Epidemie i bioterroryzm: Czy dla Polski jedyny ratunek to modlitwa?

Udostępnij:
Pomimo ministerialnych zapowiedzi, uruchomienia rezerw i wzmocnieniu procedur, Polska nie jest przygotowana ani na walkę z epidemią, a tym bardziej bezsilna jest wobec bioterroryzmu - tak twierdzą eksperci. Prof. Tadeusz Płusa twierdzi, że nie zna takiego szpitala, który mógłby zaopiekować się taką ilością zarażonych, nie zna też systemowych procedur, które chroniłyby nas przed atakiem bioterrorystów.
Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła w ostatnich dniach uruchomienie funduszy zapobiegawczych, aby umożliwić w przyszłości przeciwdziałanie kryzysom podobnym do epidemii eboli. Przygotowała też specjalny kryzysowy program.

- Nigdy więcej nie chcę, by organizacja musiała zmierzyć się z sytuacją, na którą nie jest przygotowana pod względem personelu, funduszy lub administracyjnie - powiedziała 18 maja szefowa WHO, dr Margaret Chan.

- Dyrektor generalna WHO ogłosiła ustanowienie nowego funduszu na wypadek zaistnienia sytuacji kryzysowych tzw. Contingency Fund. Fundusz będzie wynosił 100 mln USD i będzie finansowany z dobrowolnych składek. Celem funduszu będzie zapewnienie niezbędnych środków finansowych dostępnych do natychmiastowego wykorzystania w przypadku pojawienia się nagłych sytuacji kryzysowych, katastrof, a więc w przypadku sytuacji wymagających natychmiastowego działania tak, by natychmiast uruchomić finansowanie koniecznych zakupów leków, szczepionek, wysłania pomocy medycznej, etc - mówi Menedżerowi Zdrowia dr Paulina Miśkiewicz, dyr. WHO w Polsce. - Podczas odbywającego się obecnie Światowego Zgromadzenia Zdrowia dyrektor generalna przedstawiła także zmiany jakie dokonają się w samej organizacji. To jest powstanie jednego nowego programu, który będzie zajmował się sytuacjami kryzysowymi zagrożenia zdrowia. Program będzie jednoczył w sobie wszystkie zasoby z 3 poziomów organizacji (centralny, regionalny i krajowy). Z założenia będzie on miał za zadanie podejmowanie szybkich, natychmiastowych działań zaradczych w przypadku takich sytuacji kryzysowych. Będzie działał elastycznie, szybko, wykorzystując nowe efektywne platformy operacyjne i uproszczone procedury administracyjne. Program ten będzie dążył do wzmocnienia krajowej zdolności reagowania oraz będzie współpracował z kluczowymi agencjami ONZ i innymi międzynarodowymi partnerami - dodaje Paulina Miśkiewicz.

Światowa Organizacja Zdrowia po krytyce za spóźnioną reakcję na epidemię eboli uczy się na błędach. My wciąż czekamy na cud albo, że ktoś opracuje odpowiednie procedury za nas..

- Dobremu przygotowaniu do potencjalnych epidemii nie służy system finansowania całej ochrony zdrowia. W swojej zasadzie zakłada on, że szpitalom płaci się dopiero za wykonanie konkretnego świadczenia, a nie za to, że szpitale zainwestowały w odpowiedni sprzęt, kadry, wyposażenie. W wypadku przygotowań do ewentualnych epidemii natomiast trzeba wyłożyć spore sumy, nie mając żadnych gwarancji na to, że nakłady te się zwrócą. Mało tego, należy ściskać kciuki za to, by się nie zwróciły. Mam nadzieję, że zmiany prawne poczynione po wybuchy epidemii eboli w Afryce zachęcą szpitale do czynienia adekwatnych zapasów bez obaw o straty - uważa Marek Balicki, b. minister zdrowia.

- W przypadku eboli jest tak, że jeden chory może przyczynić się do zarażenie setek tysięcy ludzi. A to wymaga całkowitej izolacji, leczenia specjalistycznego, sprzętu oraz specjalnych laboratoriów badawczych - mówi prof. Tadeusz Płusa z Kliniki Chorób Wewnętrznych, Pneumonologii i i Alergologii, WIM w Warszawie. - Znam wypowiedź w tej kwestii ministra zdrowia, który zauważył dziesięć szpitali, które mogą być do tego przygotowane. Osobiście nie znam takiego szpitala, który byłby w stu procentach przygotowany do przyjęcia takiej liczby poszkodowanych - dodaje.

Jeszcze gorzej przedstawia się sprawa ewentualnych ataków bioterrorystycznych. Nie mamy opracowanych procedur na takie wypadki i chyba nie zdajemy sobie sprawy, że problem może pojawić się także u nas.
- Należy zapytać, czy rząd, czy prezydent, czy ktokolwiek kazał nam się przygotować. Oświadczam, że nikt nam niczego nie kazał, niczego nie zainicjował - mówi prof. Płusa. - Osobiście, co ja zrobiłem, to ponieważ 90 proc. poszkodowanych, to będą chorzy z powodu zaburzeń układu oddechowego, a jestem kierownikiem kliniki o tym profilu, swój zespół, personal i ja sam doedukowaliśmy się na tyle, że możemy radzić, konsultować, wyznaczać jakieś sposoby postępowania. Jako jedni z pierwszych wydaliśmy monografię na ten temat, opracowaliśmy instrukcję postępowania. Mniej więcej wiemy, ale to nie wynikło z polecenia systemowego, tylko doszliśmy do wniosku, że jak się cokolwiek wydarzy, to przecież ci chorzy do nas przyjadą. My więc w jakimś tam stopniu jesteśmy przygotowani, natomiast boleję, że kliniki o profilu zakaźnym nie są jeszcze wystarczająco przygotowane.

Podstawową sprawą jest dobra organizacja i przygotowanie odpowiedniego zaplecza. W przypadku takich zdarzeń ogromną rolę będą odgrywać lekarze pierwszego kontaktu i to oni powinni raportować niepokojące sygnały. Problem jest w tym, że nie mamy tak, jak np. w USA, infrastruktury elektronicznej i przepływ informacji może być opóźniony.

Zdaniem ekspertów, to jest właściwy czas na to, aby nie lekceważyć wydarzeń ze świata, czerpać z nich wiedzę i przygotowywać się, bo może się okazać, że jedynym ratunkiem pozostanie... modlitwa.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.