Chirurgia plastyczna - czas uregulować rynek

Udostępnij:
Turystyka medyczna miała się stać polską specjalnością, a tu nagle taki cios: w Gdańsku piękna Szwedka po zabiegu powiększenia piersi zapada w śpiączkę. Cudzoziemcy odwołują operacje plastyczne w naszym kraju.
- Niefortunny przypadek. Z pewnością zaszkodzi wizerunkowi polskiej medycyny za granicą - uważa Artur Gosk, prezes Izby Gospodarczej Turystyki Medycznej.
Według szacunków Izby w pierwszych sześciu miesiącach tego roku w ręce polskich lekarzy oddało się 120 tysięcy cudzoziemców. Zostawili w gabinetach oraz klinikach ponad pół miliarda złotych. Druga połowa roku miała być jeszcze lepsza - wpływy miały wzrosnąć o 20 procent. Teraz media nieustająco przypominają o śpiącej Christine. Część pacjentów zrezygnowała z wizyt.
- Ta afera wybuchła w fatalnym czasie - narzekają w Izbie Gospodarczej Turystyki Medycznej. Ministerstwo Gospodarki za chwilę ogłosi konkursy na „branżowe programy promocji". Do wzięcia jest 366 milionów złotych. To pieniądze na zareklamowanie za granicą 15 kluczowych dla Polski branż - na liście oprócz zbrojeniówki, kosmetyków, wyrobów z bursztynu czy regionalnej żywności jest właśnie turystyka medyczna. A w turystyce numerem jeden była dotąd chirurgia plastyczna.

Jednak dotąd nikt nie znalazł sposobu na nadzorowanie rynku chirurgii estetycznej i plastycznej. Jolanta Orłowska-Heitzman, rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Naczelnej Izbie Lekarskiej, już rok temu zwracała uwagę, że powstaje coraz więcej ośrodków chirurgii plastycznej, ale nie wzrasta bezpieczeństwo pacjentów. Podpowiadała zdyscyplinowanie lekarzy rozporządzeniem ministra zdrowia. Zdarza się bowiem, że nie przestrzegają procedur, źle prowadzą dokumentację. Ponadto zajmujący się chirurgią plastyczną lekarze z reguły nie mają takiej właśnie specjalizacji. Choć nie jest to niezgodne z prawem, bywa ryzykowne.
- Nawet najlepiej przygotowanemu specjaliście mogą się zdarzyć komplikacje. Z góry przyjmuje się, że problemy może sprawić pięć procent przypadków. Ale im mniejsze umiejętności, tym większe prawdopodobieństwo gorszego wyniku operacji - mówi profesor Andrzej Zieliński, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii plastycznej.

- Może trzeba pomyśleć o wydawaniu licencji na wykonywanie zabiegów? - zastanawia się profesor Kazimierz Kobus, który ma swoją klinikę w Polanicy-Zdroju. Ludzie, którzy się do niego zgłaszają, często już wcześniej byli gdzieś operowani, więc profesor cierpliwie poprawia to, co ktoś sfuszerował.
- Tak, dobrze byłoby wprowadzić certyfikaty - przyznaje profesor Zieliński. Tyle że o certyfikatach (po egzaminie wydawałoby je Polskie Towarzystwo Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Estetycznej) mówi się od dawna, a wciąż ich nie ma. Na stronie Towarzystwa znajduje się jedynie lista lekarzy ze specjalizacją z chirurgii plastycznej. - To raptem 150 osób - mówi profesor Zieliński. Strona jest w języku polskim. Pacjent z zagranicy tu nie zajrzy. Ci z Polski też rzadko z niej korzystają.

Ze statystyk Ministerstwa Zdrowia wynika, że w Polsce zarejestrowano 332 kliniki, oddziały szpitalne i przychodnie, w których przyjmują chirurdzy plastyczni. Jednocześnie lekarzy z taką specjalizacją jest w Polsce około 150. - Nie mam wpływu na to, że chirurgią plastyczną potrafi i może zająć się każdy: i dermatolog, i ginekolog, i laryngolog - profesor Zieliński rozkłada ręce. - Nie wiadomo też, kto, gdzie i ile operacji wykonuje.

Prezes Gosk spodziewa się, że mimo niesprzyjającej atmosfery po operacji Szwedki rynek odzyska werwę. A wkrótce na różne zabiegi medyczne uda się ściągnąć nawet pacjentów z Egiptu i USA. Izba negocjuje z PLL LOT w sprawie zniżek na bilety dla tych, którzy zechcą pójść pod nóż w Polsce.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.