KO – czyli techniczny nokaut szpitali

Udostępnij:
Powstanie wojewódzkich komisji do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych (skrót autora: KO) otwiera nowy rozdział w historii polskiego szpitalnictwa. W internecie już teraz po wpisaniu hasła „zdarzenia medyczne” aż roi się od ogłoszeń kancelarii prawnych oferujących pomoc, a domena pod tym hasłem kryje nie jego fachową definicję, ale oczywiście stronę poświęconą pomocy w uzyskiwaniu odszkodowań. Można powiedzieć, że szpitale mają teraz szanse przegrywania przez nokaut techniczny, czyli KO.
System KO ma umożliwić alternatywny sposób dochodzenia roszczeń przez poszkodowanych pacjentów lub ich spadkobierców od szpitali. Komisje orzekają o istnieniu lub nieistnieniu zdarzeń medycznych (zakażeniach, uszkodzeniach ciała, rozstroju zdrowia, śmierci) będących następstwem niezgodnej z aktualną wiedzą medyczną diagnozy, leczenia, zastosowania produktu leczniczego lub wyrobu medycznego. Jaka była jego geneza, jakie będą konsekwencje?

Geneza
Genezą powstania KO jest niesprawny państwowy system prawny oraz wyjątkowa solidarność zawodowa środowiska lekarskiego, znacznie ograniczająca możliwość skutecznego postępowania pacjentów przed organami dyscyplinarnymi samorządu lekarskiego. W dziedzinie prawnego otoczenia świadczenia usług zdrowotnych mamy do czynienia z ewidentną, choć swojską, amerykanizacją.

Medycyna defensywna
Szacuje się, że koszt praktykowania medycyny defensywnej, definiowanej jako nadmierne wykonywanie badań i zabiegów, których celem jest przede wszystkim uniknięcie ewentualnych pozwań sądowych, wynosi w Stanach Zjednoczonych ok. 5 proc. całkowitych wydatków na ochronę zdrowia. W Polsce do tej pory nie istniało pojęcie medycyny defensywnej. Mając na uwadze powstanie KO, popularyzację roszczeniowości wśród pacjentów, agresywną reklamę kancelarii prawnych oraz niedofinansowanie szpitali (budżety szpitalne są w dalszym ciągu kilkukrotnie, nieproporcjonalnie niższe w relacji do dochodu narodowego per capita w porównaniu z krajami Europy Zachodniej), należy prognozować wykształcenie się tego sposobu praktykowania medycyny. Przy naszej skłonności do mnożenia specjalności lekarskich (tu mamy chyba rekord świata) prawdopodobnie powstanie nawet nowa specjalność: medycyna defensywna.

Zarządzanie ryzykiem
Skuteczną bronią przed nadmiernym kierowaniem spraw dotyczących zdarzeń medycznych jest stworzenie systemu zarządzania ryzykiem. Taki system, znany z dużych korporacji, kosztowny i wymagający specyficznej wiedzy, na razie u nas w szpitalach praktycznie nie istnieje. Ważne elementy systemu, jak np. raportowanie o incydencie (możliwym wystąpieniu zdarzenia medycznego), to przecież powszechnie potępiane w naszej kulturze „donosicielstwo”. W badaniach amerykańskich, a więc systemu z najbardziej agresywnym i kosztownym otoczeniem prawnym, zaobserwowano, że pacjenci występowali na drogę sądową przede wszystkim z powodu nieuzyskania dostatecznej informacji od leczących ich lekarzy na temat przebiegu leczenia, w tym szczególnie zaistnienia zdarzeń nieoczekiwanych przez pacjenta. Ponadto, system amerykański doprowadził do wykształcenia grupy zawodowej risk managerów szpitalnych, grupy nieznanej w Polsce.

System zarządzania ryzykiem w szpitalu powinien składać się z wielu elementów:
 definiowanie, monitorowanie, zgłaszanie zdarzeń niepożądanych,
 analiza wszystkich zdarzeń niepożądanych, a nawet tych „prawie niepożądanych” wraz z oceną ich przyczyn,
 komunikacja zwrotna dla pacjenta oraz personelu medycznego, których zdarzenie niepożądane dotyczyło,
 partnerska współpraca z ekspertami firm ubezpieczeniowych celem minimalizacji skutków zaistnienia zdarzeń niepożądanych,
 stała poprawa jakości świadczonych usług, oczywiście wymagająca ciągłego wzrostu nakładów finansowych,
 szkolenie personelu medycznego w zakresie przestrzegania standardów, minimalizacji ryzyka, zdolności interpersonalnych oraz postępowania po wykryciu zdarzenia niepożądanego,
 stworzenie narzędzi informatycznych zmniejszających ryzyko występowania zdarzeń niepożądanych, takich jak elektroniczna dokumentacja medyczna, zautomatyzowane systemy dystrybucji leków czy elektroniczne szablony postępowania medycznego.

Ubezpieczenia
Wprowadzenie KO (w obecnym kształcie zapisów ustawowych) wiąże się z koniecznością wykupienia dodatkowej polisy ubezpieczeniowej. Skoro do tej pory szpitale nie miały roszczeń w zakresie zdarzeń niepożądanych przed KO, bo komisji po prostu nie było, logiczne wydaje się rozwiązanie w którym składki na polisy wynikające z utworzenia KO są bardzo niskie. W dziedzinie ubezpieczeń szpitali od odpowiedzialności cywilnej mamy jednak czasy głębokiego PRL, gdy np. w OC komunikacyjnym istniał jeden ubezpieczyciel, a ceny polis miały się nijak do szkodowości. Bardzo ciekawy i kuriozalny jest fakt, iż choć postępowania przed KO toczyć się będą przeciwko szpitalom, to w większości szpitali diagnostykę i leczenie prowadzą lekarze kontraktowi, a więc niezależne podmioty gospodarcze, od jakiegoś czasu dość dobrze ubezpieczone od OC i to przez różne towarzystwa. KO jednak będą orzekać wypłaty odszkodowań od szpitali, a nie od już ubezpieczonych lekarzy ani też od innego personelu medycznego. A przecież błędy ludzkie to przeważająca przyczyna zdarzeń niepożądanych w medycynie. W KO zasiadają lekarze desygnowani przez samorząd lekarski, którzy raczej będą kultywować zasady solidarności zawodowej w najszerszym możliwym zakresie. Będą też prawnicy, których kancelarie są zainteresowane tego typu postępowaniami. W KO nie będzie odpowiedniej reprezentacji szpitali.

Pełny tekst Jarosława J. Fedorowskiego w najnowszym numerze "Menedżera Zdrowia"
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.