Brnąc w fikcję

Udostępnij:
Od kilku lat zastanawia, dlaczego nasi politycy zdrowotni i decydenci kształtujący system ochrony zdrowia nie spieszą się z rzetelnym policzeniem, jakie rzeczywiste koszty świadczeń zdrowotnych ponoszą świadczeniodawcy. Wygląda to na cichą zgodę na nieracjonalne wydatkowanie przez Narodowy Fundusz Zdrowia ogromnych publicznych pieniędzy.
Nieracjonalne, bo bez znajomości rzeczywistych kosztów. Ceny ustalane przez NFZ są albo zbyt niskie, co powoduje zadłużanie się podmiotów leczniczych (głównie publicznych, gdyż prywatne po prostu nie wykonują takich świadczeń), albo zbyt wysokie, co sprawia, że publiczne pieniądze, których ciągle jest zbyt mało na zaspokojenie wszystkich potrzeb zdrowotnych ubezpieczonych, są marnotrawione, gdyż pozwalają na osiąganie przez świadczeniodawców rentowności czasami na poziomie kilkudziesięciu procent. Mam wrażenie, że NFZ nie wie, o ile ceny jednych świadczeń zdrowotnych są niedowartościowane, a innych przewartościowane. Niestety, ta niewiedza nie przysparza funduszowi trosk.

Dopasowanie do systemu
Z problemami wynikającymi z takiej sytuacji borykają się świadczeniodawcy wykonujący nierentowne, aczkolwiek niezbędne dla ratowania zdrowia i życia pacjentów, procedury oraz pacjenci mający utrudniony do nich dostęp. Sytuacja taka powinna być nie do przyjęcia dla polityków zdrowotnych, organizatorów systemu ochrony zdrowia, a więc przede wszystkim dla Ministerstwa Zdrowia. Wydaje się, że problem ten powinien być jak najszybciej rozwiązany, gdyż ogranicza dostępność do określonych świadczeń zdrowotnych, powoduje nieracjonalne wykorzystywanie przez NFZ publicznych pieniędzy, a wreszcie powoduje narastające zadłużanie się publicznych podmiotów realizujących w znacznej części świadczenia zbyt nisko wycenione przez fundusz.

Kto powinien liczyć
Czy tylko Agencja Taryfikacji może rzetelnie liczyć koszty świadczeń opieki zdrowotnej? W mojej ocenie, nie. Zadanie takie może realizować któraś z istniejących instytucji, oczywiście po wzmocnieniu jej niezbędnymi do prowadzenia takiego przedsięwzięcia zasobami ludzkimi, sprzętowymi i finansowymi. Nie ma konieczności powoływania kolejnej instytucji, która oczywiście będzie musiała mieć prezesa lub dyrektora, zapewne jego zastępców, niezbędne służby administracyjne, finansowo-księgowe, kadrowe i wreszcie ludzi, którzy będą zajmować się realizacją przedmiotowego zadania, czyli organizacją systemu pozyskiwania i przetwarzania danych kosztowych i statystycznych uzyskiwanych od świadczeniodawców. Przecież zadanie to można by powierzyć istniejącej od kilku lat Agencji Oceny Technologii Medycznych, która już w latach 2006-2008 rozpoczęła kalkulację kosztów świadczeń opieki zdrowotnej, lecz, niestety, nie otrzymała wówczas pieniędzy na realizacje tego zadania i nie dysponowała odpowiednią infrastrukturą informatyczną. Kalkulacją kosztów zająć mogłaby się też inna instytucja, np. Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, czy Biuro ds. Zagranicznych Programów Pomocy w Ochronie Zdrowia.

Jeśli jednak chcemy tworzyć kolejną instytucję, która w końcu zrobi to, na co czekamy kilka, a w zasadzie kilkanaście lat, to, niestety, wyniki jej pracy poznamy, w mojej ocenie, najwcześniej za 5 lat. Utworzenie Agencji Taryfikacji jest już spóźnione co najmniej o kilka lat i uważam, że samo jej powołanie nie rozwiąże najważniejszych problemów.

Pełny tekst Waldemara Stylo ukaże się w najnowszym numerze Menedżera Zdrowia
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.