Albo fuzje, albo śmierć
Autor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 01.03.2019
Źródło: Bartłomiej Leśniewski
Szpitale powiatowe nie wytrzymują presji, w jakiej przyszło im działać. Możliwość przyłączenia się do większych grup szpitalnych w ostatnich dniach zaczęły rozważać lecznice w Kozienicach i Prabutach. Czy fuzje to ostatnia szansa placówek powiatowych?
Na Pomorzu trwają przygotowania do połączenia w grupę szpitali w Malborku, Nowym Dworze Gdańskim, Prabutach wraz ze Szpitalem Zakaźnym w Gdańsku. Przymiarki do przyłączenia lecznicy do Grupy Nowy Szpital trwały również w Kozienicach, ale na przeszkodzie stoi stanowisko związkowców, którzy obawiają się utraty miejsc pracy. Paradoksalnie i wbrew swoim intencjom w liście przeciw połączeniu z GNS wymieniają… wszystkie korzyści, które może przynieść działanie w grupie.
Przeczytaj: Ile można oszczędzić na zbędnych etatach w kozienickim szpitalu?.
Czy jednak przed fuzjami można uciec? Zapytaliśmy ekspertów.
Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali, partner i ekspert Formedis Medical Management & Consulting w Poznaniu oraz wykładowca i ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku:
- O konieczności konsolidacji szpitali działających na określonym obszarze terytorialnym pisaliśmy z Piotrem Magdziarzem na łamach „Menedżera Zdrowia" wielokrotnie na długo przed sygnalizowanymi ostatnio przez ministra zdrowia podobnymi pomysłami. Oddolne inicjatywy samorządowców i menedżerów szpitali powiatowych, idące w kierunku poszukiwania partnerów do wspólnego i skoordynowanego świadczenia usług medycznych na rzecz lokalnych społeczności potwierdzają coraz większą popularność tej inicjatywy oraz zbliżającą się nieuchronność jej wprowadzenia w życie. Bo bez konsolidacji rozproszonych sił, środków i zasobów pojedyncze i ekonomicznie coraz słabsze szpitale po prostu nie dadzą sobie rady w rzeczywistości jaką zgotowali im w ostatnich latach politycy. Warto w tym kontekście przypomnieć fuzje szpitali łódzkich, kieleckich, lubelskich, częstochowskich, rzeszowskich, wrocławskich oraz pomorskich szpitali marszałkowskich, przeprowadzone jakieś 5-6 lat temu, które doprowadziły do racjonalizacji wykorzystania posiadanych acz wciąż ograniczonych zasobów, a w konsekwencji do stabilizacji ekonomicznej połączonych placówek.
Jak wskazują doświadczenia innych krajów, szpital powinien zabezpieczać swoim działaniem obszar zamieszkały przez 200-250 tys. osób. Tymczasem w Polsce jeden szpital przypada średnio on ok. 50 tys. mieszkańców co oznacza, że mamy ich po prostu za dużo z wszystkimi tego stanu złymi konsekwencjami (brak rentowności, braki personelu, przerost nakładów inwestycyjnych i posiadanych zasobów w stosunku do potrzeb). Nie stać nas jako społeczeństwo na takie marnotrawstwo.
Ewa Książek-Bator, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali:
- To ogólnoświatowy trend, łączyć się trzeba i warto. To obniża koszty administracyjne, diagnostyki, itp. Warto też łączyć się z sensem – to jest w sieci, w których w otoczeniu kilku mniejszych szpitali, np. powiatowych, funkcjonuje jeden szpital wielospejalistyczny. To znacznie poprawi jakość świadczeń i bezpieczeństwo zdrowotne dla regionalnych populacji pacjentów.
W zasadzie główną przeszkodą jest opór pracowników. Muszę przyznać, że rozumiem powody ich obaw. Bo rzeczywiście fuzje to duże ryzyko redukcji etatów, czyli po prostu zwolnień. I tego zagrożenia wcale bym nie bagatelizowała. Każda propozycja fuzji, by miała sens, musi zawierać pakiet chroniący załogi przed tym, by nie zostały „na lodzie”. W ochronie zdrowia mamy poważne braki kadrowe i wierzę, że konkretne rozwiązania dla konkretnych załóg są do osiągnięcia i wypracowania. To lepsze rozwiązanie niż bierne przyglądanie się temu jak zadłużony szpital tonie.
Przeczytaj także: "Płonka: Na płace szpitale powiatowe wydają 83 proc. przychodów, a na leczenie jedynie od 4 do 6 proc.".
Przeczytaj: Ile można oszczędzić na zbędnych etatach w kozienickim szpitalu?.
Czy jednak przed fuzjami można uciec? Zapytaliśmy ekspertów.
Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali, partner i ekspert Formedis Medical Management & Consulting w Poznaniu oraz wykładowca i ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku:
- O konieczności konsolidacji szpitali działających na określonym obszarze terytorialnym pisaliśmy z Piotrem Magdziarzem na łamach „Menedżera Zdrowia" wielokrotnie na długo przed sygnalizowanymi ostatnio przez ministra zdrowia podobnymi pomysłami. Oddolne inicjatywy samorządowców i menedżerów szpitali powiatowych, idące w kierunku poszukiwania partnerów do wspólnego i skoordynowanego świadczenia usług medycznych na rzecz lokalnych społeczności potwierdzają coraz większą popularność tej inicjatywy oraz zbliżającą się nieuchronność jej wprowadzenia w życie. Bo bez konsolidacji rozproszonych sił, środków i zasobów pojedyncze i ekonomicznie coraz słabsze szpitale po prostu nie dadzą sobie rady w rzeczywistości jaką zgotowali im w ostatnich latach politycy. Warto w tym kontekście przypomnieć fuzje szpitali łódzkich, kieleckich, lubelskich, częstochowskich, rzeszowskich, wrocławskich oraz pomorskich szpitali marszałkowskich, przeprowadzone jakieś 5-6 lat temu, które doprowadziły do racjonalizacji wykorzystania posiadanych acz wciąż ograniczonych zasobów, a w konsekwencji do stabilizacji ekonomicznej połączonych placówek.
Jak wskazują doświadczenia innych krajów, szpital powinien zabezpieczać swoim działaniem obszar zamieszkały przez 200-250 tys. osób. Tymczasem w Polsce jeden szpital przypada średnio on ok. 50 tys. mieszkańców co oznacza, że mamy ich po prostu za dużo z wszystkimi tego stanu złymi konsekwencjami (brak rentowności, braki personelu, przerost nakładów inwestycyjnych i posiadanych zasobów w stosunku do potrzeb). Nie stać nas jako społeczeństwo na takie marnotrawstwo.
Ewa Książek-Bator, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali:
- To ogólnoświatowy trend, łączyć się trzeba i warto. To obniża koszty administracyjne, diagnostyki, itp. Warto też łączyć się z sensem – to jest w sieci, w których w otoczeniu kilku mniejszych szpitali, np. powiatowych, funkcjonuje jeden szpital wielospejalistyczny. To znacznie poprawi jakość świadczeń i bezpieczeństwo zdrowotne dla regionalnych populacji pacjentów.
W zasadzie główną przeszkodą jest opór pracowników. Muszę przyznać, że rozumiem powody ich obaw. Bo rzeczywiście fuzje to duże ryzyko redukcji etatów, czyli po prostu zwolnień. I tego zagrożenia wcale bym nie bagatelizowała. Każda propozycja fuzji, by miała sens, musi zawierać pakiet chroniący załogi przed tym, by nie zostały „na lodzie”. W ochronie zdrowia mamy poważne braki kadrowe i wierzę, że konkretne rozwiązania dla konkretnych załóg są do osiągnięcia i wypracowania. To lepsze rozwiązanie niż bierne przyglądanie się temu jak zadłużony szpital tonie.
Przeczytaj także: "Płonka: Na płace szpitale powiatowe wydają 83 proc. przychodów, a na leczenie jedynie od 4 do 6 proc.".