Jaka jest porodówka Macieja Wilczaka?
Czy to, że Polaków rodzi się coraz mniej, to problem dla finansów szpitala, co trzeba zrobić, aby przyjmować najwięcej porodów w Polsce, dlaczego warto dać pacjentom możliwość współpłacenia, jak bardzo potrzebne są pieniądze z KPO, i co z tymi znieczuleniami? Na te pytania „Menedżera Zdrowia” odpowiada dyrektor Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego w Poznaniu Maciej Wilczak.
Polaków rodzi się coraz mniej – jak problematyczne jest to dla pana i finansów szpitala?
– Konieczność zwiększania wynagrodzeń w szpitalach, niedoszacowanie niektórych procedur medycznych przez Narodowy Fundusz Zdrowia, zbyt mała liczba lekarzy, coraz większe wydatki związane z podwyżkami pensji personelu medycznego, koszty zakupu sprzętu jednorazowego, materiałów i energii cieplnej, starzejące się społeczeństwo, a także wspomniana przez pana coraz mniejsza liczba urodzeń to największe kłopoty zarządzających szpitalami – szczególnie utrudniające funkcjonowanie podmiotów monoprofilowych, takich jak Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Jest to największy w Polsce monoprofilowy szpital dla kobiet i to właśnie tutaj jak w soczewce skupiają się wszystkie wymienione przeze mnie kłopoty. Nie można u nas tak jak w innych wielospecjalistycznych placówkach pozyskać pieniędzy z lepiej wycenionych procedur i przeznaczyć ich na pokrycie ewentualnych strat.
Stałe, coraz większe koszty utrzymania oddziałów ginekologiczno- położniczych przy zmniejszającej się liczbie porodów przekładają się na zmniejszenie zysku z procedur. Dla mnie to szczególnie trudne, bo jako osoba pełniąca zaszczytny obowiązek bycia zarządcą szpitala uniwersyteckiego muszę dbać o jakość usług medycznych, program edukacyjny realizowany na bazie szpitala oraz oczywiście o dobrą kondycję finansową z dodatnim wynikiem finansowym na zakończenie każdego roku. Muszę więc ciągle walczyć o dodatkowe źródła finansowania, na przykład od dwóch lat korzystam ze stałego wsparcia samorządu województwa wielkopolskiego – zarówno marszałka Marka Woźniaka, jak i starosty powiatu poznańskiego Jana Grabkowskiego. Pomoc z ich strony to znaczący wkład w unowocześnianie szpitala oraz promowanie procedur minimalnie inwazyjnej chirurgii miednicy mniejszej. Dzięki dotacji starosty w 2022 r. otworzyliśmy w naszym szpitalu Centrum Histeroskopii w Znieczuleniu Miejscowym, które otrzymało jako jedyne w Polsce i jedno z nielicznych na świecie tytuł Center of Excellence ISGE nadany przez jedną z największych organizacji endoskopowych The International Society for Gynecologic Endoscopy. To wymierny dowód współpracy z samorządami. Nasz szpital, zwany popularnie Polną, jest placówką trzeciego stopnia referencyjności, co oznacza, że dzięki doskonałej kadrze położnych, pielęgniarek, lekarzy – położników i ginekologów, neonatologów i anestezjologów – oraz psychologów pomagamy w najtrudniejszych sytuacjach klinicznych.
Co zatem robi dyrektor, aby kobiety wybierały szpital przy ul. Polnej w Poznaniu?
– Poza tym, że zapewniamy najlepszą z możliwych opiekę w zakresie położnictwa i ginekologii oraz neonatologii, to mając na uwadze pomoc pacjentkom cierpiącym z powodu niepłodności, otworzyliśmy Uniwersyteckie Centrum Leczenia Niepłodności. Po zmianach restrukturyzacyjnych, jakie wprowadziłem w szpitalu, jest to jedyne w Polsce uniwersyteckie centrum na bazie szpitala publicznego, które zajmuje się diagnostyką i leczeniem par niepłodnych. To właśnie w naszym szpitalu minister zdrowia Izabela Leszczyna otworzyła i ogłosiła oficjalnie rozpoczęcie finansowania z pieniędzy publicznych programu zapłodnienia in vitro. Nasz ośrodek ma 25-letnie doświadczenie w realizacji programu in vitro, dzięki któremu urodziło się 3675 dzieci. Trudny czas, gdy nie było dofinansowania, przetrwaliśmy dzięki dotacjom samorządowym urzędu marszałkowskiego, prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka oraz programu realizowanego ze wsparcia miasta Poznania, Gniezna oraz gminy Tarnowo Podgórne. Dzisiaj z optymizmem spoglądam w przyszłość w związku z finansowaniem tych procedur z funduszy publicznych. W tym roku na ten cel otrzymaliśmy ponad 8 mln zł.
Przy Polnej zapewniamy kompleksową diagnostykę i leczenie niepłodności, dysponując odpowiednim zapleczem szpitalnym. To ważne, aby w jednym miejscu móc rozwiązać wszystkie problemy, z jakimi borykają się pary cierpiące z powodu niepłodności. Tym miejscem jest właśnie nasz szpital.
Proszę o przykłady...
Po pierwsze – pracownia mammograficzna.
Rak piersi to najczęściej występujący nowotwór złośliwy u kobiet. W początkowym okresie nie daje żadnych objawów. Stanowi około 23 proc. wszystkich zachorowań wśród nowotworów i jest przyczyną około 14 proc. zgonów, ale wcześnie wykryty jest niemal w 100 proc. wyleczalny. Najważniejszym czynnikiem wpływającym na skuteczność leczenia jest wykrycie nowotworu w jak najwcześniejszym stadium rozwoju – dlatego zachęcamy pacjentki do wykonywania mammograficznych badań przesiewowych w naszej pracowni mammograficznej. Badanie jest bezpłatne i jest wykonywane w Programie profilaktyki raka piersi. W zmianach restrukturyzacyjnych szpitala zaplanowałem powrót do tego typu diagnostyki i otrzymaliśmy dofinansowanie programu, który zawieszono kilka lat temu, czyli „Polna jest kobietą”. Zapewniamy wszystkim pacjentkom kompleksową opiekę i to właśnie staramy się czynić.
Po drugie – poradnia uroginekologiczna.
Diagnostyka urodynamiczna powinna być wykonana u każdej pacjentki z zaburzeniami czynności dolnych dróg moczowych. Wskazaniami są trudności w opróżnieniu pęcherza, trudności w utrzymaniu moczu i moczenie nocne, kwalifikacja przed planowanym zabiegiem wysiłkowego nietrzymania moczu u kobiet, ocena dolnych dróg moczowych przed planowanym zabiegiem korekcji zaburzeń statyki narządów płciowych, nadreaktywność pęcherza moczowego, obustronne cechy zastoju w górnych drogach moczowych przy braku cech przeszkody anatomicznej. Ponadto zajmujemy się najnowocześniejszymi technikami minimalnie inwazyjnej chirurgii miednicy mniejszej w zakresie leczenia zaburzeń statyki narządów płciowych, czyli – mówiąc bardziej zrozumiale – operacyjną korektą wypadania narządów płciowych. Z tym wstydliwym problemem kobiety w Polsce często przez lata nie znajdują pomocy. Na wypadanie narządów płciowych cierpi w skali świata około 6 proc. kobiet, których jakość życia jest bardzo obniżona, nie mówiąc już o satysfakcji seksualnej. Bardzo często te pacjentki całkowicie rezygnują z życia seksualnego, a to schorzenie można skutecznie wyleczyć metodami operacyjnymi minimalnie inwazyjnymi przezpochwowymi oraz endoskopowymi. W 2018 r. powołałem z moimi kolegami ginekologami z Austrii, Niemiec, Szwajcarii, Francji oraz innych krajów pierwsze w Polsce Międzynarodowe Uniwersyteckie Centrum Minimalnie Inwazyjnej Chirurgii Miednicy Mniejszej, w którym to corocznie realizujemy pięć warsztatów operacyjnych z jednoczasową transmisją online. Podczas operacji na żywo lekarze uczestniczący w warsztatach na sali operacyjnej oraz ci, którzy oglądają te operacje „przez komputer”, mogą nie tylko uczyć się najnowocześniejszych metod leczenia, ale także mogą zadawać podczas zabiegów pytania o przebieg każdego etapu operacji. 16 maja po raz trzeci w tym roku wraz z moimi kolegami specjalistami z najlepszych ośrodków endoskopowych w Niemczech, Austrii, Szwajcarii oraz Izraelu operowaliśmy najtrudniejsze przypadki, a w transmisji uczestniczyło ponad 400 lekarzy z różnych krajów. Dbam o to, aby pokazywać, że w Polsce leczymy tak samo dobrze i skutecznie jak w innych krajach na świecie. Staramy się być liderami minimalnie inwazyjnej chirurgii miednicy mniejszej nie tylko w naszym kraju, bo Polki po prostu na to zasługują, żeby korzystać z najnowszych i najlepszych metod leczenia operacyjnego.
Po trzecie – Centrum Histeroskopii w Znieczuleniu Miejscowym.
Centrum jest częścią Międzynarodowego Centrum Minimalnie Inwazyjnej Chirurgii Miednicy Mniejszej w naszym szpitalu. To unikatowy projekt medyczny, który jako pierwszy i jedyny w Polsce uzyskał Certyfikat ISGE – Center of Excellence, potwierdzający pełnienie wyjątkowej i wiodącej roli w szkoleniach oraz edukacji dotyczącej zabiegów minihisteroresektoskopii wykonywanych w znieczuleniu miejscowym. Pacjentka jest znieczulana miejscowo i podczas zabiegu jest całkowicie świadoma, a na ekranie monitora może oglądać każdy z etapów zabiegu operacyjnego i jednocześnie wybrać muzykę, jakiej chciałaby słuchać podczas operacyjnego usuwania na przykład polipów, mięśniaków czy przegród wewnątrzmacicznych. Dzięki tej nowoczesnej metodzie minimalnie inwazyjnego leczenia pacjentki już po dwóch godzinach po zabiegu są wypisywane do domu.
Po czwarte – od lipca 2023 r. po okresie pandemii organizujemy wizyty na bloku porodowym.
Pacjentki i ich mężowie zainteresowani rodzeniem na Polnej odwiedzają nas. Tłumaczymy przyszłym mamom, co je czeka po przyjęciu do szpitala. Spotykają się z położnymi, które opowiadają o procedurach, pokazują sale porodowe i mówią, jak będzie wyglądać poród. W sumie kilkaset ciężarnych zdecydowało się nas odwiedzić. Są to wydarzenia cykliczne i po ogłoszeniu na nie kolejnych terminów w ciągu kilku minut lista odwiedzających jest zamykana – to pokazuje, jak ogromne jest zainteresowanie. To cieszy.
To wszystko, o czym mówię, zachęca kobiety do korzystania z naszych usług, zapewniając placówce stabilną sytuację finansową w tych trudnych czasach.
Chyba się udało. Ostatnio publikowaliśmy listy szpitali, w których urodziło się najwięcej dzieci – pierwsze zestawienie dotyczyło 2022 r., a drugie – 2023 r. Dwa lata temu pana placówka był na pierwszym miejscu, rok temu – na drugim.
– W 2022 r. było to 5858 dzieci – byliśmy numerem jeden. Najwięcej porodów w 2023 r. przyjęto w Centrum Medycznym Żelazna w Warszawie – 5463. W naszym szpitalu było ich 5317. Na trzecim miejscu znalazło się Centrum Medyczne Ujastek w Krakowie z 4822 porodami, czyli już o 495 mniej niż u nas. Kiedy rozpoczynałem pracę w zawodzie, średnia porodów była zdecydowanie wyższa – 22–25 na dobę. Teraz jest ich 13–15. Mimo to wyniki z ostatnich lat – i jeden, i drugi – są satysfakcjonujące. To pokazuje, jak dobrą pracę wykonujemy w naszym szpitalu – mimo trudności i coraz mniejszej liczby porodów w kraju.
Czy to oznacza, że sytuacja finansowa szpitala jest dobra?
– To znaczy, że w 2023 r. zanotowaliśmy zadowalający zysk netto z działalności – co nie jest normą w wielu szpitalach w Polsce – z czego ogromnie się cieszę. Jest to zasługą każdej osoby pracującej w tym szpitalu, począwszy od personelu medycznego, na pracownikach administracyjno-technicznych kończąc. „Nikt nie jest tak mądry jak my wszyscy razem” – jak mówi japońskie przysłowie, stąd staram się zawsze wsłuchiwać w zdania i poglądy współpracowników. Zgodnie z gospodarczym podejściem Wielkopolan chcę doprowadzić do sytuacji, że nie będziemy mieli już nigdy więcej problemów finansowych.
Mówi pan o dziennej liczbie porodów 13–15. A jaki jest według pana dolny limit bezpieczeństwa, racjonalności i opłacalności? Dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Proszowicach Zbigniew Torbus w „Menedżerze Zdrowia” wyliczył, że w 2022 r. miesięcznie w jego szpitalu odbierano około 30 porodów. Było to nieopłacalne i zdecydował się zamknąć porodówkę.
– Zgadzam się z kolegą, który wypowiedział te słowa i podjął taką decyzję. Zwrócę uwagę na podstawową obowiązującą w medycynie zasadę – doświadczenie danego ośrodka jest związane z liczbą wykonywanych w nim procedur medycznych. To, jak często pracownicy szpitali mają do czynienia z patologią ciąży, nieprawidłowościami i powikłaniami, buduje ich doświadczenie i warunkuje odpowiednie do sytuacji klinicznej działania. Doskonałość w medycynie nie jest jednorazowym aktem, jest działaniem planowanym i związanym z tym, jak często daną procedurę powtarzamy. Poza tym ważna jest nie tylko kwestia udzielania świadczeń na najwyższym możliwym poziomie, bezpieczeństwo pacjentek, ale też aspekt ekonomiczny – dlatego w pełni podzielam opinię kolegi, który taką decyzję podjął. Czy to popularne? Obawiam się, że nie. Czy potrzebne? Tak.
Zwrócę się do dyrektorów czytających „Menedżera Zdrowia” – ci z państwa, którzy podejmują takie trudne działania jak w Proszowicach, postępują zasadnie, ale muszą zdawać sobie sprawę z konsekwencji – niezadowolenia okolicznych mieszkańców i lokalnych polityków. Wobec starzejącego się społeczeństwa zasoby szpitalne, które przestały być oddziałami położniczymi i ginekologicznymi, będzie można z powodzeniem zrestrukturyzować i dostosować do problemów medycznych lokalnej społeczności. Proszę się nie obawiać, kobiety z państwa szpitali będą przyjmowane do wysokospecjalistycznych jednostek – między innymi do naszej placówki. Jesteśmy do tego przygotowani.
Nie będzie problemu z przewiezieniem kobiet do większych szpitali?
– Nie, poród zwykle nie odbywa się w 15, 20 czy 30 minut. Takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko i dotyczą wieloródek. Od momentu rozpoczęcia się czynności skurczowej do porodu jest zatem wystarczająco dużo czasu na przetransportowanie pacjentki z placówki oddalonej o 50–60 km do wysokospecjalistycznego szpitala. Co więcej, tak właśnie często się dzieje. W sytuacjach klinicznych wysokiego ryzyka zagrożonych komplikacjami, gdy rozpoznawane są poważne problemy, kobiety odsyłane są do ośrodków o wyższej referencyjności. Mówimy więc jedynie o barierze mentalnej – to szczególnie emocjonuje przedstawicieli ochrony zdrowia z mniejszych ośrodków.
Wydaje się, że przeszkadza lokalna polityka…
– Jestem lekarzem i osobą zajmującą się pomocą kobietom. Nie chciałbym rozmawiać o polityce. To zostawmy tym, którzy muszą się tym zajmować albo chcą to robić. Ja zajmuję się jak najlepszym, najbardziej profesjonalnym udzielaniem świadczeń medycznych kobietom – one właśnie z tego nas rozliczają, a nie z politykowania.
Wróćmy zatem do tego, co mówił pan na początku. Zagadnienie – komentarz. Po kolei – niedoszacowanie procedur medycznych.
– Nie ma takiego kraju, w którym pieniądze przeznaczane na zdrowie byłyby wystarczające, ale w mojej ocenie w zakresie świadczeń medycznych warto byłoby bardziej zróżnicować wycenę w zależności od poziomu referencyjności. Poza tym niewiele mówi się o konieczności utrzymania poza częścią medyczną również części administracyjnej, a to też kosztuje.
Brak lekarzy i coraz większe wydatki związane ze wzrostem wynagrodzeń personelu medycznego – czy to duży kłopot?
– Dobrze byłoby wtedy, gdyby liczba wykształconych i doświadczonych osób, z którymi chcemy współpracować, była wystarczająca – niestety, tak nie jest. Jednym z największych problemów większości zarządzających szpitalami jest pozyskanie specjalistów mogących udzielać świadczeń medycznych w zakresie anestezjologii i intensywnej terapii oraz histopatologii. Znalezienie dobrej ekipy to ogromne wyzwanie. Tym bardziej że coraz więcej jest podmiotów prywatnych, czyli – jak złośliwie określam – pracujących od 15 do późnych godzin wieczornych. Mnie i innym dyrektorom szpitali klinicznych trudno konkurować z proponowanymi wynagrodzeniami i warunkami pracy w sektorze prywatnym. Pracownicy mojego szpitala otrzymują pensje z pieniędzy publicznych, które są precyzyjnie rozliczane i kontrolowane. Zdaję sobie sprawę, że nie mam na to wpływu. Jeśli chodzi o konkurencyjność, chcę wygrać jakością. Staram się, aby była najwyższa z możliwych. Edukujemy, współpracujemy z najlepszymi ośrodkami na świecie, dajemy możliwość rozwoju. Praca w naszym szpitalu jest wymagająca, motywująca i satysfakcjonująca, a ja chciałbym za nią godnie zapłacić, co często niestety nie jest możliwe.
W systemie ochrony zdrowia jest rynek pracownika. To lekarze, pielęgniarki, położne i ratownicy medyczni często stawiają warunki, negocjując stawki z dyrektorami szpitali. Ponieważ jest to mała grupa wyspecjalizowanych osób, są one na wygranej pozycji i z tego korzystają. Stawki medyków są bardzo godziwe. Co gorsza, bywa, że zarządzający z ośrodków o niższym stopniu referencyjności, chcąc przyciągnąć lekarzy, psują rynek – za mniej pracy, mniejszą liczbę odebranych porodów często wypłacane są wyższe honoraria. Rzecz wiadoma, że każdy pracownik, nie tylko w medycynie, chce dostać większe pieniądze za mniej pracy. W szpitalu trzeciego stopnia referencyjności n ie może być o t ym mowy – w każdej chwili pracownik musi być gotowy do świadczenia usług na najwyższym poziomie. Z tym też wiąże się uwzględnienie kosztów odpowiedniego sprzętu i infrastruktury.
Czy ma pan na to pieniądze?
– Jesteśmy szpitalem uniwersyteckim… Staramy się. W ostatnich dwóch latach udało się pozyskać pieniądze z kilku dotacji, z czego ogromnie się cieszę. Dotacje te pochodziły między innymi z Ministerstwa Zdrowia, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego, Starostwa Powiatu Poznańskiego, Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń i od prezydenta miasta Poznania, w sumie było to około 44,5 mln zł. To nie jest tylko moja zasługa, ale także mojego zespołu współpracowników, ze szczególnym uwzględnieniem części administracyjnej i specjalnej komórki administracji szpitala, której powierzono to zadanie.
Chciałby pan mieć możliwość zarabiania także w inny sposób?
– Powiem coś niepopularnego. Bardzo bym sobie życzył, aby było więcej konkurencji. To moje marzenie, abyśmy mogli rywalizować na rynku jednostek medycznych, bardziej zabiegać o pacjentki i wykorzystywać swój potencjał. Obecnie nie mogę podjąć pewnych działań, które pozwoliłyby na świadczenie prywatnych usług medycznych, a kadrę i możliwości sprzętowe mam konkurencyjne w stosunku do wielu jednostek prywatnych. Chcę jednak zdecydowanie podkreślić, że nie mam nic przeciwko sektorowi usług prywatnych, który rozwija się wszędzie na świecie, ale chciałbym mieć możliwość konkurowania z nim na warunkach partnerskich. Przecież jednostki prywatne także korzystają z dofinansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia. Wsparcie zapłodnienia in vitro ewidentnie to potwierdza, bo jesteśmy jedynym w Polsce ośrodkiem realizującym tę procedurę w szpitalu publicznym. Pozostałe ośrodki są prywatne i nie ma w tym nic złego. Skoro jednak może to działać w wybranych obszarach udzielania świadczeń medycznych, to dlaczego nie może w innych? W mojej ocenie to zagadnienie wymagające wyważonej i spokojnej dyskusji. Konieczna jest decyzja na poziomie ogólnokrajowym.
A byłoby to korzystne dla finansów szpitala, prawda?
– Proszę zwolnić mnie z udzielania odpowiedzi. Powiem jedynie, że dwa szpitale, o których mówiłem, Centrum Medyczne Żelazna w Warszawie i Centrum Medyczne Ujastek w Krakowie, mając inną strukturę właścicielską, mogą to robić. Proszę nie nalegać na odpowiedź – to polityka. Podsumowując – uważam, że warto rozważyć możliwość korzystania z potencjału ludzkiego, sprzętu, wiedzy i umiejętności w dobrych szpitalach, aby jeszcze skuteczniej pomagać pacjentom. Z pewnością wszystkie pacjentki by na tym skorzystały.
Podam przykład – w Austrii czy w Niemczech są takie możliwości. Pacjenci w szpitalach publicznych mogą korzystać, za dodatkową opłatą, z wyższego standardu usługi, choćby związanego z usługą hotelową.
Jeszcze o pieniądzach – te z Unii Europejskiej mogłyby pomóc?
– Zdecydowanie tak. Mówiłem o kosztownym sprzęcie i infrastrukturze, nie ukrywam – liczę na to, że pieniądze unijne pozwolą nam na odnowienie szpitala – być może nawet całej bryły. W naszej placówce pracują najzdolniejsi, najlepiej wykształceni i ciągle podnoszący swoje kwalifikacje lekarze, położne, pielęgniarki, ratownicy medyczni i pracownicy administracji, ale by mogli wykonywać swoje zadania bezpiecznie i skutecznie, konieczne jest dofinansowanie. Tworzenie czegoś nowego w zabytkowych budynkach, szczególnie takich jak nasz, który jest oczywiście piękny, wymaga ogromnej kreatywności. Musimy dostosowywać infrastrukturę budynku, na przykład wodno-kanalizacyjną i elektryczną, aby zapewnić odpowiednią jakość i bezpieczeństwo. To obecnie dla mnie działanie priorytetowe i bardzo liczę w tej sprawie na fundusze unijne. Jak już mówiłem, potrafimy skutecznie o nie zabiegać i jestem zdeterminowany, aby je pozyskać. Wszyscy wiemy, że jeśli coś przerabia się w starym budynku, jest to droższe niż budowanie na nowo.
Ile potrzebowałby pan pieniędzy, aby odnowić szpital?
– O każdą sumę warto zabiegać, ale początkowe dofinansowanie w wysokości 200–250 mln zł byłoby doskonałym wsparciem.
Gdyby zaproponowano panu opuszczenie budynku przy ul. Polnej i przeniesienie szpitala do innego, nowoczesnego obiektu, zdecydowałby się pan na to?
– Nie można kończyć historii tak pięknego miejsca, jakim jest nasz szpital. Jestem z nim związany 38 lat, to moje miejsce na ziemi. Nigdy w życiu bym tego nie zrobił z prostej przyczyny – Polna to pewna historia pisana przez ludzi, pokolenia wybitnych specjalistów, tutaj. Sukces zawdzięcza trudowi setek osób. Nie możemy się oderwać od naszych korzeni. Drzewo bez korzeni nie ma prawa rosnąć.
Decydenci za cel stawiają sobie poprawę opieki na salach porodowych – chcą, żeby znieczulenie zewnątrzoponowe było dostępne w jak największej liczbie szpitali. Aby to osiągnąć, premiują te lecznice, w których co najmniej 10 proc. rodzących siłami natury skorzysta ze znieczulenia. Na tych porodówkach wycena porodu jest wyższa niż dotychczas. Co pan o tym sądzi?
– Zagadnienie znieczulenia zewnątrzoponowego to problem, z którym boryka się wiele szpitali. Rzeczywiście, w Wielkopolsce nie mamy czym się pochwalić. Dlatego od października 2023 r., chcąc zmienić tę sytuację, wprowadziłem procedurę kwalifikacji do znieczulenia zewnątrzoponowego. Przebiega ona następująco – podczas wizyty na oddziale porodowym zespół w składzie położnik-ginekolog, anestezjolog i położna informują rodzącą zawsze w ten sam sposób (chodzi o standaryzację tego etapu opieki) o możliwych sposobach znieczulenia.
Pacjentka w ankiecie podpisuje deklarację dotyczącą zastosowania znieczulenia zewnątrzoponowego, po czym położnik-ginekolog w jej obecności zaznacza ewentualne przyczyny odmowy zastosowania tego znieczulenia i podpisuje się pod tą decyzją. Następnie anestezjolog ocenia możliwość zastosowania tego znieczulenia, podając ewentualną przyczynę odmowy, oraz podpisuje się pod tą częścią ankiety. Ta standaryzacja pozwala zdefiniować, kto i z jakiego powodu uniemożliwia skorzystanie z tej formy walki z bólem podczas porodu. Moim zdaniem jest to bardzo uczciwe podejście eliminujące niedomówienia wokół tego tematu.
Ponadto pacjentka otrzymuje oddzielną ankietę, w której podaje przyczynę swojej decyzji o rezygnacji ze znieczulenia zewnątrzoponowego. Następnie wszystkie te dane są oceniane przez zespół zapewnienia jakości świadczeń medycznych działający w naszym szpitalu, a ja otrzymuję raport. Ze wstępnych danych mogę powiedzieć, że np. w kwietniu 2024 r. ZZO zaproponowano 156 pacjentkom z 224 rodzących siłami natury. W maju 2024 r. znieczulenia odmówiło 58 ze 196 rodzących. Jak z tego wynika, mniej więcej jedna trzecia odmówiła tej formy znieczulenia, uznając ją za niekonieczną. Co ciekawe, w wynikach badań ankietowych jednym z powodów tej decyzji była chęć odbycia porodu w pełni naturalnego, niechęć do tej formy znieczulenia lub strach przed jej zastosowaniem. Powody niezastosowania tego znieczulenia w jednej trzeciej przypadków wiązały się z odmową anestezjologa, gdyż jak wiemy, takie możliwości daje zapis obwieszczenia ministra zdrowia opublikowanego w Dzienniku Ustaw z 9 czerwca 2023 r. w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej. Szczególnie kontrowersyjny jest punkt 24 tego rozporządzenia.
Ta regulacja stwarza wielkie pole do indywidualnej interpretacji. Zapis jest bardzo jasno i precyzyjnie sformułowany, pozostawiając tak naprawdę ostateczną decyzję w rękach anestezjologa. Jak pokazują wstępne dane z naszego opracowania, ten trudny problem może być niesatysfakcjonująco rozwiązywany przez zarządcę szpitala bez modyfikacji tego zapisu.
Niezależnie od determinacji dyrektorów szpitali w zakresie zmiany dotychczasowego stanu rzeczy musimy zdawać sobie sprawę z trudności w pozyskiwaniu dodatkowych anestezjologów tylko do znieczulania w obrębie bloku porodowego. Powinno to być również zasadne ekonomicznie, szczególnie w aspekcie wyniku finansowego szpitala monoprofilowego. Nie bez znaczenia są oczekiwania finansowe tej grupy zawodowej, co może stanowić kolejne utrudnienie wdrożenia i rozpowszechnienia tej formy walki z dolegliwościami bólowymi okresu okołoporodowego. Jest to szczególnie trudne w ośrodkach wysokospecjalistycznych, w których mamy do czynienia z ponad 44-procentowym odsetkiem cięć cesarskich ze względu na „kumulowanie” w tych ośrodkach patologii ciąży. Proszę, aby te moje spostrzeżenia traktować jako głos w dyskusji, a nie obronę aktualnego niesatysfakcjonującego stanu rzeczy. Nasze działania przyczyniły się do zwiększenia częstości stosowania znieczulenia zewnątrzoponowego w naszym szpitalu, ale traktuję to jako początek zmian, w których pragniemy osiągnąć jak najwyższy procentowo odsetek znieczuleń zewnątrzoponowych przy Polnej.