Kamień łupany

Udostępnij:
Od ponad dwudziestu lat świat przeżywa rewolucję technologiczną, która toczy się głównie w sferze przesyłu informacji. Mikrokomputery, telefonia komórkowa, internet – to milowe kroki, dzięki którym informacja jest dostępna niemal wszędzie. Skutecznie przed nią bronią się jednak instytucje odpowiedzialne za organizację i kontrolę systemu opieki zdrowotnej w Polsce.
Od ponad dwudziestu lat świat przeżywa rewolucję technologiczną, która toczy się głównie w sferze przesyłu informacji. Mikrokomputery, telefonia komórkowa, internet – to milowe kroki, dzięki którym informacja jest dostępna niemal wszędzie. Możemy z łatwością ją przesłać, możemy także ją odbierać. Dotyczy to informacji masowych, jak i informacji przesyłanych między ściśle określonymi osobami czy podmiotami. Informacje te mogą być powszechnie dostępne, ale także przesyłane z zabezpieczeniami gwarantującymi im wymagany poziom bezpieczeństwa. Rewolucja ta wtargnęła w niemal wszystkie dziedziny naszego życia. Skutecznie przed nią bronią się jednak instytucje odpowiedzialne za organizację i kontrolę systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Oporna jest też część szpitali i innych podmiotów leczniczych. Można sobie zadawać pytania, czy opór ten wynika z wyjściowego zapóźnienia technologicznego, braku kapitału potrzebnego na inwestycje, czy też z braku chęci uczynienia systemu sprawniejszym i bardziej transparentnym.

Szpitale i inne podmioty lecznicze
Podmioty lecznicze, pomimo upływu lat i powtarzających się akcji finansujących ich informatyzację, nie są skomputeryzowane w stopniu pozwalającym na właściwe wykonywanie swoich funkcji. Pomijając największe szpitale, w wielu podmiotach funkcjonują nadal tylko systemy księgowe i oprogramowanie pozwalające na rozliczanie wykonywanych świadczeń z Narodowym Funduszem Zdrowia. Brak jest zintegrowanych systemów pozwalających na zbieranie informacji z tzw. „części białej”, agregowanie i przesyłanie informacji o leczonych pacjentach, ale też ułatwiających sprawne zarządzanie. Od czasu do czasu w mediach pojawiają się informacje o tak „epokowych” rozwiązaniach w niektórych podmiotach, jak możliwość internetowej rejestracji czy śledzenia kolejki przez pacjentów.
Coraz więcej szpitali zaczyna dysponować narzędziami pozwalającymi na przesył obrazów, ale teleradiologia, która powinna być standardem, jest ciągle jeszcze pieśnią przyszłości. W następstwie tego, przy chronicznym braku radiologów, którzy mając ustawowo skrócony czas pracy, formalnie są wykluczeni z możliwości dyżurowania, spotykamy się z problemami braku możliwości zdiagnozowania pacjenta, pomimo posiadania odpowiedniego sprzętu. Wystarczy przypomnieć tylko sprawę sprzed kilku miesięcy z jednego ze szpitali w Warszawie, kiedy to u pacjentki nie zdiagnozowano incydentu mózgowego pomimo posiadania TK. A przecież to była stolica.
Podobna sytuacja jest z ogólnie dostępnymi systemami pozwalającymi na przesył zapisu EKG. Dlaczego do tej pory zespoły ratownicze nie są rutynowo wyposażone w takie systemy, aby w przypadku diagnozy zawału wieźć pacjentów bezpośrednio do ośrodków kardiologii interwencyjnej, które już oczekiwałyby na nich?
Liczba szpitali, która wykorzystuje możliwości zarządcze wykorzystując pełne zinformatyzowanie oddziałów, poradni, pracowni diagnostycznych jest znikoma. Mało który szpital korzysta z możliwości dokonywania zakupów drogą aukcji internetowych. Dopiero od niedawna zaczyna się mówić o możliwościach tworzenia przez szpitale grup zakupowych i wykorzystywania tych narzędzi do obniżenia kosztów działalności.

Kasy Chorych i Narodowy Fundusz Zdrowia
Informatyzacja płatnika to zupełnie inna bajka. W jego przypadku nasuwają się dwa podstawowe pytania. Dlaczego przekazywane informacje muszą być ciągle powielane w postaci drukowanych dokumentów i czy płatnik jest przekonany, do czego mu narzędzia informatyczne mają służyć?
Płatnik tworzył przez lata własne systemy informatyczne. Pomimo upływu blisko dziewięciu lat od powstania NFZ, nadal wiele spośród nich jest zróżnicowane w zależności od oddziału, co jest pozostałością po Kasach Chorych. Podstawowe systemy rozliczeniowe nadal są tworzone przez dwie odrębne firmy. Do końca 2008 roku były to systemy zamknięte, wymagające posiadania odpowiedniego dedykowanego oprogramowania przez świadczeniodawców. Dopiero od 2009 roku systemy te pozwalają na przekazywanie do nich informacji przez producentów innego oprogramowania. Wiele systemów uzupełniających, np. stosowanych do monitoringu, jest tworzonych autonomicznie w oddziałach i część spośród nich jest później wykorzystywana przez inne. Akurat takie asymilowanie benchmarków należy uznać za sensowne. Ale dlaczego tak wielka instytucja jak NFZ tworzy swoje narzędzia w sposób tak rozproszony? Czy od 2003 roku nie minęło wystarczająco dużo czasu, aby stworzyć kompletne i spójne narzędzia pozwalające na zunifikowane operowanie informacją na terytorium całego kraju?
Odrębnym problemem, dręczącym świadczeniodawców co miesiąc, a szczególnie pod koniec roku, jest konieczność składania przez nich dokumentów do Funduszu w postaci elektronicznej i wydruków. Jaki to ma sens, aby wszelkie sprawozdania wymagane do rozliczeń składać w trzech kopiach, niezależnie od informacji eksportowanej do systemu NFZ? Ile to kosztuje papieru, czasu pracowników świadczeniodawców i Funduszu? Dołożyć do tego trzeba tony papieru na wydrukowanie ofert konkursowych. Załączników zawierających wyposażenie i ewidencję zatrudnionych, które dla dużych szpitali liczą tysiące stron, najpierw pieczołowicie parafowanych kartka po kartce przez dyrektorów czy prezesów, a następnie studiowanych przez pracowników NFZ, czy przypadkiem któryś z zatrudnionych lekarzy nie ma niewłaściwej specjalizacji, bądź nie brakuje jakiegoś sprzętu. Czy naprawdę nie można było założyć jakichś filtrów w obrębie posiadanych aplikacji i automatycznie wychwytywać odchylenia od wymaganego standardu? Przecież trwałoby to sekundy, zaś stopień omyłek byłby znacznie mniejszy. Zwłaszcza, że nic nie przeszkadza w tym, aby odchylenia weryfikować „ręcznie”. Co prawda ostatnio Fundusz twierdzi, że tak się właśnie dzieje i oferty są analizowane komputerowo. Nie przeszkadza to jednak w utrzymywaniu nakazu składania ofert w formie wydruków. Jak widać, w przypadku płatnika można mówić o nieustandaryzowanych narzędziach oraz traktowaniu ich bardziej jako uzupełnienia „urzędniczej” pracy, niż o jej zastąpieniu.

Pełny tekst Macieja Biardzkiego w najnowszym numerze "Menedżera Zdrowia"
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.