"Czarny poniedziałek": setki tysięcy protestujących przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego na ulicach
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 04.10.2016
Źródło: BL, TVN
Tagi: | czarny poniedziałek |
Czarne ubrania, tłumy demonstrujących na ulicach, a do tego zamknięta część biur, urzędów, sklepów i innych lokali - tak wyglądał "czarny poniedziałek" w Polsce. W wielu miastach kobiety - wraz z mężczyznami - protestowały w ten sposób przez cały dzień przeciwko planom zaostrzenia ustawy aborcyjnej.
- Akcja - odbywająca się także pod hasłem "Strajk Kobiet" - miała swój początek w internecie. Jej uczestniczki miały nie przyjść do pracy lub nie wykonywać swoich codziennych obowiązków. Organizatorzy zachęcali, by poparcie dla akcji wyrazić czarnym strojem – relacjonuje TVN.
Wszystko zaczęło się od internetowego wpisu aktorki i reżyserki teatralnej Krystyny Jandy, która przypomniała podobny strajk kobiet z Islandii sprzed kilkudziesięciu lat.
Prawdopodobnie najliczniejsze manifestacje tego dnia miały miejsce w Warszawie. O godz. 10 wystartował tam protest przed siedzibą Prawa i Sprawiedliwości na ul. Nowogrodzkiej. Uczestniczki stworzyły tam "ścianę furii", łącząc się w mur i krzycząc: "Ta ustawa nie przejdzie! PiS nie przejdzie".
Jak podaje stacja telewizyjna w Poznaniu strajk przybrał wyjątkową formę. Odbywały się tam bezpłatne zajęcia jogi, które stanowiły przygotowanie do demonstracji - ta miała miejsce na pl. Mickiewicza o godz. 14. Według szacunków organizatorów i policji wzięło w niej udział ok. 8 tys. osób, w tym żona prezydenta miasta, Joanna Jaśkowiak.
W jednej z wrocławskich galerii handlowych zamknięto w poniedziałek sześć lokali. Pracownicy sklepów i kawiarni nie pojawili się w pracy. - Nasza firma zatrudnia obecnie około 100 osób, z czego 80 proc. to są kobiety. Chcemy, by miały prawo do uczestniczenia w tym proteście - powiedział Radosław Olszewski, właściciel sieci restauracji we Wrocławiu. Zamknięcie lokalu może oznaczać nawet 40 tys. złotych straty. - Pieniądze tutaj nie grają żadnej roli. Ważne jest dla nas, żeby nasi pracownicy mogli iść i zaprotestować przeciwko temu, co się dzieje - powiedział.
Po południu kilkanaście tysięcy manifestujących zebrało się na Rynku Głównym, gdzie skandowano "Ten Sejm dalej nie pojedzie". "Brawo, wrocławianki" - komentował na Twitterze prezydent miasta, Rafał Dutkiewicz.
Wszystko zaczęło się od internetowego wpisu aktorki i reżyserki teatralnej Krystyny Jandy, która przypomniała podobny strajk kobiet z Islandii sprzed kilkudziesięciu lat.
Prawdopodobnie najliczniejsze manifestacje tego dnia miały miejsce w Warszawie. O godz. 10 wystartował tam protest przed siedzibą Prawa i Sprawiedliwości na ul. Nowogrodzkiej. Uczestniczki stworzyły tam "ścianę furii", łącząc się w mur i krzycząc: "Ta ustawa nie przejdzie! PiS nie przejdzie".
Jak podaje stacja telewizyjna w Poznaniu strajk przybrał wyjątkową formę. Odbywały się tam bezpłatne zajęcia jogi, które stanowiły przygotowanie do demonstracji - ta miała miejsce na pl. Mickiewicza o godz. 14. Według szacunków organizatorów i policji wzięło w niej udział ok. 8 tys. osób, w tym żona prezydenta miasta, Joanna Jaśkowiak.
W jednej z wrocławskich galerii handlowych zamknięto w poniedziałek sześć lokali. Pracownicy sklepów i kawiarni nie pojawili się w pracy. - Nasza firma zatrudnia obecnie około 100 osób, z czego 80 proc. to są kobiety. Chcemy, by miały prawo do uczestniczenia w tym proteście - powiedział Radosław Olszewski, właściciel sieci restauracji we Wrocławiu. Zamknięcie lokalu może oznaczać nawet 40 tys. złotych straty. - Pieniądze tutaj nie grają żadnej roli. Ważne jest dla nas, żeby nasi pracownicy mogli iść i zaprotestować przeciwko temu, co się dzieje - powiedział.
Po południu kilkanaście tysięcy manifestujących zebrało się na Rynku Głównym, gdzie skandowano "Ten Sejm dalej nie pojedzie". "Brawo, wrocławianki" - komentował na Twitterze prezydent miasta, Rafał Dutkiewicz.