują młodszych kolegów za leczenie, ich zdaniem „niebezpiecznymi” lekami. Tymczasem lek ten jest uznany, bezpieczny i stosowany w innych krajach. Kolejny problem, na który warto zwrócić uwagę, to konieczność poprawy systemowego leczenia łuszczycy. To podstawa właściwego podejścia do leczenie tej choroby, bowiem jeśli w lecznictwie ambulatoryjnym nie będziemy stosować leków systemowych, to nie będzie można zastosować u chorych najnowszych programów lekowych leczenia biologicznego.

Jak w praktyce realizowane są nowoczesne programy lekowe?
- Po pierwsze zanim pacjent zostanie zakwalifikowany do takiego leczenia musi wcześniej przejść, co najmniej dwie metody leczenia systemowego. Przykładowo w łuszczycy do wyboru są cztery metody takiego leczenia – PUVA (psolareny plus UVA tzw. fotochemioterapia), metotreksatem, cyklosporyną i acytretyną. Do ośrodka leczącego metodami biologicznymi powinni być kierowani pacjenci, u których leczenie systemowe nie przyniosło efektów. Nigdy wcześniej, a tak się niestety zdarza. W porównaniu z Zachodem, gdzie leki biologiczne są najczęściej stosowane, Polska nie wypada najlepiej. U nas np. około 3,5 proc. pacjentów z ciężką łuszczycą stawową jest leczonych biologicznie, a w Belgii – 15 – 20 proc. Na takie dysproporcje wpływa polski system kwalifikacji do takiego leczenia. Nasz pacjent musi, jak wspominałem wcześniej, przejść co najmniej dwie metody leczenia systemowego oraz mieć trzy wskaźniki chorobowe powyżej 10 (według tzw. „reguły dziesiątek”). M.in. musi mieć wskaźnik aktywności i rozległości procesu łuszczycowego powyżej 10, BSA – czyli odsetek zajętej powierzchni ciała, także powyżej 10 oraz wskaźnik jakości życia, powyżej 10. Konieczne jest też wykonanie w systemie jpg zdjęć zmian skórnych chorego. Wymagania takie narzucone są zapisami w ramach programu lekowego. Na świecie natomiast, o zakwalifikowaniu pacjenta do biologicznego leczenia decyduje, głównie wskaźnik jakości życia. Jeżeli pacjent przychodzi do lekarza i ma zmiany łuszczycowe np. paznokci, wiadomym jest, że jakość jego życia z powodu objawów chorobowych jest znacznie upośledzona, zatem dostaje leczenie biologiczne. To pokazuje jedną z przyczyn, dlaczego w Polsce niewiele pacjentów objętych jest tym leczeniem.

Co trzeba zrobić by w Polsce była większa dostępność leczenia biologicznego w ramach programów lekowych?
- Niezbędne jest obniżenie kryteriów dostępu chorego do programu lekowego. Przykładowo po niecałym rocznym funkcjonowaniu tego programu w łuszczycy plackowatej, leczeniem objętych jest zaledwie ok. 130 pacjentów. A program przewidziany jest na 800-1000 pacjentów – takie możliwości finansowania są zapewnione przez NFZ. Tak niski udział chorych w tym programie, to wynik wprowadzenia zawyżonych kryteriów kwalifikujących do programu, i moim zdaniem, trzeba to jak najszybciej zmienić. Kolejnym utrudnieniem wprowadzania chorych do programów lekowych są komisje sprawdzające prawidłowość kwalifikacji, których nie ma na świecie. Oznacza to, że pacjent prócz zakwalifikowania przez lekarza do takiego leczenia, musi jeszcze przejść weryfikację owej komisji. Wyznacza ją prezes Narodowego Funduszu Zdrowia. To kolejne sito, które przesiewa i dyskwalifikuje pacjentów.
 
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.